Nintendo odważnie krytykuje konkurencję i... nie sposób nie przyznać mu nieco racji
Wii U pojawił się znacznie wcześniej od nowych wersji Xboxa i PlayStation a mimo tego nie powtórzył spektakularnego sukcesu swojego poprzednika. Ma jednak jeden, solidny atut. Tylko dlaczego konsumenci go nie dostrzegają?

Wii U, a więc następca niesamowicie popularnego Wii, pojawił się w sprzedaży na długo przed konkurencją. Wydawać by się mogło, że konsola ta jest skazana na sukces. To następca Wii, a więc niekwestionowanego hitu. Oferowała moc obliczeniową przewyższającą to, co w tamtym czasie konkurencja proponowała. A mimo tego nowa konsola Nintendo dalej jest czymś niewiele ważniejszym od rynkowej ciekawostki.
Rok temu pojawiły się na rynku PlayStation 4 i Xbox One. Obie konsole, zwłaszcza ta pierwsza, odniosły prawdziwy sukces i sprzedają się w milionach egzemplarzy. Obie też są… bardzo do siebie podobne i dość rozczarowujące.
„Xbox One i PlayStation 4 są nudne i niczym się od siebie nie różnią”
Tak można podsumować to, co miał do powiedzenia na temat produktów Microsoftu i Sony prezes amerykańskiego oddziału Nintendo. I właściwie, to ma rację. Obie konsole nie oferują tak dużego skoku jakościowego względem swoich poprzedników, jakiego się spodziewaliśmy. Co więcej, ich wydajność pozostawia wiele do życzenia i jest na poziomie średniej klasy PC. Porównywanie bezpośrednie obu platform jest co prawda niesprawiedliwe z uwagi na przeróżne usprawnienia i optymalizacje w sprzęcie, a przede wszystkim w oprogramowaniu, ale PlayStation 4 i Xbox One i tak rozczarowują.
Obie konsole można właściwie określić jako dopalone wersje swoich poprzedników z różnymi gadżetami (Kinect, integracja z sieciami społecznościowymi, nagrywanie filmów wideo, funkcje telewizyjno-multimedialne, i tak dalej), ale dalej to są tak naprawdę te same konsole, tyle że zdolne do renderowania tekstur w lepszej jakości.

Nintendo Wii U jest zdecydowanie inne od swoich poprzedników. Na tej konsoli nie znajdziecie kasowych gier pokroju Call of Duty. Za to znajdziecie takie, których nie ma nigdzie indziej. I nie mówimy tu tylko o samych markach, ale również i pewnym specyficznym klimacie.
Do czego bowiem porównać Bayonettę, Mario Kart czy Smash Bros? Jak porównać tableto-gamepada do czegokolwiek, co oferuje konkurencja (nie, SmartGlass to nie to samo)? Wii U jest zupełnie inne. Posiada swoją łatworozpoznawalną tożsamość. I oferuje masę dobrej zabawy w formie trudno dostępnej gdziekolwiek indziej.
Sęk w tym, że gracze tego nie chcą
Wygląda na to, że sprawdza się stare porzekadło „najlepsze piosenki to te, które już znamy”. Wii odniósł sukces, bo oferował coś więcej, niż siedzenie na kanapie z gamepadem. Proste, wesołe gry ruchowe nie tylko dla hardkorowców, ale i dla całych rodzin, były kluczem do sukcesu Wii w domach na całym świecie. Sęk w tym, że Microsoft i Sony zrozumiały ten popyt i zaprezentowały swoje Move i Kinect.
Nintendo więc pozostała nisza jego własnych, autorskich gier. Gier rewelacyjnych, niesamowicie przyjemnych, ale specyficznych. Tymczasem większość rynku chce kolejnego Need for Speeda, kolejne Call of Duty i gier, które są widowiskowe na miarę wysokobudżetowego spektaklu z Hollywood.

Patrzymy się na Zeldę i Mario z wielką sympatią, ale… wolimy jednak pobawić się w coś innego. I sam jestem jednym z tych, który zamiast cieszyć się nową grą na Wii U mam w planach przejście nowego Call of Duty.
Sam nie wiem czemu, ale patrząc na starania Nintendo i pozytywną energię, jaka bije od tej konsoli i gier na nią czuję się… hm, winny. Oto bowiem jest fajny produkt, zupełnie inny od reszty, a ja i tak wolę „fast-food” w postaci mojego Xboxa.
I im bardziej się nad tym zastanawiam, tym bardziej nie rozumiem dlaczego.