REKLAMA

15 tys. zł i masz drzewo na ulicy. Miasto ma dziwny pomysł na zazielenienie ulicy

Najbardziej reprezentatywna ulica w mieście się zazieleni. Pomysł władz Łodzi musi wydawać się strzałem w dziesiątkę, tym bardziej że nasadzenia sfinansuje biznes. Tylko czy w dobie katastrofy klimatycznej powinniśmy być zależni od dobrych gestów prywatnych firm?

piotrkowska
REKLAMA

Lato oraz początek września dało nam popalić. Jak na dłoni widać było, że polskie miasta nie są przystosowane do obecnych warunków. Stawianie na beton i brak roślinności odbija się potężną czkawką. Cierpią mieszkańcy, którzy muszą czekać na wystawionym na słońce przystanku albo po prostu przemieszczać się po mieście. Zbyt często brakuje drzew dających jakikolwiek cień.

REKLAMA

Pomysł na zazielenienie ul. Piotrkowskiej w Łodzi jest więc nie tyle co dobry – to po prostu konieczność

Miasto ogłosiło, że na reprezentacyjnej ulicy pojawi się ponad 40 drzew. „Drzewa obniżają temperaturę powietrza o 3–8 st. C. i oczyszczają powietrze z zanieczyszczeń, co ma duże znaczenie w zapobieganiu powstawania smogu” – czytamy na miejskiej stronie. Duże platany, które mają zostać nasadzone, sprawią, że spacer w upalny dzień ul. Piotrkowską na pewno będzie znacznie przyjemniejszy.

A miasto na początkowym etapie nie wyda na to wszystko ani złotówki. Chętna firma może posadzić drzewo za 15 tys. zł. W tej cenie otrzymuje się również trzyletni okres pielęgnacji rośliny. Dopiero po tym czasie miasto przejmuje opiekę.

Idealna sytuacja: miasto ma nowe rośliny, a firmy przyjemną, bo zieloną i ekologiczną reklamę. Wszyscy zadowoleni? No właśnie – i tu zaczynają się wątpliwości.

Zazielenienie ul. Piotrkowskiej było przez lata sporym problemem. Nieobecność dużych drzew tłumaczono tym, że liście zasłoniłyby widok na piękne kamienice. O tym argumencie jednak zapomniano, kiedy montowano wielkie latarnie w trakcie jednego z dużych remontów Piotrkowskiej. Do dziś zresztą słupy ciągną się przez całą ulice, a ich liczba kłuje w oczy.

Z tego samego argumentu korzystano jeszcze stosunkowo niedawno, kiedy rewitalizację przechodził plac Wolności – zwieńczenie ul. Piotrkowskiej. Kilkoro naukowców otwarcie krytykowało plan zadrzewienia przestrzeni mówiąc, że „drzewa nie będą dodatkiem do architektury placu, ale zasłonią sylwetę najważniejszych budynków”.

Ostatecznie plac Wolności jest znacznie bardziej zielony niż był. Cieszy się też sporą popularnością, nawet w ciepłe dni. Przychodzą z kocami i układają się na trawnikach, robiąc piknik. Przestrzeń żyje.

Wcześniej się nie dało, a teraz się da

Społecznicy na lokalnych grupkach czują rozgoryczenie, bo wcześniej miasto odrzucało wnioski do Budżetu Obywatelskiego nt. zazieleniania ulic argumentując, że jest to niemożliwe choćby ze względu na podziemne instalacje. Teraz zaś o ewentualnych uszkodzeniach, do których doprowadzić mogłyby korzenie, zapomniano. Można powiedzieć: na szczęście.

Tyle że bohatersko rozwiązuje się problem - brak zieleni - który samemu się stworzyło. Na dodatek firmy mogą się przy okazji promować ekologicznym podejściem.

Cóż, każdy popełnia błędy i lepiej, że do refleksji doszło późno niż wcale. Tym bardziej że miasto pozyska pieniądze na nowe drzewa i ich trzyletnią ochronę, zaś ewentualne zaoszczędzone dzięki temu środki – w teorii – będzie mogło przeznaczyć na nasadzenia np. na innych osiedlach albo inne palące potrzeby.

Rodzi się jednak pytanie, czy miasta powinny być zależne od dobrych chęci prywatnego biznesu?

