Zobaczyła ranną sarnę na drodze i postanowiła pomóc. W internecie zawrzało
To bambinizm, mówią niektórzy, na co inni odpowiadają, że zobaczyliśmy przykład godny naśladowania. Sprawa budzi mnóstwo emocji, a do podobnych sytuacji może dochodzić coraz częściej. Zwierzęta w miastach już są u siebie.

W mediach społecznościowych chętnie udostępniano post opisujący reakcję kobiety, która zaopiekowała się potrąconą na ruchliwej drodze sarną. Własnym ciałem ogrzewała zwierzę. Po dwóch godzinach udało się zorganizować pomoc – relacjonował profil o nazwie „Źródło empatii”.
Dla wielu wzruszonych reakcja kobiety była właściwa. Pomogła poszkodowanemu zwierzęciu tak, jak powinno pomagać się każdemu w potrzebie – twierdzą. Inni odpowiadają jednak, że do zwierząt trzeba podchodzić mimo wszystko inaczej.
- To zwykły bambinizm – pisze na swoim facebookowym profilu Mikołaj Siemaszko.
Czyli infantylny stosunek do przyrody, tak jakby każde zwierzę było bohaterem bajki i patrzyło na świat w nasz sposób. Przykładów podobnych ocen zachowań jest wiele. Kilka lat temu internet wzruszał się na widok wrony popędzającej jeża na ruchliwej drodze. Zdaniem komentujących intensywne dziobanie miało być efektem empatii, zachęceniem do prędkiego opuszczenia niebezpiecznego terenu. Tyle że wrona wcale nie dbała o to, by jeż nie skończył pod kołami. Miała inne intencje – po prostu atakowała ssaka.
Siemaszko zwrócił uwagę, że ogrzewanie sarny było zbędne, bo choć było zimno, to jednak temperatura nie przekroczyła np. minus 20 st. C. Sarna trzęsła się, ale nie z powodu chłodu, a najprawdopodobniej stresu. Na dodatek bliski kontakt z człowiekiem zapewne potęgował lęk.
- Kobieta też była zagrożona - niewiele trzeba, aby zestresowana sarna kopniakiem uszkodziła czaszkę – dodawał autor wpisu.
W swoim tekście zacytował komentarz pracowniczki Ośrodka Rehabilitacji "Mysikrólik" Na Pomoc Dzikim Zwierzętom.
Prowadzę Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt Mysikrólik od ponad 10 lat. W którym ratujemy również sarny w tym wiele potrąconych. Mikołaj ma 100% rację w tym co pisze. Dzikie zwierzęta odczuwają strach na sam widok człowieka, a co dopiero, gdy człowiek je dotyka lub jak w tej sytuacji przyciska całym ciałem. Sarny są zwierzętami bardzo płochliwymi i stresogennymi. Przez to ich obsługa jest bardzo trudna. Jeśli ta sarna nie uciekała to znaczy, że była w szoku po wypadu i bardzo prawdopodobne, że miała uszkodzony kręgosłup. Przez te dwie godziny zwierzę przeżywało ogromny stres, dlatego nie powinno się powielać błędnego zachowania, bo to bardziej szkodzi dzikim zwierzętom niż pomaga. To, co można zrobić, to jeśli się ma lekki koc lub kurtkę, bluzę i zarzucić na głowę zwierzaka, by mu ograniczyć bodźce i nie rozmawiać nad nim, i nie dotykać – zalecała.
- Najważniejsze w takiej sytuacji jest oczywiście wezwanie fachowej pomocy – skomentował z kolei Robert Maślak, zajmujący się ochroną przyrody.
