Inteligentny zegarek i okulary? Dziękuję, postoję
Stało się – Google zaprezentowało niemal kompletną, ustandaryzowaną, rozbudowaną i przemyślaną platformę dla urządzeń zaliczanych do nowej kategorii tzw. elektroniki ubieralnej. Dzięki nawiązaniu współpracy z licznymi producentami zarówno podzespołów jak i gotowych urządzeń, już wkrótce powinniśmy spodziewać się prawdziwego zalewu tego typu akcesoriów. Tyle tylko, że do mnie nadal nie przemawiają one w żaden sposób.
Na początku w tym segmencie rynku panował absolutny chaos. Prawie każdy chciał mieć swój produkt na rynku jak najszybciej, żeby trafić do grupy osób, które byłyby zainteresowane zakupem ze względu na nowość i ciekawostkę. Próbowano z własnymi systemami, próbowano z pełnym i okrojonym Androidem, próbowano nawet z Tizenem. Żadne z tych urządzeń nie zasługiwało jednak na określenie mianem masowego sukcesu. Większość oferowała niezbyt rozbudowaną funkcjonalność, a do tego były po prostu przeciętnie atrakcyjne.
Mówiąc wprost – wyglądały jak plastikowe zabawki z bazaru.
Teraz sytuacja uległa zmianie i wszystko wskazuje na to, że w najbliższych miesiącach będzie już tylko lepiej. W końcu zobaczyliśmy (choć na razie tylko na grafikach) inteligentne zegarki, które mogą się podobać, w końcu zobaczyliśmy system, który nie jest robiony na siłę. W końcu jest szansa na zmianę i rozruszanie tej części rynku elektroniki użytkowej.
Niestety tak czy inaczej, nie potrafię odnaleźć w tych zegarkach praktycznie nic, co faktycznie byłoby w stanie przyciągnąć moją uwagę. Był taki moment, że za wszelką cenę chciałem posiadać jeden z nich – było to w czasach, kiedy o Pebble jeszcze nikt nie słyszał, a jego twórcy zajmowali się innym projektem – InPulse dla BlackBerry, który ostatecznie okazał się jedynie podkładem pod późniejsze prace nad późniejszym produktem zgodnym z Androidem i iOS.
Szybki dostęp do powiadomień i kilka dodatkowych funkcji, które sprawiały, że ze zwykłego urządzenia do pokazywania godziny nasz zegarek stawał się praktycznie komputerem były wizją naprawdę atrakcyjną. Przynajmniej do czasu…
Do czasu, kiedy uświadomiłem sobie jak wiele czasu, który mógłbym poświęcić na coś innego, zajmuje mi często bezproduktywne korzystanie z telefonu. Facebook, Twitter, gry, aplikacje – praktycznie nie było chwili, żeby cokolwiek nie działo się w świecie i żeby krótkie zerknięcie na telefon nie przekształciło się w kilkanaście lub kilkadziesiąt minut. Korzystanie ze smartfonu wszędzie i w każdej sytuacji to dziś praktycznie norma – musimy odebrać te kilka maili na godzinę, kilka SMS-ów, sprawdzić timeline na Twitterze czy wrzucić zdjęcie na Instagrama. Niezależnie od tego, czy siedzimy w autobusie, samochodzie czy podczas spotkania ze znajomymi, zawsze wskaźniki nowych powiadomień pokazują nam nowe, nieprzeczytane wiadomości i wydarzenia, do których powinniśmy się przecież odnieść.
Można oczywiście wyłączyć telefon i schować go do kieszeni, dzięki czemu przynajmniej teoretycznie jesteśmy odcięci od tego zalewu mniej lub bardziej znaczących wiadomości, ale wtedy, jeśli posiadalibyśmy inteligentny zegarek, tak czy inaczej przy każdym zerknięciu na jego wyświetlacz w celu sprawdzenia godziny będziemy widzieć – 5 nieodebranych maili, 3 połączenia, 12 nowych tweetów i 2 wiadomości na Facebooku.
Kto oprze się wtedy pokusie sięgnięcia po telefon? W końcu to-może-być-coś-ważnego-muszę-sprawdzić.
Te same opory miałbym przez zakupem Google Glass lub ich konkurentów, w momencie, kiedy ostatecznie dojrzeją i trafią do masowej produkcji. Po raz kolejny dostajemy do rąk urządzenie, które jeszcze bardziej wiąże nas z telefonem i (przede wszystkim) usługami konkretnego producenta, usuwając praktycznie wszystkie niedogodności związane z korzystaniem z nich w dowolnym czasie. Mamy zajęte ręce? Nie wyciągniemy telefonu, ale odczytamy wiadomości na okularach. Spieszymy się i nie mamy czasu wyciągnąć telefonu? Nie chce nam się podnieść z kanapy i pójść po telefon? Wszystko mamy zawsze… na głowie lub w zegarku. Znika ten cienki bufor pomiędzy nami, a światem zamkniętym w smartfonie. Światem, jak by nie było, wirtualnym. Na własne życzenie i za własne pieniądze obklejamy się w każdym możliwym miejscu elektroniką, która po dołożeniu każdego kolejnego elementu tej układanki jeszcze bardziej nas od siebie uzależnia.
Jedyną sytuacją, w której byłbym gotów zakupić inteligentny zegarek byłaby ta, kiedy były on w stanie zastąpić całkowicie mój telefon. Nie stanowić kolejną, kosztowną część zestawu, a po prostu wygodniejszą alternatywę dla dotychczasowego (innego) rozwiązania. Czy jest to w ogóle możliwe – nie wiem, aktualnie rozwiązania tego typu są raczej ciekawostkami niż użytecznymi produktami, ale może kiedyś zobaczymy właśnie coś takiego.
Poza tym większość standardowych wad inteligentnych zegarków, nawet pomijając już teoretycznie rozwiązany problem ich fatalnego wyglądu, była wielokrotnie wymieniana i powtarzana.
Niezbyt wygodny sposób interakcji (z wykorzystaniem komend głosowych), sprawiający że w miejscach publicznych wyglądamy po prostu dziwnie. Brak (przynajmniej na razie) obsługi języka polskiego. Niewielka różnorodność (choć ten problem prawdopodobnie zniknie w ciągu najbliższych lat, a i elektroniczna tarcza wiele zmienia). Nieznana realna żywotność produktu z uwzględnieniem wytrzymałości materiałów i jego oprogramowania. Nieokreślona stabilność, wydajność i niezawodność. Lista jest naprawdę długa i nic nie stoi na przeszkodzie, aby dołożyć do niej kolejne pozycje.
Nie ma wątpliwości natomiast co do jednego – w pewnym momencie inteligentne zegarki czy okulary w stylu Google Glass staną się dla nas tym, czym dzisiaj są smartfony – całkowitą codziennością i normalnością. Każdy będzie miał jeden z tych produktów (lub dwa) i wszyscy będą zastanawiać się, jak mogli żyć bez nich. Pytanie tylko, czy życie w tak hiper-połączonym świecie będzie naprawdę lepsze od obecnego?
Zdjęcie Male finger taps like icon on blue smart watch, three girls chatting with their smartphones at the park, bright picture of woman shouting into smartphone pochodzi z serwisu Shutterstock.