Pojechałem na spotkanie z HTC, a trafiłem do innego świata. HTC Vive - niezwykłe pierwsze wrażenia Spider's Web
Chociaż testowałem tylko wersję deweloperską, która krąży po całym świecie już od 10 miesięcy, to z pokazu wyszedłem oczarowany. HTC Vive to kawał dobrego sprzętu. Sprawdziłem na goglach rozszerzonej rzeczywistości kilka różnych dem technologicznych i nie mogę się doczekać konsumenckiej premiery tego urządzenia.
W czwartkowy poranek miałem okazję być na pokazie kolejnego hełmu wirtualnej rzeczywistości. Po Oculus Rifcie, goglach Samsunga z telefonem z rodziny Galaxy w środku, kartonowych Google Cardboard i Projekcie Morfeusz od Sony sprawdziłem wreszcie HTC Vive.
Już wiem, że hype na to urządzenie jest w pełni uzasadniony.
HTC jest producentem smartfonów, który nie radzi sobie zbyt dobrze na rynku mobilnym. Firma kwartał w kwartał generuje straty, a kolejne telefony nie są pożądane przez klientów tak jak kolejne modele Samsunga czy Apple’a.
Firma szuka teraz drugiej nogi. Pierwszym i niestety chybionym pomysłem była mała kamerka Re, która przeszła bez większego echa nie zagrażając w żadnym stopniu Go Pro. Przy goglach wirtualnej rzeczywistości może być jednak inaczej.
HTC ma potężnego partnera, czyli Steam.
W przeciągu najbliższych miesięcy mają trafić do sprzedaży nie jedne, a trzy konkurujące ze sobą gogle rozszerzonej rzeczywistości. Marzenia mojego dzieciństwa spełniają się na moich oczach - a dokładnie przed nimi.
Już teraz można bawić się Google Cardboard i Samsung Gear VR, ale to zabaweczki w porównaniu do kupionego przez Facebooka Oculus Rifta i przemianowanego na PlayStation VR Projektu Morfeusz od Sony.
Do dużych graczy rynku rozszerzonej rzeczywistości dołączyło też HTC.
HTC Vive podobnie jak inne produkty tego typu zakłada się na głowę i zakrywa się nimi całkowicie pole widzenia. Przed oczami użytkownika na ekranie o wysokiej rozdzielczości i szybkim odświeżaniu generowany jest wirtualny świat. Założenie deweloperskiej wersji gogli nie jest problematyczne i reguluje się je kilkoma rzepami. Można z nich korzystać w okularach.
Niestety, ze względu na ograniczenia bezprzewodowej transmisji danych, HTC Vive muszą być podłączone stale do komputera. Na szczęście zwisający na plecach kabel, chociaż przywołuje skojarzenia z podłączeniem do Matriksa, nie przeszkadza zbytnio w zabawie. Gogle HTC przygotowane są we współpracy ze Steam i do ich działania potrzebny jest mocarny pecet.
Wygląd gogli ma oczywiście drugorzędne znaczenie.
Urządzenie tego typu ma być przede wszystkim wygodne, w końcu grając oglądają je tylko postronne osoby. Jak na razie urządzenie wygląda całkiem nieźle, ale finalny produkt może być zupełnie inny.
Testowałem mającą 10 miesięcy wersję deweloperską. Przedstawiciele HTC kilkukrotnie powtarzali, że jeszcze sporo może się w tej kwestii zmienić.
Jakość generowanego obrazu jest bardzo dobra.
Wygenerowany obraz wystarcza do tego, żeby zatopić się w wirtualny świat. Odpowiada za to wyświetlacz o rozdzielczości 2160 na 1200 pikseli - czyli 1080 na 1200 pikseli na jedno oko.
Spora w tym też zasługa odświeżania obrazu o szybkości 90 Hz. Jeśli się przyjrzeć to co prawda widać przed okiem piksele, ale nawet takie parametry wymagają olbrzymiej mocy obliczeniowej.
Poruszanie się po wirtualnym świecie to po prostu bajka.
Detekcja ruchu jest bardzo czuła. Podobnie jak w przypadku gogli od Sony nawet szybkie ruchy nie powodują nudności czy zawrotów głowy - co zdarzało się kiedyś niestety w przypadku Oculusa. Same gogle najeżone są sensorami, a ruch gracza rejestrują również dwie kamery umieszczane w rogach pomieszczenia do grania.
