Na Lublin spadł hejt, bo chcemy żyć jak ludzie. Loty do Warszawy podpaliły internet
Lotnisko Lublin ogłosiło właśnie, że od 30 marca tego roku zwiększy się liczba lotów do Warszawy. Ta radosna wiadomość wywołała oburzenie użytkowników portalu X, bo rzekomo jest to marnotrawienie pieniędzy. Musiałem sobie zagotować bigosu, bo dawno nie byłem tak oburzony, ale nie na linie lotnicze, tylko na ludzi, którym przeszkadza absolutnie wszystko, a już na pewno rozwój prowincji.
Obecnie połączenie z Warszawą było możliwe tylko kilka dni w tygodniu, ale od 30 marca tego roku liczba lotów zwiększy się i będą odbywały się codziennie. Ta pozytywna wiadomość wywołała burzę i nie była to burza oklasków.
Od wczoraj obserwuję wylew szyderstwa pod adresem tego połączenia, kwestionowania jego zasadności oraz nagły wzrost populacji miłośników pociągów. Nawet w redakcji mamy osobne głosy co do tego połączenia, więc postanowiłem wypowiedzieć się z perspektywy mieszkańca regionu, który korzysta z każdej formy transportu, więc w przeciwieństwie do znakomitej wiekszości ekspertów z intenretu - wielokrotnie odbyłem podróż na trasie Warszawa - Lublin.
Od razu ustalmy jedno - te połączenia to uśmiech w stronę tych, którzy lecą w dalszą podróż z Warszawy. Dzięki takiemu lotowi transferowemu będą mogli odbyć odprawę na lotnisku w Lublinie, polecieć do Warszawy, bezpośrednio na lotnisko, a stamtąd mogą odlecieć do dowolnej części świata. Takie loty są popularne w różnych krajach.
Zobaczcie na mapę Polski i znajdźcie tam Lublin. Dzięki temu zobaczycie jak wiele potencjalnych klientów znajduje się w obszarze lotniska. Z dobrze poinformowanych źródeł wiem, że lubelskie lotnisko staje się również coraz popularniejsze wśród Ukraińców. Lotnisko w Lublinie z miesiąca na miesiąc obsługuje coraz więcej pasażerów, a ostatnie miesiące były rekordowe w działalności portu lotniczego.
Ale przecież to zaledwie 180 km, można to przejechać pociągiem
To mój ulubiony argument. Z jakiegoś powodu cały czas podnoszony jest temat tego, że Lublin z Warszawą ma świetne połączenie kolejowe i lot nie ma sensu. Opowiem wam o tym. Trasa Lublin - Dworzec Centralny Warszawa zajmuje 106 minut w przypadku kursu szybkiego i 123 minuty w przypadku dłuższego. Z dworca należy dojechać na Okęcie, co zajmuje około pół godziny i dopiero wtedy można rozpocząć procedurę koczowania na lotnisku.
Pociąg nie materializuje się na Okęciu, a dodatkowo ma jedną ogromną wadę - opoźnienia, które sprawiają, że trzeba sobie odpowiednio wcześniej zaplanować przyjazd, bo nie możecie zostawić sobie godziny czy półtora zapasu. Z racji wykonywanej pracy latam z Warszawy i za każdym razem pojawia się ten sam problem - nie da się zrobić lotu łączonego, więc jeżeli lot jest rano, to muszę nocować w hotelu, bo pierwszy pociąg z Lublina wyrusza dopiero i 5:10, ale nie ma sensu, bo jedzie 146 minut.
Następny startuje o 5:34 i jest na dworcu o 7:20. Jadę nim jak mam loty o 10 i później. Wszystkie wcześniejsze obsługuję za pomocą hotelu. A to oznacza dodatkowe koszty, konieczność innego rozplanowania podróży.
