Xiaomi, największy kopista mobilnego świata, nie jest jeszcze gotowy na opuszczenie Chin
Xiaomi zdaje się hamować. Chińska firma, która lata temu zainwestowała przede wszystkim w kserokopiarki, nie tylko radzi sobie coraz gorzej na rodzimym rynku, ale w dodatku przekłada w czasie ekspansję na zachodnie rynki.
W świecie mobilnym dominują dwie firmy. Hegemonii Apple’a nie jest w stanie zagrozić nawet Samsung, a koreańskiego giganta tylko pozornie podgryzają chińskie przedsiębiorstwa. Niemniej jednak firmie Xiaomi ciężko odmówić sukcesu, bo w kilka lat stała się dość rozpoznawalna wsród fanów mobilnych technologii.
To o tyle ciekawe, że Xiaomi tak naprawdę jeszcze nie ruszyło z ekspansją poza Chiny.
Nie jest tajemnicą, że Chińczycy nie szanują zbytnio własności intelektualnej świata zachodniego. Xiaomi jest jedną z firm, która zdobyła pozycję bezczelnie kopiując design zachodnich produktów, w tym oczywiście iPhone’a.
Kserokopiarki Xiaomi były na tyle zaawansowane, że ich telefony z Androidem przypominały produkt Apple’a nie tylko pod względem obudowy. Z rozpędu kopiowano nawet wygląd systemu operacyjnego oraz… stronę internetową promującą produkty.
Tę łatkę kopisty ciężko będzie odkleić.
Xiaomi, w którym dużą rolę odgrywa Hugo Barra, wcześniej pracujący w Google, rozwija się prężnie już od kilku lat. Smartfony będące zrzynką z produktów konkurencji ustępują miejsca mniej lub bardziej autorskim projektom, a oprócz telefonów w ofercie pojawiły się opaski fitnesowe, komputery, a nawet inteligentne wagi.
Rozszerzenie portfolio i zmiana podejścia do projektowania sprzętu sugerowałoby rychłą ekspansję na zachodnie rynki. W Chinach firma zdaje się osiągnęła to, co mogła, a jej rodzimi konkurencji z mniejszym lub większym powodzeniem sprzedają swoje produkty klientom zza granicy, czyli chociażby w Europie i w Stanach Zjednoczonych.
Mimo to na debiut Xiaomi w USA jeszcze poczekamy.
Barra przyznawał już wywiadach, że Xiaomi planuje wejść na rynek amerykański ze swoimi produktami. Już teraz sprzedaje tam opaski i powerbanki, a w dodatku firma podpisała porozumienie patentowe z Microsoftem i Qualcommem. Mimo to debiut przeciąga się w czasie.
Wielu fanów firmy pewnie chciałoby wierzyć, że w październiku amerykańscy klienci będą mogli kupić Xiaomi Mi5 lub Xiaomi Redmi Note 3, ale równie dobrze tego dnia może pojawić się jedynie nowa wersja opaski do mierzenia aktywności sportowej, a nie telefonów.
Dla Xiaomi rynek amerykański z pewnością jest wyzwaniem.
Firma musi od zera zbudować całą sieć logistyczną by objąć nią ten ogromny kraj. Nawet przy prowadzeniu sprzedaży przez własny sklep internetowy i wykorzystaniu do promocji kanałów social media firma musi poczynić znaczne przygotowania, co wymaga ogromnego nakładu środków.
Rozpoczęcie oficjalnej dystrybucji smartfonów Xiaomi w Stanach Zjednoczonych może nie być zbytnio interesujące z perspektywy polskiego klienta, ale fani firmy powinni być tematem zainteresowani, bo zamawianie smartfonów na własną rękę z Chin może mieć przykre konsekwencje.