Aby dobrze bawić się HTC Vive należy wygospodarować pomieszczenie o powierzchni około 12 metrów kwadratowych - preferowany jest prostokąt o bokach długości 3 i 4 metrów. To bezpieczna przestrzeń, w której gra rysuje wokół stojącego po środku gracza wirtualny świat. Ruch gracza rejestrują nie tylko sensory w goglach, ale też wspomniane kamery.
W grze zarysowane są też wirtualne ściany.
Po przemieszczeniu się do końca bezpiecznej strefy - która powinna zaczynać się w odległości przynajmniej pół metra od ściany i mebli, aby np. nie uderzyć o nic ręką - w wirtualnej rzeczywistości widać kratkę sugerującą, by dalej się nie zbliżać.
Gracz dostaje do dyspozycji też dwa kontrolery, których pozycja rejestrowana jest w przestrzeni. Obsługuje się je naciskając trigger pod palcem wskazującym oraz za pomocą panelu dotykowego wzbogaconego o silniczek wibracyjny, który znajduje się pod kciukiem.
No dobra, ale w co można zagrać na HTC Vive?
Sony przygotowało na pokaz Projektu Morefeusz kilka gier, które są już w fazie produkcji. W przypadku HTC Vive jak na razie dostępne są niestety tylko dema technologiczne. To co jednak w nich zobaczyłem bardzo pozytywnie mnie nastawiło do gogli przygotowanych we współpracy ze Steamem.
Na grudniową premierę urządzenia ma być dostępne od 30 do 50 różnych aplikacji - niestety HTC jeszcze nie zdradza jakich. Steam buduje już katalog pozycji i nie mogę się doczekać, aż poznam pierwsze pozycje z listy. Ciekawi mnie, ile czasu minie zanim VR wejdzie do mainstreamu.
Może VR stanie się nowym, lepszym Kinectem?
Pierwsze z ogrywanych przeze mnie dem miało za zadanie nauczyć mnie używania kontrolerów, za których pomocą mogłem pompować wirtualne balony. Wylądowałem w białym i ciągnącym się w nieskończoność pomieszczeniu, co przywołało kolejne skojarzenia z Matriksem.
Chwilę później wziąłem do ręki wirtualny łuk, a zza pleców wyciągałem strzały. Po kilku chwilach złapałem wprawę i mogłem poczuć się niczym Robin Hood. Najpierw strzelałem w wirtualne tarcze, a potem przyszła kolej na podpalanie strzał i celowanie do fruwających baloników.
To naprawdę frajda!
Drugie demo było typową pokazówką, która miała za zadanie zaprezentować możliwości graficzne. Mogłem przechadzać się po zatopionym statku, a dookoła mnie pływało mnóstwo rybek.
Gdy zacząłem podążać za mantą, przegapiłem pojawienie się w okolicy 31-metrowego walenia, który zbliżył się za moimi plecami - jak machnął ogonem, to aż się odruchowo odsunąłem.
Kolejne z dem pozwalało poruszać się po zaczarowanej chatce pełnej niezwykłości niczym z baśni.
Tutaj HTC Vive pozwoliło mi w kilku miejscach skurczyć się i spojrzeć na świat z zupełnie innej perspektywy - mogłem poczuć się niczym marvelowski Ant-Man w świecie Harry’ego Pottera.
Na tym niestety pokaz się zakończył, ale i tak zrobiło to duże wrażenie. Mam nadzieję, że szybko uda mi się sprawdzić inne dema, których HTC ma jeszcze trochę w zapasie.
Sony i Oculus Rift mają godnego konkurenta, a HTC i Steam wyprzedzają konkurencję - przynajmniej terminem premiery.
Wiem już na pewno, że przynajmniej jedne z gogli wylądują u mnie w mieszkaniu, ale jeszcze nie zdecydowałem, które z nich kupię. Oculus ma już sporą bazę dostosowanych do niego gier, ale Steam współpracujący z HTC z pewnością będzie kusił programistów na różne sposoby.
Ciekaw jestem, jak obie platformy oparte o peceta - gdzie Oculus Rift romansuje też z Microsoftem i działem Xbox - wypadną w porównaniu do produktu od Sony. HTC Vive ma przy tym przewagę, bo staje pierwszy do wyścigu i ma trafić do sprzedaży jeszcze w grudniu. Pozostałe dwa sprzęty pojawią się dopiero w 2016 roku.
Z ciekawostek mogę dodać też to, że HTC liczy nie tylko na deweloperów, ale też na… producentów sprzętu. Niewykluczone, że kiedyś pojawią się najeżone czujnikami kostiumy do VR-u. Możemy doczekać się też rękawiczek wykrywanych przez kamerki z zestawu HTC Vive razem z silniczkami wibracyjnymi symulującymi… dotyk.