Porzuciłem konsolę na miesiąc i grałem tylko w chmurze
Od miesiąca gram w streamingu. GeForce NOW w planie RTX 3080 pokazał mi, jak dobrze mogą wyglądać gry wprost z chmury, a jednocześnie kazał mi zastanowić się nad tym, czy rzeczywiście potrzebuję konsoli.
Jak już kilkukrotnie pisałem na łamach Spider’s Web, nie mam zbyt dużo czasu na granie, ale nadal bardzo lubię tę formę rozrywki. Kiedy w moim życiu pojawiły się dzieci, początkowo sądziłem, że to by było na tyle z grania. Czas na gaming miałem tylko późnym wieczorem, kiedy dzieci już spały, ale bardzo często o późnej porze po prostu nie miałem już ochoty na rozgrywkę.
Pojawiły się nieliczne wyjątki, jak np. God of War z 2018 r., którego przechodziłem dosłownie po nocach, kosztem snu. Rankami żałowałem, ale ten tytuł wciągnął mnie tak mocno, że finalnie udało mi się wbić w nim platynowe trofeum.
Wszystko zmieniło się w momencie, kiedy kupiłem Nintendo Switcha.
Nagle okazało się, że tzw. handheld sprawdza się idealnie w życiu rodzica dwójki małych gagatków. Odkryłem, że nie muszę grać wieczorami, na kanapie i telewizorze, poświęcając na to po 2-3 godziny na jedną sesję. W ciągu całego tygodnia w moim harmonogramie pojawia się dużo luk, które mogę zagospodarować na granie mobilne, na konsolce przenośnej. Pół godzinki dla siebie, które wcześniej spędzałem najczęściej na bezmyślnym scrollowaniu mediów społecznościowych, nagle mogłem zacząć przeznaczać na gaming.
Okazało się, że takie krótkie sesje grania (nawet po 15 - 30 minut w ciągu dnia) naprawdę się sprawdzają. Z jednej strony pozwalają przewietrzyć głowę i mieć chwilę wolnego tylko dla siebie, co jest absolutnie kluczowe do zachowania równowagi psychicznej. Z drugiej strony, po całym tygodniu lub miesiącu, dają poczucie progresu i po prostu satysfakcję z tego, że mogę kończyć gry "w międzyczasie", bez poświęcania im czasu kosztem snu czy obowiązków.
Kolejnym etapem był Steam Deck.
Po premierze Steam Decka sądziłem, że będzie w moim przypadku idealnym następcą Switcha. Na Switchu siłą rzeczy mogłem grać tylko w gry Nintendo na wyłączność, w indyki, albo w porty starszych gier. A co z nowościami? Te od kilku lat mnie omijały, a Steam Deck był maszynką, która miała mi pozwolić nadrobić nowsze gry na podobnej zasadzie jak Switch. Czyli gdzieś w międzyczasie, bez telewizora ani monitora, niekoniecznie późnym wieczorem.
Steam Decka faktycznie polubiłem, choć to bardzo kompromisowy sprzęt. Akumulator w nowych grach wystarcza sumarycznie na zaledwie 90 minut zabawy, w czasie której Steam Deck pracuje niczym połączenie helikoptera z (nomen omen) piecem parowym. Sprzęt jest głośny i szybko się grzeje. Cóż, racjonalizowałem to sobie stwierdzeniem, że po prostu nie można mieć wszystkiego. Zostawała mi kombinacja bezgłośności i staroci (Switch) albo nowości i typowo pecetowych problemów (Steam Deck). Aż do czasu.
Nagle pojawiła się chmura.
Od około miesiąca mam możliwość testowania usługi GeForce NOW w najwyższym planie RTX 3080. Jest to usługa gamingu w chmurze, w której gra jest fizycznie uruchomiona na serwerze znajdującym się daleko od nas (nawet w innym kraju), a my gramy przez internet. Wysyłamy do serwera informacje o ruchu kontrolera bądź myszki i klawiatury, a serwer renderuje na żywo obraz i wysyła nam go jako streaming.
Granie w streamingu otwiera zupełnie nowe możliwości. Chmura jest agnostyczna sprzętowo, co ma dwie kluczowe zalety. Po pierwsze, można grać na niemal dowolnym urządzeniu, które ma ekran i przeglądarkę internetową. W topowe tytuły zagramy więc na dowolnym komputerze stacjonarnym, laptopie, tablecie, smartfonie, a nawet na przystawce TV. Może to być nawet kompletny staroć, bo moc obliczeniowa nie ma znaczenia. Jeśli dane urządzenie radzi sobie z płynnym odtwarzaniem YouTube’a, najpewniej poradzi sobie też ze streamingiem gier.
