Piotr Lipiński: LITANIA DO KOMPUTERA, czyli o rok starszy
Udało się! Jestem znowu o rok starszy. Zdarza mi się to zawsze pod koniec grudnia.
A jak czuję się staro, to zaglądam do Wikipedii. Tam przynajmniej piszą o mnie, że jestem trochę młodszy, niż w rzeczywistości.
Urodziny to dobry moment, żeby spojrzeć w przeszłość. Podsumować to, co się w życiu zdarzyło i napawać myślą o tym, co się jeszcze zdarzy.
Kiedy byłem dzieckiem, zastanawiałem się, co to będzie, jeśli nie uzbiera się wiadomości do wieczornego wydania dziennika. Cóż to były za cudowne czasy! Pod względem mojej naiwności, rzecz jasna.
Dziś wiem, że jak nawet nie ma o czym mówić, to politycy pokrzyczą na siebie, a przebrzmiałe gwiazdy nauczą, jak tańczyć i śpiewać. Płynące z ekranu emocje są jednak sztuczne jak słodzik.
Dziennikarstwo ma taką podłą przypadłość, że po wielu latach pracy wydaje się, że już się wszystko opisało. I żaden nowy temat nie ciekawi. Bo już go się zna niemal od podszewki. Po pewnym czasie człowiek się zastanawia, czy już czegoś wcześniej nie napisał. Czy pewna myśl tylko kołacze gdzieś w głowie, czy już się ją przedstawiło dziesiątki razy.
Kiedy przychodzi takie znużenie, właściwie należałoby zmienić pracę. Bo jeśli nie potrafi się w sobie wykrzesać entuzjazmu dla jakiegoś tematu, to nie uda się go również przekazać czytelnikom. Na szczęście w czasie mojego życia świat zmienia się coraz szybciej, więc coraz trudniej popaść w twórczy marazm. Świat niemal z dnia na dzień staje się inny. Kiedyś z szaf wyciągało się trupy. Dziś z szaf wyciąga się blogerki.
Wiele zmieniło się w czasie mojego życia, ale chyba najbardziej to, że dziś jesteśmy przypięci do ekranów. Komputerów smartfonów, tabletów. To w gruncie rzeczy i tak postęp, bo przynajmniej coraz mniej nas wiąże z telewizorem.
Mój syn uważa, że przesiaduję przed komputerem (jakby on coś innego robił – i jeszcze korzystając z nawiasu pragnę dodać, że wychowując dziecko człowiek przekonuje się, jaki kiedyś był wkurzający). Też się na tym złapałem stwierdzając, że to chyba nienormalne. Jak można siedzieć dziennie nawet kilkanaście godzin przed komputerem? Przywiązany przez monitor do Matrixa?
Wygląda na to, że wpadłem w nałóg. Czy to normalne, że ślęczę długie godziny, wgapiony w ekran? Przecież mógłbym poczytać książkę, pomyśleć o wakacjach, zajrzeć do gazety.
Ale tkwienie przed komputerem to niekoniecznie efekt uzależnienia. Komputer stał się hubem, łączącym pracę, rozrywkę i codzienne sprawy. To właśnie powód, dla którego dziś tak długo przed nim urzędujemy.
Kiedy muszę napisać książkę, siadam do komputera. Kiedyś służyła do tego maszyna do pisania.
Kiedy kupuję książkę, siadam do komputera. Kiedyś szedłem do księgarni.
Kiedy potrzebuję zapłacić rachunek za gaz, siadam do komputera. Kiedyś szedłem do banku.
Kiedy potrzebuję sprawdzić datę urodzenia Berii, siadam do komputer. Kiedyś otwierałem encyklopedię.
Kiedy planuję wakacje, siadam do komputera. Kiedyś szedłem do biura podróży.
Kiedy szukam dyżurnej apteki, siadam do komputera. Kiedyś jechałem do najbliższej i czytałem kartkę z dyżurami.
Kiedy słucham muzyki, siadam do komputera. Kiedyś na talerzu gramofonu kładłem winylową płytę.
Kiedy szukam bieżących informacji, siadam do komputera. Kiedyś zaglądałem do papierowej gazety.
Kiedy chcę napisać do znajomej za granicą, siadam do komputera. Kiedyś sięgałem po papeterię, żeby zakleić list.
Kiedy wybieram najlepsze zrobione zdjęcia, siadam do komputera. Kiedyś oglądałem naświetlone „stykówki”.
Litanię można ciągnąć niemal w nieskończoność. Życie stało się łatwiejsze, jednocześnie przywiązując człowieka do komputera.
