Xiaomi może być furtką, przez którą Facebook wejdzie do Chin. Ale jeszcze nie teraz
Co wspólnego mogą ze sobą mieć Facebook i Xiaomi? Na pierwszy rzut oka nic. W końcu pierwsza firma nie działa w Chinach, zaś druga nie istnieje poza nimi. Chęć ekspansji na nowe rynki sprawia jednak, że oba przedsiębiorstwa chcą bardzo blisko ze sobą współpracować i wspólnie osiągnąć zamierzone przez siebie cele.
Tajemnicą poliszynela jest spotkanie właścicieli obu firm. Mark Zuckerberg i Lei Jun zobaczyli się w Pekinie, w prywatnym mieszkaniu tego drugiego, w okolicach października. Tam z kolei przedyskutowali warunki dofinansowania chińskiego producenta smartfonów przez największy portal społecznościowy na świecie. Ogólna treść rozmów jest znana, mimo że spotkanie to miało charakter nieoficjalny, a obie uczestniczące w nim strony nie wypowiadały się na temat poruszanych tam tematów. Wszystko dzięki kilku osobom zaznajomionym ze sprawą, które postanowiły podzielić się swoimi informacjami z agencją Reuters.
Rozmowy te dotyczyły politycznej i komercyjnej sytuacji Facebooka.
Oprócz tego Mark Zuckerberg oraz Lei Jun dyskutowali na temat wartej 1,1 mld. dol. inwestycji Facebooka w Xiaomi, do której ostatecznie nigdy nie doszło. Zresztą kwota inwestycji nie jest tu ważna, zwłaszcza dla wartego ponad 45 mld dol. Xiaomi. Byłby to jednak bardzo ważny gest dla obu firm, który mógłby mieć ogromny wpływ na ich działalność. Inwestycja w Xiaomi mogłaby być dowodem na to, że Facebookowi naprawdę zależy na Chinach, które są krajem o największej populacji na świecie i mogłyby dać Facebookowi wiele milionów nowych użytkowników.
Kolejnymi, pomniejszymi dowodami na to są inne, mniejsze gesty. Należą do nich chociażby wizyta w siedzibie Facebooka Lu Wei, chińskiego szefa cenzury, zakupienie przez Marka Zuckerberga kilku sztuk książki sygnowanej przez chińskiego prezydenta w celu poznania “socjalizmu z ludzką twarzą” oraz trwająca ponad pół godziny sesja Q&A przeprowadzone dla studentów Uniwersytetu Tsinghua i to w pełni po mandaryńsku. Oprócz tego żona Marka Zuckerberga jest w połowie Chinką, ale trudno podejrzewać, że związek ten zawarł z powodów biznesowych. Chociaż przy takim nazwisku, kto wie... ; )
W każdym razie założyciel Facebooka na każdym kroku pokazuje, że jest z Chinami za pan brat. Nie wzrusza to jednak wspominanego już Lu Weia, który uznał, że zagraniczne serwisy społecznościowe mogą siłą destabilizującą chińskie społeczeństwo. Dlatego można się spodziewać, że mimo szczerych chęci, Facebook w najbliższym czasie nie będzie oficjalnie dostępny w Chinach. Zupełnie tak jak inne zachodnie serwisy społecznościowe
To może być jeden z powodów niepowodzenia konsultacji między Facebookiem i Xiaomi.
I jak łatwo zauważyć, jest on czysto polityczny. Tak jak pozostałe z nich. Z jednej strony Xiaomi bało się odsprzedawać udziały przedsiębiorstwu, które nie ma pozwolenia na funkcjonowanie w Chinach. Z drugiej strony firma ta bała się, że bliższe relacje z Facebookiem osłabią ich relacje z najważniejszym partnerem, jakim jest Google.
Koronnym dowodem na to, że do większej współpracy między tymi dwoma firmami w najbliższej przyszłości nie dojdzie, jest pozyskanie od chińskich inwestorów dokładnie takiej kwoty, jaką miał zapewnić Facebook. Teraz Xiaomi nie sprzeda swoich udziałów Facebookowi, bo zostały już one kupione przez azjatyckie podmioty, takie jak GIC, Hopu Management i Yunfeng Capital.
Ten stan rzeczy nie będzie jednak trwał wiecznie. Wszystko dlatego, że Xiaomi już osiągnął status lidera w swoim kraju i naturalne jest, że niebawem będzie szukał nowych rynków zbytu dla swoich produktów. Szef chińskiego producenta elektroniki, tak jak CEO Facebooka, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ten kto stoi w miejscu, tak naprawdę się cofa, a konkurencja robi wszystko, by go dogonić. Dlatego musi podjąć próbę wyjścia ze swoimi produktami poza Chiny.
Jednak zanim Xiaomi dojrzeje do wejścia na nowe rynki, minie jeszcze mnóstwo czasu.
Wszystko dlatego, że produkty tej firmy naruszają ogromną liczbę patentów. Po wejściu do krajów bardziej cywilizowanych pod względem prawnym niż Chiny, Xiaomi zostałoby zjedzone przez pozwy sądowe i prawników Apple. Azjatycka firma bezczelnie kopiuje lub bardzo mocno się inspiruje nie tylko produktami tej firmy, ale też sposobami ich prezentacji. Zmiany takiej nie da się jednak przeprowadzić w krótkim czasie, ale jeśli firma ma się nadal rozwijać, prędzej czy później musi do niej dojść.
W końcu jak długo firmie tej wystarczy trzecie miejsce na podium, zaraz za Apple i Samsungiem? Nie wiem, kiedy to się stanie, ale prędzej czy później Xiaomi uzna, że chce grać o całą stawkę, a nie resztki z globalnego stołu. Tak zachowałaby się każda firma z ambicjami, a chińskie przedsiębiorstwo z całą pewnością do takich należy. Pojawia się tylko pytanie, czy wtedy Facebook będzie chciał mu pomóc. W końcu po kilku latach starań może stracić nadzieję na to, że będzie dostępny dla użytkowników z Państwa Środka i zwyczajnie zrezygnować z prób otworzenia biznesu w tej części świata. Firma Marka Zuckerberga może w końcu się z tym pogodzić, zwłaszcza po kilku latach ignorowania jej przez chiński rząd.
*Zdjęcie główne pochodzi z serwisu Shutterstock.