REKLAMA

Plecak militarny w Biedronce. Strach dobrze się sprzedaje

Nowa survivalowa oferta Biedronki pokazuje, do czego prowadzi deficyt zaufania do świata.

biedronka
REKLAMA

"Od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę mam spakowany plecak ewakuacyjny" - powiedział kilka miesięcy temu szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. Jednych odpowiedź nie zdziwiła, bo niczego innego nie spodziewali się po politykach, których dawno temu trafnie rozgryzł Julian Tuwim. Inni słowa ministra wzięli sobie do serca, wszak nawet Rządowe Centrum Bezpieczeństwa sugeruje, by mieć taki plecak w pogotowiu.

REKLAMA

Nie da się ukryć, że niektórym udziela się atmosfera strachu. Trudno być tym zdziwionym, skoro za naszą wschodnią granicą rozgrywa się tragiczna w skutkach wojna – a przecież nie tylko tam. Nie brakuje więc w przestrzeni publicznej osób, które ten lęk podsycają, kreśląc coraz czarniejsze scenariusze. Podkopując wiarę w sojusze przyciągają przestraszonych odbiorców do swoich filmów czy publikacji.

Strach dobrze się monetyzuje, o czym najlepiej wiedzą nie tylko autorzy książek o przededniu wojny, ale też firmy budujące przydomowe schrony. Najbogatsi od dawna tworzą odcięte od świata twierdze – z dala od ludzi i na terenach, które pozwolą zapewnić im ochronę. Ci z nieco mniej zasobnymi, ale wciąż wypchanymi portfelami mogą pozwolić sobie na luksusowy schron.

Moda dotarła też do Polski. Tak jeden z deweloperów opisywał swoje przedsięwzięcie:

Dzięki systemowi Scorpio House zmieniamy emocjonalny charakter tego typu architektury o negatywnym zabarwieniu. Można powiedzieć, że odczarowujemy mroczne bunkry wojenne, nadając schronom wymiaru ludzkiego, powszechnego i dostępnego. Scorpio House kompletnie odwraca wyobrażenie o schronach, a nawet buduje modę na ich posiadanie. To z kolei przyczyni się do oddolnych działań w postaci prywatnych inwestycji w tego typu obiekty, co znacznie zwiększy bezpieczeństwo tkanki społecznej w naszym kraju na wypadek sytuacji kryzysowych, nie tylko ataku zbrojnego, ale również ekstremalnych zjawisk pogodowych czy pandemii.

Wizualizacje były dość przerażające. Pod imponującym, nowoczesnym domem znalazło się miejsce na garaż dla sportowego cacka. Obok były elegancko zaprojektowane pomieszczenia, tak by nawet pod ziemią można było czuć się komfortowo. Siedzący w schronie ludzie spokojnie relaksowali się, podczas gdy nad ich głowami latały myśliwce i śmigłowce.

Zastanawiałem się wówczas, na ile tego typu prywatne bunkry to realna konieczność, a na ile monetyzacja strachu. Krzysztof Posłuszny, prezes Stowarzyszenia Schrony w Polsce, w rozmowie z łódzką „Wyborczą” zauważał, że wojna w Ukrainie jest dowodem na to, że agresor „atakuje duże, kluczowe miasta i tzw. infrastrukturę wrażliwą”. Ekspert nie widział sensu w budowie prywatnego schronu w ogródku, bo nikt nie będzie celował w takie obiekty.

Co mają jednak powiedzieć ci, którzy mieszkają właśnie w dużych, kluczowych miastach? Od dawna wiemy, że ze schronami dla ludności cywilnej jest gorzej niż źle. Można więc pomyśleć, że jedynym rozsądnym wyjściem jest bycie gotowym do ucieczki. I dlatego plecak ewakuacyjny staje się niezbędny.

Z pomocą przychodzi Biedronka

W ofercie sklepu od 1 sierpnia (cóż za symboliczna data dla wprowadzenia tego typu produktów) znajdziemy plecak militarny z wyposażeniem, lornetkę, radio survvialowe, powerbank oraz zestaw krótkofalówek.

W plecaku jest:

  • latarka LED COB
  • nóż taktyczny
  • krzesiwo magnezowe
  • łom
  • niezbędnik 5 w 1: łyżka, widelec, nóż,
  • otwieracz do puszek i butelek
  • śpiwór termiczny z gwizdkiem i karabińczykiem
  • płaszcz przeciwdeszczowy, kombinerki, linka z haczykami, kabel ze złączami: USB-A/USB-C, micro-USB i Lightning, notatnik z ołówkiem, worek uniwersalny

Wraz z radiem kupowanym osobno mamy odhaczoną prawie całą listę rekomendowaną przez Rządowe Centrum Bezpieczeństwa.

Biedronka nową ofertę kieruje do „fanów survivalu”. Niewątpliwie znajdą się i tacy, ale można się domyślić, że takim plecakiem i akcesoriami zainteresują się również ci, którzy obawiają się „czegoś większego”.

Można więc powtórzyć pytanie zadane przy okazji dyskusji o schronach: czy to konieczność, czy już płynięcie na fali strachu

Niektórzy ucieszą się z łatwiejszej dostępności plecaków na czas kryzysu, ale nie zdziwiłbym się, gdyby dla innych był to znak, że „coś się dzieje”. A panikę wywołać bardzo łatwo, o czym przekonaliśmy się choćby na początku pandemii, kiedy Polacy masowo wykupowali papier toaletowy czy jedzenie w puszkach. Sklepy szybko wbrew obawom zapasy uzupełniły, a pamiątki po tych impulsywnych zakupach znajdą się w wielu domach do dziś.

Podobną anegdotą podzieliła się nie tak dawno wokalistka Katarzyna Nosowska. W podcaście opowiedziała, że przestraszyła się zapowiadanej w mediach groźnej zimy. Wpadła w zakupowy szał i kupiła mnóstwo rzeczy mających pozwolić jej przetrwać rekordową zawieruchę, która rzecz jasna nie nadeszła.

Z kolei Newsweek opisywał, że przygotowanie „plecaka zagłady zdjęło stres z głowy” jednej z warszawskich dziennikarek.

W rozmowie z gazetą psychoterapeutka Sylwia Sitkowska tłumaczyła, że taki plecak może dać „poczucie, że gdyby się coś nagłego wydarzyło, to nie czuję się zagubiona, tylko wiem, jakie decyzje podjąć”.

Tylko czy faktycznie jeden plecak za 149 zł sprawia, że wraz z nim nabywamy wiedzę, jak z niego korzystać i przede wszystkim zachować się w zagrożeniu?

Pozostawieni sami sobie przestraszeni mieszkańcy łapią się brzytwy – wszak może się okazać, że lepiej mieć nawet podstawowy plecak niż nic. Tymczasem wiara w to, że w tak kryzysowym momencie jednostka da sobie radę sama, wydaje mi się dużym ryzykiem. Potrzebujemy lepszego przygotowania obywateli nt. zagrożeń, a nie tanich plecaków z Biedronki. Zdaję sobie jednak sprawę, że to utopijne wołanie, bo jak nie wiedzieliśmy jak zachować się w niebezpiecznym momencie, tak nie wiemy dalej. Ustawy i przepisy powstają, a czas leci.  

Obywatelu, zadbaj o siebie sam

Dlatego niektórzy poddają się lękom i próbują przeciwdziałać. Nie każdego stać na dom zagranicą, działkę z dala od miasta czy nawet plecak ewakuacyjny za kilka tysięcy, więc wreszcie powstaje coś ogólnodostępnego i przystępnego. W sumie wiele wskazywało na to, że do tego dojdzie.

Niestety emocjami bardzo łatwo dziś sterować i manipulować. Mój redakcyjny kolega Rafał Gdak sugeruje, by nie bulwersować się na to, co widzimy w mediach społecznościowych. Wydaje mi się, że warto dopisać do tego jeszcze jedną radę: nie bać się. Na chłodno analizować, nie poddawać się emocjom, nie wierzyć w przedstawione czarne scenariusze. Jest to niezwykle trudne – nawet trudniejsze niż niebulwersowanie się – ale właśnie dlatego niezbędne.

Tym bardziej że strach jest na porządku dziennym. W „Deficycie zaufania do świata” Marek Dobrzeniecki zauważył, że „kochamy pisać czarne scenariusze na przyszłość, ale nie dlatego, że upoważnia nas do tego rzeczywistość, lecz z powodu zniekształcenia poznawczego zwanego filtrowaniem negatywnym”. Według Dobrzenieckiego chorujemy na katastrofizm i wcale nie jest to choroba naszych czasów. Chociaż dziś może być szczególnie groźna.

REKLAMA

Autor „Deficytu zaufania do świata” cytuje filozofa Marka Maciejczaka, który pisał, że przez gwałtownie zachodzące zmiany „współczesny człowiek jest turystą, tułaczem”.  Nie możemy być więc zdziwieni, że jego atrybutem staje się plecak ewakuacyjny z Biedronki.

Tam, gdzie państwo nie spełnia swoich zadań, do akcji wkracza biznes. Nadal nie będziemy wiedzieli dokąd się udać, jak się przygotować i jak się zachować, ale dzięki temu ktoś zarobi. Na deficycie zaufania można sporo zarobić dając jedynie pozorne poczucie sprawczości.   

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA