REKLAMA

Android 5.0 Lollipop - ktokolwiek widział, ktokolwiek wie!

Google po premierze nowego Androida wrócił do cyklicznego publikowania statystyk fragmentacji. Na pierwszy i nawet na drugi rzut oka niewiele się jednak w tabelach zmieniło, ponieważ system w wersji 5.0 Lollipop po miesiącu od premiery jest w niej nadal nieobecny. Oznacza to, że z najnowszej dystrybucji zielonego robota korzysta mniej niż 0,1 proc. użytkowników.

02.12.2014 07.09
Android 5.0 Lollipop – ktokolwiek widział, ktokolwiek wie!
REKLAMA
REKLAMA

Porównując dane dotyczące kolejnych dystrybucji Androida będących dziś w użyciu można by odnieść wrażenie, że ta oklepana już fragmentacja wreszcie odeszła w zapomnienie. Wszakże w tabeli występuje już zaledwie pięć wersji systemu.

Jeśli jednak przyjrzeć się bliżej, to problem fragmentacji nigdy nie był tak poważny, jak teraz.

android-fragmentacja-1

Tak naprawdę tych wersji bowiem jest nie pięć, a siedem. Nazwa kodowa Jelly Bean użyta została w końcu przy trzech kolejnych wydaniach udostępnianych na przestrzeni półtora roku. Co więcej, najmłodszy z nich ledwo przekroczył jedną trzecią udziałów w rynku, chociaż dostępny jest od roku. I nie, nie mylę się mówiąc o KitKacie jako najmłodszym z nich, ponieważ jego następcy w postaci Lollipopa jeszcze w zbieranych w ostatnim tygodniu listopada przez Google danych nie widać.

Android 5.0 Lollipop istnieje tylko teoretycznie.

Oczywiście nie neguję tego, że Android 5.0 został zaprezentowany bardzo niedawno, a proces dystrybucji aktualizacji systemu jest praco- i czasochłonny. Tylko jak liczyć na producentów sprzętów z nakładkami, skoro nawet sam Google opóźnia w nieskończoność wydawanie aktualizacji do Lollipopa na swoje własne, wybrane, świeże Nexusy - których posiadaczom swoją drogą obiecywano natychmiastowe aktualizacje, niczym iOS-a w iPhone’ach?

Te nieliczne urządzenia, na których Androida 5.0 zainstalowali użytkownicy, to mniej niż promil wszystkich sprzętów będących w użyciu (a dokładniej łączących się ze sklepem z aplikacjami Google Play, bo tylko takie zlicza firma z Mountain View). Podkreślmy, że sprzęty takie jak nowy smartfon Motorola Nexusy 6 i tablet HTC Nexus 9, polska edycja LG G3, tablet dla graczy Nvidia Shield oraz kilka wybranych innych urządzeń to kropla w morzu.

Nie zapominajmy też o tym, że tym razem Google dał pole do popisu producentom przedstawiając w czerwcu Androida L.

android-fragmentacja-2

Ci jednak tego nie wykorzystali i nie przygotowali aktualizacji na czas. Wzorem w kwestii uaktualnienia systemu jest Apple. Firmie z Cupertino nie można odmówić tego, że działa niemal jak w zegarku. Pierwsze spojrzenie na system dostajemy na początku lata, w trakcie WWDC. Na jesieni wraz z premierą nowych telefonów aktualizacja zostaje wydana dla posiadaczy starszych (nawet kilkuletnich) urządzeń - dla każdego bez wyjątku, tego samego dnia, o tej samej godzinie, podobnie jak kolejne łatki. Oczywiście serwery potrafią się przytkać, ale i tak Apple roznosi konkurencję na łopatki.

Oczywiście zdarzają się błędy, jak “uceglający” iPhone’a 6 i iPhone’a 6 Plus nieszczęsny update iOS 8.0.1. Nie można też zapomnieć o tym, że Apple kontroluje hardware i software, wiele nowych funkcji niedostępne jest dla starszych urządzeń i tak dalej. Można nawet podnieść argument, że starsze urządzenia nie mają tych samych możliwości, co najnowsze produkty w portfolio, a aktualizacja typu OTA do nowego iOS-a wymaga od użytkownika niemożebnie dużo wolnego miejsca w pamięci smartfonów i tabletów (gdzie ten ostatni problem rozwiązuje iTunes).

Apple jednak problemy rozwiązuje szybko, aktualizacje dostępne są od razu dla wszystkich, a okrajanie oprogramowania dla starszych sprzętów jest zwykle logicznie uzasadnione.

Co prawda w tym roku nieco zawiedli użytkownicy, bo nie aktualizują swoich sprzętów tak ochoczo, jak życzyłby sobie tego Apple - mimo to i tak w kilka miesięcy od premiery iOS-a 8 to właśnie ta wersja dominuje rezerwat. W przypadku iOS 7 rok temu rynek jeszcze szybciej przyjął nową wersję oprogramowania; pewnie dlatego, że zmiany były w końcu znacznie bardziej widoczne. Jony Ive przemodelował wtedy cały interfejs i wyrzucił do kosza wszystkie projekty oparte o skeumorfizm.

Teraz możemy spojrzeć na drugą stronę barykady, czyli nowoczesnego Androida 5.0 Lollipop porzucającego interfejs Holo wprowadzającego Material Design. To również ogromna zmiana wizualna (na lepsze). Okazuje się jednak, że po miesiącu nadal jego udział mieści się… w granicach błędu statystycznego. Użytkownicy Androida nie aktualizują sprzętów z taką werwą, jak iOS-owcy, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie mogą tego zrobić.

Nawet w przypadku Nexusów, gdzie Google “kontroluje software i hardware”, sprawa nie jest taka oczywista, a posiadacze droższych sprzętów z modemami LTE traktowani są jako klienci drugiej kategorii.

android-fragmentacja-3

Androida 5.0 użytkownicy systemu Google mogą pooglądać wyłącznie na zrzutach ekranu, a Material Design jak na razie przejawia się tylko jako aktualizacja wybranych aplikacji. Nie tylko użytkownicy nie licząc wybranych szczęśliwców nie dostali nowych funkcji systemu o kodowej nazwie Lollipop (w tym przeprojektowanych powiadomień), ale też na ich urządzeniach wprowadzono misz-masz.

Patrząc na bezlitosne statystyki nie rozumiem decyzji Google umożliwiającej wprowadzenie Material Design na starsze urządzenia. Tak jak np. Gmail w wersji Holo miał cechy wspólne z systemową aplikacją Poczta, tak najnowsza wersja aplikacji pocztowej nie pasuje do starych nakładek w żadnym stopniu. Android nie słynął nigdy ze spójności w dziedzinie interfejsu, ale teraz jest jeszcze gorzej.

I to się prędko nie zmieni.

Rzut oka na tabelę zamieszczoną przez Google pokazuje, że Android 5.0 jeszcze w niej... nie zaistniał. Dalej w danych można znaleźć nie tylko suchego, ale spleśniałego wręcz pierniczka. Archaiczny Android 2.3 Gingerbread zainstalowany jest nadal na 9.1 proc. urządzeń, co daje niewielki spadek z 9,8 proc sprzed miesiąca. Android 2.2 Froyo do lamusa odchodzi wolnymi krokami - spadek z 0,6 proc. na 0,5 proc.

W pozostałych komórkach tabeli też nie widać większych zmian. Android 4.0 Ice Cream Sandwich ma teraz 7,8 proc. udziałów, czyli o 0,7 pp. mniej, niż miesiąc temu. W przypadku Jelly Beana liczonego całościowo jest to teraz 48,7 proc, czyli blisko połowa rynku; w listopadzie Żelki można było znaleźć na 50,9 proc. smartfonów i tabletów.

Co w tym jest najciekawsze to fakt, że wszystkie kolejne dystrybucje Jelly Beana tracą po równo.

android-fragmentacja-4

Najstarszy z nich, czyli Android 4.1 odnotował spadek o 1,5 pp. do wyniku 21,3 proc. Android 4.2 może dzisiaj pochwalić się 20,4 proc. udziałów w rynku, czyli o 0,4 pp. mniej, niż w listopadzie. Najmłodszy z trójki, czyli Android Jelly Bean 4.3 odpowiada teraz za 7 proc. rynku smartfonów i tabletów, gdy miesiąc temu było to 7,3 proc.

Te zmiany są jednak minimalne, tak samo jak minimalny jest przyrost na rynku KitKatów. Android 4.4 to dzisiaj 33,9 proc. obecnych urządzeń mobilnych z zielonym robotem, czyli zaledwie o 3,7 pp. więcej niż w przypadku ostatnich statystyk. Tylko czekać jednak, aż zacznie on tracić udział na rzecz Lollipopa - wcześniej batonik Nestle podgryzał Żelki.

Oczywiście dla porządku wspomnę o tym, że wiele z nowości dodawane do nowych wersji Androida trafia na starsze sprzęty w postaci aktualizacji Google Play Services.

Za to mogę Google pochwalić, bo znalazł sposób na częściowe rozwiązanie problemu braku aktualizacji nieco na około. Stało się jednak to, czego się obawiałem już rok temu. Nowy Android wprowadza jednak zupełnie nowy interfejs, a Material Design przez Google Play Services przemycić nie sposób.

REKLAMA

Na producentów sprzętów z nakładkami będziemy musieli poczekać do przyszłego roku, ale aktualizacja trafi i tak tylko na kilka wybranych sprzętów. Uaktualnienia doczekają się wyłącznie najdroższe, najpopularniejsze i najbardziej prestiżowe smartfony i tablety w ofercie. Reszta będzie mogła tylko “polizać lizaka przez szybkę”.

Problem fragmentacji jest teraz widoczny jak nigdy dotąd…

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA