Logitech Ultrathin Touch Mouse T631 for Mac, czyli myszka dotykowa niejedno ma imię - recenzja Spider's Web
Z makową klawiaturą Logitecha K760 polubiłem się od razu, ale do dotykowej myszy tej firmy podchodziłem bardzo długo jak pies do jeża. Logitech Ultrathin okazał się jednak w praniu solidnym konkurentem dla Magic Mouse’a od Apple i po pół roku nie zamieniłbym go na nic innego.
Z początku nie planowałem zakupu dedykowanej komputerom Mac myszki, ale szybko zmieniłem zdanie. Zaledwie kilka dni z pożyczonym Apple Magic Mouse wystarczyło, żebym utwierdził się w przekonaniu, że moja wiekowa mysz Logitecha markowana logiem Asus (która przeżyła kilka posiadanych przeze mnie laptopów) musi przejść na emeryturę.
Wiedziałem, że dotykowa mysz z jednym przyciskiem w OS X ma duży potencjał, ale szukałem akcesorium bez uciążliwych baterii.
W przypadku myszy też w końcu dałem się namówić znajomemu na akcesorium łączące się z komputerem poprzez Bluetooth, którego sam używa w pracy. Logitech Ultrathin Touch Mouse T631 for Mac, bo taka jest pełna nazwa tej myszy, zaintrygowała mnie od samego początku. Nie była to jednak miłość od pierwszego wejrzenia.
Myszy z początku używa się niewygodnie, jest bardzo filigranowa. Logitech Ultrathin jest nie tylko znacznie mniejszy od apple’owego Magic Mouse’a, ale też niemal całkowicie płaski. Nie da się na nim wygodnie położyć dłoni, a naciśnięcie "lewego przycisku" sprawia, że powierzchnia myszki obniża się względem podłoża.
Logitech Ultrathin to typowa apple'owa mysz podróżna, która sprawdza się też w domu.
Wymiary akcesorium sugerują, że stworzono ją do umieszczenia w kieszonce aktówki, by korzystać z niej poza domem. W moim przypadku jest jednak wręcz przeciwnie - w terenie w zupełności wystarcza mi makowy touchpad, a z myszy korzystam siedząc w fotelu przed monitorem. Muszę też od razu ostrzec: jej konstrukcja różni się na tyle od klasycznej myszy, że nie każdemu przypadnie do gustu.
Problem w tym, że ciężko przetestować taką myszkę przed zakupem i potencjalny użytkownik musi... zaryzykować. Nie wystarczy pięć minut zabawy w supermarkecie, żeby docenić wygodę Logitecha Ultrathin. Minimalizm tej myszy mnie jednak przekonał, a gdy po kilku dniach przyzwyczaiła mi się już do niej ręka, to ani myślę wracać do Magic Mouse’a.
O powrocie do zwykłej myszy nie wspominając.
Uwielbiam gładzik w MacBooku, a gesty w systemie OS X faktycznie ułatwiają pracę, ale nie jestem przekonany do postawienia gładzika na biurku przed monitorem. Nie chciałem jednak rezygnować z gestów OS X i używać zwykłej myszy. Dotykowa mysz pozwala przewijać cofnąć się do poprzedniej strony w przeglądarce płynnym ruchem jednego palca i w swobodny sposób przewijać treści… niczym na smartfonie z ekranem dotykowym. Uwielbiam też gest przełączania wirtualnych pulpitów dwoma palcami. Korzystam z przynajmniej czterech jednocześnie, więc oszczędza to mnóstwo czasu.
Chociaż mysz ma tylko jeden przycisk, to dotykowa powierzchnia pozwala na wywołanie naprawdę wielu komend, które można dowolnie zdefiniować po zainstalowaniu sterowników Logitecha. Sam korzystam z dwukrotnego tapnięcia jednym palcem w mysz do włączania Mission Control, a dwoma palcami uruchamiam Expose. Bardzo doceniam też możliwość emulacji kliknięcia rolki w klasycznej myszy na środku powierzchni Logitecha Ultrathin, co pozwala np. otworzyć link w karcie w tle lub zamknąć aktualnie przeglądaną kartę w Safari. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, żeby skonfigurować mysz po swojemu.
Wybierając Logitecha Ultrathin trzeba zgodzić się tylko na jeden kompromis związany z wymiarami tego akcesorium.
Niestety nie tylko gesty wykonywane na powierzchni dotykowej myszy upodabniają ją do smartfona. Ze względu na niewielkie gabaryty urządzenia ma ono baterię o bardzo małej pojemności. Co kilka tygodni w systemie OS X widzę powiadomienie świecące się na czerwono, że potrzeba podłączyć mysz do prądu.
Na szczęście po pierwszym takim komunikacie zostaje jeszcze kilka godzin pracy, więc można dalej pracować i naładować myszkę do pełna w tzw. wolnej chwili. Można też podłączyć ją też do prądu na kwadrans, pójść na kawę i… znów mieć kilka(naście) dni spokoju - co zresztą często zdarza mi się robić.
Nie mam też żalu do producenta.
Ze względu na krótki czas ładowania i możliwość podłączania jej do zwykłego smartfonowego kabla microUSB nie uznaję krótkiego czasu pracy za dyskwalifikującą wadę Logitecha Ultrathin. Cieszę się nawet, że producent nie zdecydował się na powiększenie gabarytów myszy tylko po to, żeby zmieścić w niej większe ogniwo, bo to zabiłoby całą radość z używania tego peryferium.
Szkoda tylko, że nie da się ładować myszy w trakcie pracy. U jej frontu nie ma niestety miejsca na port microUSB i znalazł się on na spodzie Logitecha Ultrathin. Oprócz niego widać tam też wyłącznik (o którym warto pamiętać mając na uwadze krótki czas pracy) i przełącznik pozwalający przełączać myszkę pomiędzy dwoma sparowanymi uprzednio przez Bluetooth sprzętami jednocześnie.
Nie jest to też niestety akcesorium tanie, a do tego po długiej eksploatacji biała powierzchnia ulega zabrudzeniom, a z boku zdziera się farba. Mimo to po kilku miesiącach jestem z myszki Ultrathin bardziej niż zadowolony. Co prawda kiepsko wypada w grach, ale do tego celu mam już zupełnie innego gryzonia, a i tak kilka misji w różnych FPS-ach zdarzyło mi się na Logitechu rozegrać.