Stawianie na zieleń – i nie tylko na drzewa, ale też krzewy – to dziś konieczność. Obowiązek, a nie miły gest ze strony miasta ani tym bardziej firmy, która w ten sposób robi sobie reklamę. Jasne, chęci są dobre, ale promocyjnego efektu nie możemy przemilczeń.

Wprawdzie przedstawiciele miasta zdają sobie z tego sprawę i podkreślają, że walka z miejskimi wyspami ciepła i zazielenianie ulic jest powinnością współczesnych polityków, tak współpraca z biznesem może budzić niepokój. Oczywistym jest, że prywatne firmy wolą sadzić drzewa na ruchliwej ulicy, a nie anonimowym osiedlu. Taka akcja służy rzecz jasna mieszkańcom, ale też promocji.

Można do tematu podejść inaczej i zauważyć, że jesteśmy na etapie, w którym każda pomoc się przyda i nie ma sensu wybrzydzać. Ktoś się pochwali w mediach społecznościowych, być może zamontuje w pobliżu tabliczkę z nazwą firmy? Jest to koszt, który warto ponieść, skoro dostaniemy drzewo dające cień, obniżające temperaturę i magazynujące wodę. Jest zbyt późno, żeby wybrzydzać i marudzić, bierzmy to, co dają.

Tylko rodzi się kolejna wątpliwość: co, jeśli firmy stwierdzą, że nie chcą się w ten sposób promować? Wówczas drzew nie będzie?

Zapytaliśmy o to łódzki Wydział Kształtowania Środowiska.

Nie zakładamy braku chętnych do udziału w inicjatywie. Po apelu już zgłaszają się kolejne firmy. Niemniej jednak w sytuacji kiedy nie będzie odpowiedniej liczby podmiotów, to tak – brakujące koszty pokryje miasto.

- poinformował Spider's Web łódzki WKŚ.

W razie czego miasto sięgnie więc do kieszeni, ale wydział Kształtowania Środowiska podkreśla, że takiej sytuacji nie przewiduje.

- Dobrze, że drzewa pojawią się na pierwszym odcinku Piotrkowskiej - szkoda, że dopiero teraz. Przez lata słyszeliśmy, że się nie da, ale jednak! Niezmiernie cieszy, że prywatny biznes dokłada się do zazieleniania Łodzi, choć chciałbym, żeby więcej przeznaczano z budżetu miasta na zieleń - szczególnie na jej utrzymanie - komentuje w rozmowie ze Spider's Web Kosma Nykiel, radny niezrzeszony Rady Miejskiej w Łodzi.

No właśnie: władze bardzo chętnie chwalą się pomysłami na kolejne nasadzenia, ale zdarza się, że zapominają o aktualnej roślinności. I to problem ogólnokrajowy. W Łodzi lokalne media niedawno informowały o tym, że wiele drzew usycha. I to młodych.

REKLAMA

Drobne kamienie leżą też wokół nowych drzew posadzonych na ul. Włókienniczej, której rewitalizacją urzędnicy UMŁ tak bardzo lubią się chwalić. Nietrudno dostrzec te egzemplarze, które już uschły. Jak przekonałam się ostatnio, bliżej Kilińskiego liści nie ma co drugie drzewo. Pozostałe jeszcze walczą. Być może jednak grzechem jest tu też brak bieżącej pielęgnacji, bo przecież młode drzewko w czasie suszy wymaga podlewania. A przecież nowa ul. Włókiennicza kosztowała ok. 90 mln zł! Czy teraz do tej rewitalizacji dołożymy koszt wymiany uschniętych drzewek?

- pisała w maju Małgorzata Szlachetka na łamach łódzkiej Wyborczej.

Nowe drzewa na Piotrkowskiej na pewno przez trzy lata będą bezpieczne - bo właśnie tyle wynosi okres ochronny wchodzący w skład ceny drzewa fundowanego przez biznes. Nie chciałbym być złym prorokiem, ale możemy doczekać się czasów, kiedy biznesowa zieleń będzie rozkwitać, a ta miejska radzić będzie sobie nieco gorzej. W dobie katastrofy klimatycznej - długich okresów suszy przerywanych gwałtownymi opadami deszczu - to fatalna wiadomość. Obym więc się pomylił, a miasto tym razem mile mnie zaskoczyło.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA