REKLAMA

W zimie będziecie się ślizgać jak na lodowisku. Drogowcy alarmują, że zabraknie soli

Atak Rosji na Ukrainę i trwająca wojna odbije się na nas również w ten sposób. Do problemów z dostawą surowców czy żywności dojdzie brak soli drogowej, którą jako Polska ściągaliśmy głównie z Ukrainy i Białorusi. Zła wiadomość dla drogowców to jednocześnie wielka ulga dla przyrody.

14.09.2022 07.24
sól
REKLAMA

To my mieliśmy sól na czas?! - mogą dziwić się złośliwi, przypominając, że za każdym razem zima zaskakiwała drogowców. Teraz jednak faktycznie mogą być braki, bo jak pisze "Puls Biznesu" problemów z zakupem soli nie udało się rozwiązać.

REKLAMA

Piotr Wawrzyk, sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych odpowiedział, że "polscy przedsiębiorcy mogą zwracać się do Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu z prośbą o wskazanie alternatywnych rynków importowych".

Dostawy mogą realizować Hiszpanie i Holendrzy, a duże nadzieje pokłada się w Kazachstanie. Niektóre firmy ratują się dostawami z Afryki Północnej, ale koszt transportu jest wówczas wysoki. Na dodatek opóźnia się rozładunek, bo najpierw trzeba opróżnić statki dostarczające węgiel.

Zanim wybuchła wojna w Ukrainie, ekohydrolog i autor bloga Świat Wody w rozmowie z PAP wyjaśniał, że sól drogowa to "środek dostępny, skuteczny i tani", przez co nie ma dla niego realnej alternatywy na dużą skalę.

I to był właśnie problem, bo koszty środowiskowe są olbrzymie

Najczęściej mówi się o drzewach. Te przez sól nie są w stanie wchłaniać wody, co prowadzi do suszy fizjologicznej. Na dodatek sól niszczy glebę, więc drzewo nie ma dostępu do wartościowych mikroorganizmów i grzybów. Oprócz tego opóźnia i skraca wegetację, a aerozol solny powoduje zamieranie pąków i najmłodszych pędów.

Miasta próbują ratować drzewa i rozkładają maty, ale to nie likwiduje zagrożenia. I tak sól dostaje się do gleby poprzez trawniki, a co gorsza, wpada do kanalizacji deszczowej. Wtedy wody opadowo-roztopowe trafiają do najbliższej rzeki. A wraz z nią jony chloru.

Co więcej, problem stosowania soli drogowej odbija się czkawką po czasie. Na przykład w postaci sinic. Stosowanie soli drogowej opartej na chlorku potasu może zwiększyć tempo rozwoju sinic.

Z badań wynika, że konsekwencji jest więcej. Analizy amerykańskich naukowców wykazały, że w niektórych miejscowościach w Stanach Zjednoczonych woda w kranie stała się bardziej słona. To jeszcze można przeżyć. Większym kłopotem jest to, że odnotowano gdzieniegdzie "przekroczenie stężenia chloru powyżej 250 mg/L, który w stanach jest górną granicą określającą przydatność wody do spożycia" – pisał Sebastian Szklarek.

Inną kłopotliwą kwestią jest fakt, że na niektóre czynniki doprowadzające do występowania problemów w zbiornikach mamy wpływ, a nie inne nie.

Dlatego stosowanie soli drogowej naukowiec porównał do przewlekłej choroby, która czasami może rozwijać się długo niezauważona

Niestety alternatyw dla soli jest mało, a na pewno nie są takie, które można by stosować na szeroką skalę. Mówiło się o zastąpieniu jej fusami od kawy, ale według Szklarka to wciąż będzie polegało na tym, że wprowadzimy do środowiska jakieś substancje, co może mieć swoje konsekwencje.

REKLAMA

To może po prostu piasek? Niby tak, ale trzeba go regularnie sprzątać, bo w inny wypadku trafi do kanalizacji i ją zapcha.

To kwestia, z którą musimy się jak najszybciej uporać. Wraz ze zmieniającym się klimatem sól drogowa może być stosowana – o ile rzecz jasna będzie - nie tylko zimą. Już teraz w cieplejszych regionach sypaną ją nawet latem, by w ten sposób mogła ochładzać asfalt i ratować go przed uszkodzeniami.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA