Mam już dość Chińczyków, którzy robią mnie w bambuko
Wyrzuciłem ze smartfona i tabletu wszystkie chińskie apki, które notorycznie robiły mnie w… bambuko. Czekam na to, aż Apple dobierze się do tyłka korporacjom wykorzystującym powiadomienia do wysyłania spamu na iPhone’y. W końcu łatwo je namierzyć, skoro łączy je jedno - chińskie korzenie.

Korzystam na smartfonie z dziesiątek aplikacji, które pisali programiści z całego świata, ale od lat nowych nie instaluję prawie wcale. Zestaw, który przez ubiegłą dekadę z okładem zebrałem jest na moje potrzeby wystarczający. Dodaję do listy nowe pozycje zwykle tylko wtedy, gdy konkretnego programu wymaga ode mnie np. zakupiony lub testowany aktualnie sprzęt.
Rzadko też usuwam raz pobraną apkę, skoro przed zainstalowaniem nowej trzy razy się zastanawiam, czy na pewno takowej potrzebuję. Ostatnio zrobiłem jednak czystkę. Mam już dosyć korzystania z aplikacji tworzonych przez deweloperów, którzy próbują robić ze mnie idiotę. Ileż można wysyłać do użytkowników fikcyjnych powiadomień tylko po to, żeby nakłonić ich do kliknięcia w ikonkę.

Najbardziej irytujący z całej zgrai był ten nieszczęsny TikTok. Już pal sześć to, że pożera czas (a jedyna teoria spiskowa, którą byłbym w stanie zaakceptować jako fakt, to ta, że ten serwis powstał w celu ogłupiania zachodniego społeczeństwa), ale ta apka naprawdę robi z użytkowników głupków. Koło jej ikonki nonstop świeci się czerwony bąbelek wskazujący nieprzeczytane powiadomienia.
TikTok i powiadomienia widmo
TikTok używa czerwonych bąbelków, by nakłaniać użytkowników - zwłaszcza tych cierpiących na FOMO i odznaczających wszystkie nowe powiadomienia od razu - do klikania dzień w dzień w ikonkę apki. Platforma nabija sztucznie statystyki - wynika z nich, że użytkownicy codziennie ją odpalają. Sam złapałem się na tym, że otwieram apkę, chociaż wiem, że prawdopodobnie nic nowego w niej nie ma.
Najgorsze jest to, że w praktyce te numerki wyświetlane przy ikonce aplikacji TikTok na iOS-a i iPadOS-a nie mają żadnego znaczenia. Nie odpowiadają ani liczbie nowych komentarzy lub udostępnień, ani nowych filmów opublikowanych przez osoby obserwowane, ani niczemu innemu. Nie udało mi się znaleźć żadnego wzorca. Mam wrażenie, że są wyciągnięte wprost z generatora liczb losowych.
Co gorsza nawet po odznaczeniu wszystkich typów powiadomień w ustawieniach aplikacji czerwony bąbelek z losową liczbą pojawia się raz dziennie, co zaczęło mnie - tak po ludzku - irytować. Okazuje się przy tym, że to raczej nie jest bug, tylko bardziej ficzer, skoro użytkownicy na Reddicie i innych serwisach społecznościowych narzekają na ten problem od lat.

I wiem wiem, można przecież całkowicie wyłączyć zarówno te bąbelki, jak również powiadomienia w ogóle - ale jeśli miałbym korzystać z tej platformy aktywnie, to chciałbym wygasić powiadomienia zbędne i zostawić jako aktywne te, które dotyczą interakcji z udziałem prawdziwych ludzi, których znam. A skoro to jest w przypadku TikToka niemożliwe, to po co kopać się z koniem.
TikTok nie jest jedyną aplikacją, która stosuje tego typu praktyki
Portal z krótkimi śmiesznymi filmikami nie jest mi niezbędny do życia, więc apka poleciała pod nóż, a wraz z nią cały zestaw innych stosujących podobne praktyki. Z tego powodu z mojego telefonu wyparował również CapCut należący do tego samego właściciela. Zamiast zapłacić za wersję Premium, co rozważałem, wybrałem inną apkę do montażu, bo nie miałem pewności, że po opłaceniu usługi spam zniknie.
No i nie powiem - akurat tutaj nieco odmrażam sobie uszy, ale nie mam ochoty ani nabijać statystyk, ani tym bardziej płacić firmie, która swoich użytkowników nie szanuje i traktuje ich jak bezmózgie boty do tapania. Do tego nie jest ona jedyną korporacją, która tego typu praktyki stosuje. Z tego samego powodu z mojego telefonu wyleciało Aliexpress, które - a jakże - też pochodzi z Chin.
Jest też wiele innych aplikacji, których twórcy używają powiadomień do spamowania, ale w tych pochodzących spoza Chin, z których aktywnie korzystam, dało się nad tym wariactwem jakoś zapanować z poziomu menu ustawień. Smutne jest jednak to, że za decyzją o tym, by te spam do ludzi wysyłać, stoją inni ludzie (którym życzę, żeby stanęli w nocy bosą stopą na klocku Lego).

Dyspensę dostało ode mnie za to, jak na razie, należące do tej samej kategorii co Aliexpress chińskie Temu. Nadal po odpaleniu apki czuję zażenowanie, gdy widzę te idiotyczne pop-upy z zagadkami oraz informacjami o ekskluzywnych zniżkach i nagrodach, oraz uznaniu mnie za klienta Premium, które widzi każdy użytkownik, ale przynajmniej dało się w niej wyłączyć zbędne powiadomienia.
Szkoda tylko, że powiadomienia-widmo to nie jedyne, co deweloperzy mają za uszami
Programiści myślą pewnie, że są sprytni, bo hackują moją pamięć mięśniową, podczas gdy ja przewracam oczami za każdym razem, gdy po aktualizacji aplikacji ikonka nowej funkcji trafia w miejsce innej, której używałem do tej pory. Patrzę też z politowaniem na te wszystkie nowe elementy interfejsu, które mają przypominać nowe powiadomienie - pewnie z nadzieją, że je kliknę.
Oznaczanie nowych powiadomień już wewnątrz aplikacji jako przeczytanych też częściej nie działa niż działa, a nie uwierzę, iż dla programistów zrobienie prostego mechanizmu, który po kliknięciu usuwa kropkę, to nauka rakietowa. Zaledwie w kilku ostatnich dniach spotkałem się z tym zarówno, jak i w sekcji Netfliksa poświęconej zapowiedziom nowych produkcji.
To nie zachęca do korzystania z nowych usług i funkcji, tylko wręcz przeciwnie - sprawia, że z danej aplikacji korzystam potem mniej. Doba ma tylko 24 godziny, więc i tak nie obejrzę wszystkich nowych odcinków seriali z danego dnia, nie przejdę wszystkich gier i nie przejrzę nowych postów we wszystkich serwisach społecznościowych. Usunięcie ich z mojego życia pomaga osiągnąć cyfrowy zen.
Czytaj inne nasze teksty poświęcone social mediom:
Mam nadzieję, że kiedyś dojdziemy do momentu, gdy większa liczba osób uzna, że ma już dość bycia robionym w balona i podobnie jak ja porzuci te usługi, które przeginają. Patrząc jednak na to, ile milionów ludzi macha na to ręką obawiam się, że to się nigdy nie stanie, a my niczym ta przysłowiowa gotowana żaba zmierzamy w stronę rzeczywistości z serialu „Black Mirror”.
Mam przy tym żal do Apple’a, który mógłby ten problem łatwo rozwiązać
Aplikacje dostępne w App Storze oraz ich aktualizacje przez lata sprawdzane były przez cenzorów, którzy decydowali, czy są odpowiedniej jakości, by trafić na urządzenia klientów firmy z Cupertino. Zdarzały się sytuacje, gdy blokowane były na wyrost, ale pozwalało to przynajmniej odsiać ziarna od plew. Problem w tym, że Apple’owi parę lat temu przestało już na tym zależeć.
Proces dopuszczania aplikacji do App Store’u został zautomatyzowany, a coraz częściej trafiam na takie, które napisane są fatalnie - nie tylko wyglądają fatalnie, ale też się zawieszają i wysyłają spam (na co jeszcze kilka lat temu przyzwolenia nie było, a deweloperzy to respektowali). Aż chce się powiedzieć, iż Steve Jobs na pewno przewraca się teraz w grobie.
A skąd ta zmiana nastawienia w firmie, która kiedyś dbała o jakość oprogramowania? Strzelam, że z jednej strony ma już dosyć nacisków ze strony Unii Europejskiej, która patrzy Apple’owi na ręce i poprzez blokowanie aplikacji nie chce dawać urzędnikom amunicji, a do tego nie chce wkurzyć Chińczyków, skoro to w Państwie Środka produkowane są iPhone’y.
A na tym przegrywamy wszyscy.