Po drugie, chmura pozwala dowolnie zmieniać sprzęty w czasie gry. Przykład? W biurze, kiedy mam chwilę wolnego, mogę uruchomić sesję na komputerze i dużym monitorze. Po pracy, kiedy nie chcę włączać telewizora przy dzieciach, mogę uciąć sobie krótką sesję na ekranie smartfona. A kiedy wieczorem uda mi się wygospodarować chwilkę tylko dla siebie na kanapie, przed telewizorem, wówczas mogę kontynuować grę na największym domowym ekranie. Ba, jeśli zechcę, mogę do tego celu wykorzystać nawet projektor!
GeForce NOW dał mi do myślenia.
Od miesiąca testuję GeForce NOW w planie RTX 3080 i ta usługa sprawiła, że muszę ponownie przemyśleć mój zestaw do gamingu. Okazuje się, że GeForce NOW w całości zastąpił mi Steam Decka. Fizyczny sprzęt gamingowy o dużej mocy obliczeniowej przestał być potrzebny, bo grafikę w topowej jakości, z obsługą Ray Tracingu, mogę mieć na zwykłym smartfonie, do którego podłączę kontroler. Może to być dedykowane rozwiązanie pokroju np. Razer Kishi, ale równie dobrze może to być jakikolwiek pad działający na Bluetooth, ot choćby kontroler od Xboxa.
Tym samym nawet na smartfonie mam jakość grafiki, która dalece przewyższa skądinąd ogromne możliwości Steam Decka. Do tego dochodzi biblioteka gier, która jest taka sama lub wręcz większa niż na Steam Decku. Co więcej, gram w ciszy, tak jak na Nintendo Switchu. Nic się nie grzeje, nic nie szumi, a akumulator nie ginie w oczach, bo przecież granie to streaming, a więc coś, co obciąża sprzęt w stopniu minimalnym.
A kiedy mam czas, by odpalić grę na telewizorze, wtedy muszę niemal zbierać szczękę z podłogi. Pełne 4K w jakości ultra, z Ray Tracingiem wygląda w nowych grach po prostu zjawiskowo.
Nie ma róży bez kolców.
Granie w chmurze nie jest rozwiązaniem idealnym, o czym trzeba sobie powiedzieć wprost. Streaming wymaga dobrego łącza internetowego, przy czym nie liczy się tylko szybkość transferów, ale przede wszystkim stabilność. Mam to szczęście, że korzystam ze światłowodu FTTH z symetrycznym łączem 600 Mbps, co zapewnia mi bezproblemową rozgrywkę na komputerze i TV (połączenie Ethernet), ale też na smartfonie (zwykłe Wi-Fi 5).
W typowych grach akcji, takich jak Wiedźmin 3 lub Assassin’s Creed, opóźnienia względem grania na natywnym sprzęcie są właściwie nieodczuwalne. Nie ma też spadków jakości w czasie rozgrywki. Problemem mogą być dynamiczne shootery, ale tutaj wszystko zależy od łącza.
Nie sposób pominąć też tematu ceny, bo GeForce NOW w planie RTX 3080 to koszt rzędu 490 zł za 6 miesięcy grania. W cenie Steam Decka mamy więc ok. 2,5 roku grania w chmurze. Każdy powinien ocenić sam, czy taka cena mu odpowiada.
Nigdy nie było lepszego czasu dla graczy.
Obecnie mamy na rynku tak wiele możliwości grania, że każdy znajdzie coś dla siebie. Osobiście jestem ogromnym entuzjastą grania w chmurze. Testowałem chyba wszystkie rozwiązania tego typu dostępne w Polsce i na ten moment GeForce NOW jest według moich pomiarów - a także subiektywnej opinii - najlepszą usługą streamingu gier. Infrastruktura działa wręcz wzorowo, jakość jest bardzo wysoka, a do tego usługa pozwala grać w gry, które kupimy w dowolnej usłudze, w tym na Steamie, Originie, Epicu, czy np. na GOG-u.
To z kolei otwiera drogę do niespotykanych możliwości. Przykład? Amazon chwilę temu rozdawał za darmo trylogię Mass Effect w Edycji Legendarnej, czyli nową kompilację odświeżonych gier wydaną w 2021 r. Czy przypisałem ją za darmo do konta na Originie? Oczywiście. Czy mogę ją ograć na dowolnym sprzęcie w ramach GeForce NOW? Jak najbardziej!
Jeżeli masz dobre łącze internetowe, bardzo zachęcam do przetestowania grania w chmurze. W ramach GeForce NOW można sprawdzić granie w darmowym planie, który ma kilka ograniczeń (m.in. brak 4K i potencjalne kolejki), ale pozwala przetestować całą infrastrukturę na swoim łączu. Tylko ostrzegam: po takich testach być może będziesz musiał na nowo przemyśleć swój zestaw gamingowy. Może się okazać, że konsola czy gamingowy pecet wcale nie są już niezbędne.