Tak swoją drogą - wiecie co się stanie, jeżeli w przypadku opóźnienia pociągu nie zdążycie na lot? Nic, możecie się starać o zwrot kosztu biletu pociągowego. Ciekawe rozwiązanie występuje w Niemczech - tam można kupić bilet łączony na przejazd Deutsche Bahn i lot Lufthansą i w razie opóźnienia tego pierwszego uzyskać odszkodowanie na zasadach podobnych do odszkodowań za opóźniony lot. U nas nie ma czegoś takiego, więc wybieracie pociąg na własne ryzyko.
W przypadku pociągu dochodzi konieczność telepania się z bagażami od dworca do dworca i na lotnisko, ale uznajmy, że nam to nie przeszkadza i w gruncie rzeczy lubimy ścisk i ciąganie ciężkiego bagażu po dworcach.
A na Zachodzie sobie poradzili i nie ma takich lotów
Jak widzę taki argument, to mam absolutną pewność, że człowiek go wygłaszający albo nie był na Zachodzie albo ma olbrzymie kompleksy na tym punkcie. Pada przykład Francji, która miała zakazać połączeń lotniczych na krótkich dystansach, tj. takich, które można pokonać w 2,5 h pociągiem. Otóż nie jest to do końca prawdą, bo tylko trzy loty zostały anulowane i to z jednego lotniska, a reszta jak latała, tak lata.
Zakaz nigdy nie dotyczył lotów transferowych, czy też jak mówią inni - hubowych. Nie patrzcie przypadkiem na Niemcy i ich Lufthansę, bo możecie się oburzyć. Krótkie połączenia są tam standardem i nikt nie podnosi z tego powodu rabanu. Trasę Frankfurt - Dusseldorf można pokonać w mniej niż 2 godziny samochodem, a pociąg jedzie niewiele ponad godzinę. W innym państwie Trasę Wiedeń - Graz (200 km) pokonuje się w 35 minut lotu i co? Czy ktoś kwestionuje zasadność takich połączeń? Nie, bo to normalna praktyka.
Dodajmy do tego, że zakazywanie lotów na krótkich dystansach to wspaniały greenwashing. Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych, znana lepiej pod skrótem IATA, zwraca uwagę na niewielkie korzyści ekologiczne takich zakazów. Potwierdzają to dane Europejskiej Organizacji ds. Żeglugi Powietrznej Eurocontrol, która wyliczyła, że co czwarty lot w Europie odbywa się na trasie nie dłuższej niż 500 km, ale same loty krótkodystansowe odpowiadają zaledwie za 4,3 proc. emisji dwutlenku węgla.
Za ponad połowę emisji odpowiadają loty dalekiego zasięgu, które jednocześnie stanowią zaledwie 6 proc. wszystkich rejsów. Za ponad 20 proc. odpowiadają loty na dystansie 1500-4000 km i mniej więcej tyle samo generują loty na dystansie 500 - 1500 km. Tym samym podnoszenie aspektu ekologicznego jest mocno nietrafione.
Amerykanie mówią: dream big
I mają rację. Opowiem wam jak wyglądała historia połączeń pomiędzy Lublinem a Warszawą. Mógłbym to skwitować krótko, że tragicznie, ale to nie przybliży wam całości. Do 2013 roku przejazd 180 km zajmował od 3 do 4 godzin. Trasa drogowa była tragiczna, pędzący na złamanie karku kierowcy powodowali liczne wypadki, a przydrożne krzyże były zwykłym widokiem wzdłuż trasy nr 17. W 2013 r. przystapiono do budowy ekspresówki, trwało to kilka lat i dopiero w grudniu 2019 r. otwarto cały odcinek. Powiedzieć, że był to skok cywilizacyjny to nic nie powiedzieć.
A co z pociągami? W czasach mojej młodości połączenie pociągiem trwało 162 minuty, z czasem skracało się, bo zainwestowano miliardy złotych w przebudowę linii. A i tak pociągi notorycznie się spóźniały, bo linia Warszawa - Lublin byłą przedłużeniem linii do innych części Polski, w tym moich ulubionych nad morze. Obecnie wynosi 106 minut i ciągle łudzimy się, że dojdzie do 90 minut, ale to pieśń odległej przyszłości. Problemem jest siatka połączeń, bo nie mamy nocnych pociągów i do Warszawy możemy pojechać od 5 do 19.