Niestety w Polsce brak skutecznego systemu pomocy dzikim zwierzętom. W każdej gminie bywa różnie, lukę wypełniają zwykle organizacje pozarządowe i ośrodki rehabilitacyjne. Oczywiście należy zabezpieczyć miejsce wypadku, aby nikt inny nie narobił dodatkowych szkód. (…) Zatem, nie odbierając tej kobiecie wielkiej empatii, zwłaszcza, że wiele osób przejeżdżało wcześniej obojętnie, a sprawca uciekł, należy powiedzieć, że nie był to najbardziej pożądany rodzaj pomocy. Mimo tego, uważam, że lepiej próbować coś zrobić niż nie robić nic. I za to wielka chwała!
Podobny apel wystosowała edukatorka przyrodnicza Marta Jermaczek-Sitak. Przypomniała, że ranne dzikie zwierzę należy przede wszystkim zostawić w spokoju, wzywając wcześniej specjalistyczne służby. Niestety bywa tak, że poszkodowane w wypadku stworzenia giną, ale nie na skutek powikłań, ale właśnie z powodu dodatkowego stresu spowodowanego bliską obecnością człowieka.
W komentarzach odpisała kobieta, która próbowała zadbać o sarnę. Odniosła się do sprawy w facebookowym wpisie. Jak wyjaśniła, próbowała skontaktować się ze służbami, ale zarówno policja, jak i sami weterynarze nie wiedzieli, co zrobić. Organizacja, która „przejęła” sarnę, przyjechała dopiero po dwóch godzinach, więc dlatego kobieta zdecydowała się w ten sposób zadbać o zwierzę, by ranne nie próbowało uciec, narażając siebie i innych uczestników ruchu na kolejny wypadek.
Nie była to sytuacja "bambinizmu" – nie wyniosłam sarny z lasu, nie "ratowałam" podlota. Starałam się pomóc potrąconemu przez innego człowieka zwierzęciu, które bez interwencji prawdopodobnie zginęłoby na drodze - odpowiada.
Wszyscy zwracają uwagę na jedno – brakuje w Polsce sprawnego systemu ochrony dzikich zwierząt
Zorganizowanie pomocy trwało długo, a osoby starające się zapewnić bezpieczeństwo sarnie odbijały się od ściany. Siemaszko zapowiedział, że wraz z Wiktorią, która własnym ciałem chroniła zwierzę, napiszą list otwarty do GDOŚ i MKiŚ, apelując o podjęcie działań zapewniającym dzikim zwierzętom odpowiednią opiekę m.in. po kolizji z samochodami.
Niestety istnieje duże ryzyko, że do podobnych zdarzeń dochodzić będzie coraz częściej. Mieszkając w centrum, za sąsiada mam lisa i sarnę, która już ponoć od kilku lat żyje w pobliskim parku, otoczonym ruchliwymi drogami. Dziki na osiedlach to norma, a miasta odwiedzają również m.in. łosie.
A do dramatycznych scen, do których nie wszyscy są przyzwyczajeni, dochodzi też za sprawą samych naturalnych zachowań zwierząt. Niedawno opisywaliśmy polowanie ptasiego drapieżnika, które oglądać można było z okien zwykłego bloku.
Dzikie, drapieżne ptaki przybywają do miast, więc walczą o swoje tak, jak wcześniej robiły to z dala od oczu wścibskich ludzi. I dlatego wywołuje to szok.
- Przyroda jest bardzo piękna, ale bardziej brutalna niż piękna - mówił portalowi witajbielsko.pl Sławomir Łyczko z Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt Mysikrólik w Bielsku-Białej, również narzekając na "bambizację" przyrody. Ekspert zauważał, że organizacje zajmujące się pomocą zwierzętom coraz częściej spotykają się z prośbami o zabranie m.in. saren, bowiem dorośli obawiają się, że te zostaną zjedzone przez lisy.
Zwierzęta w miastach są już u siebie, więc zachowują się również jak u siebie. Musimy po prostu się do tego przyzwyczaić. Nie oznacza to obojętności. Dlatego trzeba wiedzieć, jak reagować po zauważeniu np. potrąconej sarny. Rady ekspertów warto zapamiętać, ale przede wszystkim oczekiwać, że stosowne służby będą lepiej przygotowane na podobne zdarzenia.