Na szczęście jeszcze nie wszystko da się zrobić przez komputer.
Kiedy chcę pobiegać, nie włączam komputera.
Kiedy przyrządzam kawę, nie włączam komputera.
Kiedy golę się, nie włączam komputera.
Choć, być może, te bastiony też kiedyś padną. W końcu już dziś mógłbym zmęczyć się na sztucznej bieżni, a obraz przebytej drogi wyświetlić na monitorze.
Czy to my jesteśmy podłączeni do Matrixa czy może my sami jesteśmy Matrixem? Przecież to właśnie nasze macki wybiegają od komputera i spowijają internetowe sklepy, banki, biura podróży.
Dziś dla mnie komputer i Internet to jedno i to samo. Żyją w symbiozie.
Internet to ojciec i matka. Nie wiesz, jak się golić? Spytaj Internetu. Nie wiesz, jak zrobić lukier? Spytaj Internetu. Łatwo to wyśmiać, przynajmniej dopóki samemu nie szuka się opinii o najdziwniejszych sprawach.
Jaki jest najlepszy sposób, żeby odstraszyć zimę? Kupić dobra łopatę. Przyznaję się – to ja jestem winien, że nie pada śnieg. Ale dziś już nawet łopaty nie można nabyć bez zaglądania do Internetu. Przekonał się o tym boleśnie mój portfel – kiedy nie podszedłem do sprawy „internetowo”, łamałem w sezonie kilka łopat. Wreszcie zakupiłem tak solidną, że zima się wystraszyła i nie nadchodzi.
Wciąż jednak spotykam ludzi, którzy nie korzystają z sieci. Czuję się wówczas, jakbym wylądował na wyspie odciętej od świata. A potem zaglądam do statystyk, z których wynika niezbicie – sporo Polaków nie zagląda do Internetu. Co dość trudno sobie uświadomić, gdy na co dzień używa się sieci do wszystkiego, co tylko możliwe.
Dlaczego? Jedni po prostu nie mogą, z różnych powodów. Raz to sprawy finansowe, kiedy indziej w ich okolicach Internet jedynie kapie a nie płynie. Tych rozumiem. Ale inni z Internetu i komputera po prostu nie chcą korzystać. Ich wyjaśnienia bywają różne, choć z reguły wiążą się z jakimiś obawami. Brzmią one trochę tak, jakby ktoś bał się, że porazi go prąd i dlatego nie używał elektryczności. Albo ze strachu przed zalaniem sąsiadów nie odkręcał kurka z wodą.
Ale jak tych internetowych abstynentów przekonać, że powinni korzystać z Internetu? Nie jest to wcale takie proste.
Najłatwiej komuś pokazać, że Internet jest głupi. Wystarczy w sekundę zawędrować na jakąś stronę z komentarzami na portalach plotkarskich. Internetu odechciewa się na długo, chyba że ktoś lubi chamstwo.
Dość łatwo przekonać kogoś, że Internet to złodziejstwo. Wystarczą sekundy, aby trafić z nim do miejsca, dzięki któremu ściągnie za darmo nowości filmowe.
Być może do Internetu łatwiej się zrazić niż przekonać. Bo żeby nam dobrze służył, musimy włożyć trochę pracy. Założyć konto w internetowym banku. Opanować pocztę elektroniczną. Nauczyć się obsługi Facebooka, który swoimi coraz bardziej skomplikowanymi ustawieniami próbuje konkurować z Photoshopem. Chociaż komputer z Internetem znakomicie ułatwia życie i pracę, to nie każdy doceni te usprawnienia. I zawsze będzie ze zdziwieniem patrzył na ludzi, którzy całymi dniami tkwią przed monitorami.
Piotr Lipiński – reporter, fotograf, filmowiec. Pisze na zmianę o historii i nowoczesnych technologiach. Autor kilku książek, między innymi „Bolesław Niejasny” i „Raport Rzepeckiego”. Publikował w „Gazecie Wyborczej”, „Na przełaj”, „Polityce”. Wielokrotnie wyróżniany przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i nominowany do nagród „Press”. Laureat nagrody Prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich za dokument „Co się stało z polskim Billem Gatesem”. Bloguje na PiotrLipinski.pl. Żartuje na Twitterze @PiotrLipinski. Nowa książka „Geniusz i świnie” – o Jacku Karpińskim, wybitnym informatyku, który w latach PRL hodował świnie – w wersji papierowej oraz ebookowej.
*Część grafik pochodzi z Shutterstock.