Założyciel Google'a atakuje Facebooka i Apple, bo się ich boi
O Google'u można mówić wiele - że KGB współczesnego internetu, że nie potrafi zarabiać na niczym innym aniżeli reklamie przy wynikach wyszukiwania, że nie potrafi przełożyć hitowych produktów (Android i Chrome) na bezpośredni sukces finansowy, jednak gdy spojrzymy na to, jak firma zarządzana dziś przez Larry'ego Page'a rozwija się pod względem finansowym na przestrzeni lat, to powinniśmy porzucić wszelkie niezdrowe dywagacje.
Zestawienie wzrostu przychodów i zysków firmy Google na przestrzeni lat od giełdowego debiutu pokazuje obraz niezwykle zdrowego przedsiębiorstwa - krzywa wzrostu przychodów jest zapewne obiektem zazdrości wielu firm i to nie tylko tych internetowych. Nie ma tu bowiem ani żadnych spadków, czy nawet zahamowań, ani równie niebezpiecznych jednorazowych wystrzałów w górę. Google rośnie bardzo dynamicznie, ale jednocześnie w najbardziej oczekiwanym przez przedsiębiorców ruchu jednostajnie przyspieszonym.
Między 2004 r., gdy Google debiutował na giełdzie, a poprzednim 2011 rokiem, przychody firmy wzrosły 8-krotnie, a zyski niemal 10-krotnie. Wygląda również na to, że rok 2012 będzie kolejnym rokiem zarówno rekordowych przychodów, jak i zysków, bowiem przychody Google'a po pierwszym kwartale 2012 r. są o prawie 2 mld dol. wyższe, a zysk ponad 1 mld dol. wyższy niż rok wcześniej. Wydawałoby się, że nikt i nic nie jest wstanie sprawić, by finansowa potęga Google'a mogła nagle zacząć się chwiać.
A jednak…
W wywiadzie dla angielskiego "Guardiana" jeden z dwójki założycieli Google'a, Sergey Brin przypuścił mocny atak w kierunku Facebooka i Apple'a, których oskarżył o to, że stanowią 'potężne siły, które skrzyknęły się przeciwko otwartemu internetowi'. To dlatego, że obie wskazane przez Brina firmy 'ściśle kontrolują oprogramowanie, które może być wydane na ich platformy'.
O ile dziś może brzmieć to paradoksalnie, to w długoterminowym ujęciu, to właśnie Facebook i Apple mogą przyczynić się do tego, że potęga finansowa Google'a będzie więdnąć. O ile bowiem Google z sukcesem rozwija alternatywne w stosunku do wyszukiwarki produkty, na czele z Androidem i Chrome'em, to jednak w ponad 95% jego przychody i zyski uzależnione są wyszukiwarki, gdzie Google sprzedaje przestrzeń reklamową. Zarówno Facebook, jak i Apple inwestują w świat aplikacji, które mają zastąpić, a przynajmniej stanowić poważną alternatywę dla stron www, które przeszukuje swoim algorytmem Google. Do aplikacji mobilnych, czy webowych Facebooka i Apple'a, Google swobodnego dostępu nie ma - stąd obawy Brina.
To nie przelewki - wystarczy spojrzeć na sukces Instagram, który notabene należy od niedawna właśnie do Facebooka. Serwis rośnie w nieprawdopodobnie szybkim tempie - w ciągu zaledwie 10 dni dołożył kolejne 10 milionów do swojej bazy i ma ich już 40 mln - produkuje mnóstwo treści wizualnych, a Google nie może go indeksować, bo to aplikacja mobilna (która nie jest obecna w formie www), mimo iż dostępna jest także na platformie Google Android.
Swego czasu Steve Jobs rzucił przepowiednią, że w niedalekiej przyszłości aplikacje zastąpią internet w formie www. Ładnie opisał to w weekendowej "Gazecie Wyborczej" Wojciech Orliński.
WWW to relikt z czasów, w których nie nosiliśmy jeszcze terminali internetowych w kieszeniach. Ba, nie nosiliśmy ich nawet w torbach - WWW tworzono na komputerach stacjonarnych. Serwisy WWW projektowane są z myślą o użytkownikach, których podstawowym narzędziem są mysz i klawiatura. Urządzenia mobilne obsługuje się palcami, a ważnymi elementami obsługi są wbudowane gadżety takie jak kamera czy akcelerometr (wykrywający potrząsanie czy obracanie). Strony WWW nie potrafią z tego skorzystać.
W świecie www istnieją dziś zarówno Facebook, jak i po części Apple, jednak obie firmy bardzo silnie inwestują w rozwój świata opartego na aplikacjach - Facebook robi to lobbując za programami, które wzbogacają doznania użytkowników jego serwisu internetowego, a Apple opierając rozwój swoich platform komputerowych na mobilnym systemie operacyjnym z iPhone'a i iPada. A są to produkty, które przejmują funkcjonalności stron www. Szczególnie te oparte na geolokalizacji to bolesna strata dla Google'a - w końcu największą część przychodów reklamowych Google'a budują mali reklamodawcy, którzy reklamują swoje usługi przy wynikach wyszukiwania lokalnych. Im więc więcej będą użytkownicy korzystać z zamkniętych na algorytm wyszukiwania Google'a aplikacji, tym mniejszą szansę będzie miał Google na zarobek.
Oczywiście Google nie pozostaje w tyle - w świecie aplikacji mobilnych dysponuje potężną amunicją: ma własny mobilny system operacyjny, który także w dużej mierze oparty jest na popularności aplikacji mobilnych, ma lidera reklam mobilnych AdMob, ale mimo to nie ma mowy o pozycji tak dominującej jak w świecie www.
Walka o otwartość sieci, którą wyartykułował Sergey Brin, jest więc tak naprawdę walką o miliardy dolarów Google'a.