Oceny wyników Google'a nie rozumiem
To niesamowite, jak oderwani od rzeczywistości potrafią być inwestorzy giełdowi. Przychody wzrosły o 19 proc. do 15,4 mld dol, a zysk netto poszedł w górę o 3 proc. do 3,65 mld dol. - to najnowsze kwartalne wyniki Google'a, po ogłoszeniu których kurs akcji internetowego lidera spadł o ponad 3 proc. Powód? Bo zupa była..., przepraszam - bo koszty wrosły o 23 proc. zamiast 15, jak oczekiwano.
Ten 3 proc. spadek, gdy walory sprzedawane są po więcej niż 550 dol. wielkiej szkody Google'owi nie zrobi. Szczególnie, że od początku 2013 r. cena akcji wzrosła o ponad 50 proc., ale jest symboliczny - oto bowiem od firmy, która praktycznie nie ma konkurenta na swoim koronnym rynku, która w spokoju może rozwijać szereg spektakularnych pobocznych biznesów, która może inwestować w spektakularne, nieprawdopodobne wizje zmieniające świat, oczekuje się..., no właśnie, czego? Że będzie siedziała na tyłku patrząc jak rosną miliardy z reklamy przy wynikach wyszukiwania?
Nonsens
Rozumiem, że można krytykować Google'a za to, że jego biznes jest w ponad 95 proc. oparty na jednym produkcie, choć zagrożenie wynikające z tego, jest zapewne dużo mniejsze niż ponad 55-proc. zależność Apple'a od iPhone'a. To z prostego powodu - Apple ma konkurencję, która od lat podbiera mu rynek, Google, mimo wciąż zmieniających się strategii dwóch potencjalnie najważniejszych rywali: Microsoftu (Bing) i Yahoo, pozostaje niezagrożony. Ba, będąc gigantycznie większy od swoich rywali, to on wciąż dynamicznie rośnie, podczas gdy zarówno Microsoft, jak i Yahoo notują kolejne spadki przychodów i rentowności.
Rozumiem, że można krytykować Google'a za to, że jego relatywnie młode biznesy, czysto związane z rynkiem reklamy, jak YouTube, czy reklama displayowa, wciąż nie odgrywają istotnej roli w strukturze przychodów firmy, ani też nie pokazują najwyższej dynamiki, ale karać Google'a za to, że pozwolił sobie na o 5 pkt proc. wyższe koszty niż ktoś tam z analityków zakładał jest co najmniej śmieszne.
Tym bardziej, że przecież w zeszłym kwartale Google dokonał jednego z większych przejęć w swojej historii - za 3 mld dol. kupił producenta nowoczesnych termostatów i innych urządzeń do sterowania inteligentnym domem Nest. To przecież ma mocne, jednorazowe przełożenie na wzrost kosztów.
OK, na to można odpowiedzieć, że praktycznie każdego kwartału Google dokonuje mniej lub bardziej spektakularnych przejęć, które są takimi jednorazowymi fenomenami wpływającymi na wzrost kosztów.
Drugim aspektem generującym wyższe koszty są wydatki na badania i rozwój (R&D). W ciągu roku wzrosły o 31 proc. do 3,2 mld kwartalnie.
To dużo, zarówno nominalnie, jak i procentowo pod względem wzrostu. Ale przecież czy właśnie nie w wynikach prac laboratorium Google'a wszyscy szukamy zapierających dech w piersiach projektów, które napędzają biznes i naukę na całym świecie? Tylko w ostatnich latach ze śmiałych, abstrakcyjnie brzmiących projektów wymyślonych w piwnicach Google'a powstały samojężdżące samochody, Google Glass, projekt ARA (składanego z modułów smartfona) i dziesiątki innych.
Zresztą abstrahując od wszystkiego, to czy można krytykować biznes, który na czysto zarabia ponad 3,6 mld dol. w trzy miesiące, tylko dlatego, że nie zarobił 3,7 mld dol.?
Zdjęcie główne pochodzi z Shutterstock