Marzyliśmy o szybkich połączeniach i tylko determinacja niektórych polityków sprawiła, że dzisiaj jesteśmy połączeni z Polską. Marzyliśmy o lotnisku, które od początku miało pod górkę i kiedy w końcu jest i się rozwija, to pojawia się kolejny problem. Tymczasem z roku na rok rośnie liczba połączeń, mamy już dwa terminale cargo, a władze zapewniają, że to nadal nie jest koniec drogi i że będzie jeszcze lepiej. Uruchomienie terminali cargo znacząco zwiększyło potencjał lotniska oraz możliwości rozwoju lokalnego biznesu. I co więcej - jest to rozwój ponad podziałami politycznymi, bo w tej kwestii wszyscy współpracują.
Burza o połączenie Warszawa - Lublin to wojna klasowa
A raczej walka pomiędzy dostatnią Polską A, a biedną Polską B. Ta lepsza Polska ma loty transferowe, łatwość połączeń z Warszawą, ale i Berlinem. Zaszłości wynikają z historii, przebywania poszczególnych części kraju pod zaborami, a później PRL inwestował ogromne pieniądze w Polskę A. Nasz kraj nie rozwijał się równomiernie i nadal to widać, wystarczy zjechać z pięknych głównych dróg i zobaczyć na własne oczy.
To, co dzisiaj wzrusza turystów z Warszawy pod Lublinem czy na Podlasiu, to nie sielskość, tylko stopniowe wychodzenie z biedy. Przez lata wszelkie inwestycje były wykonywane w zachodniej części kraju, więc z pozycji dostatku nie dostrzegają tego, jak wiele potrzebuje wschodnia część Polski. Wygodne połączenia lotnicze są jednym ze składników budujących dobrobyt.
Zapewne w ostatnich dniach słyszeliście o Chełmie. To niewielkie miasto stało się gorącym tematem, bo Telewizja Republika zorganizowała w nim koncert sylwestrowy. Nawet nie sądziłem, że można się pokłócić o taką błahostkę. Dowiedziałem się, że to megalomania, zbędne wydawanie pieniędzy. Przeczytałem o kiczu, żenadzie, polskiej stoicy obciachu i disco polo. A wszystko dlatego, że małe miasteczko zorganizowało zabawę. Nie jestem w żaden sposób związany z Chełmem, ba! Bywa, że żartuję z niego, ale nawet dla mnie była to przesada. Zobaczyłem pogardę, której źródłem było poczucie wyższości.
Wojna klasowa to walka o rozwój naszego regionu. Zbyt duże nierówności hamują rozwój, pogłębiają podziały i sprawiają, że przed ludźmi z gorszej części Polski stoi znacznie mniej szans. Wyobraźcie sobie, że jesteście zagranicznym przedsiębiorcą, który chce zainwestować i otworzyć filię lub fabrykę w Polsce. Co wybierzecie? Miejsce, które ma wygodne połączenie drogowe plus lotnicze, czy miejsce gdzie dojeżdża pociąg PKP? No właśnie. I tego nam się próbuje odmówić, bo po co prowincji lotnisko. Czasem warto wyjąć głowę z X, czy z innych miejsc i spojrzeć na sprawy z innej perspektywy niż wielkomiejska.
Owszem, nie łudzę się, że zwiększenie liczby połączeń od razu coś zmieni, ale to zawsze krok do przodu. I tego potrzebujemy. Bo mój region potrzebuje rozwoju, potrzebuje połączeń lotniczych. A najgorsze jest to, że wraz ze zwiększeniem liczby lotów nikt nie postuluje ograniczenia pociągów, bo te mogą istnieć niezależnie.
Więcej o lotnictwie przeczytasz w: