Informuje o nowych mailach, świeci, ładuje telefon, odtwarza muzykę i... już chcesz mieć ją przy swoim łóżku
Żarówki sterowane telefonem czy całe instalacje LED, których kolor możemy zmieniać klikając na jedną ikonkę na wyświetlaczu smartfona znamy już od jakiegoś czasu. W większości są to jednak rozwiązania drogie i nie zawsze praktyczne lub nieoferujące zbyt wielu funkcji w zamian za swoją cenę. Co stałoby się jednak, gdybyśmy do zdalnie sterowanej żarówki dodali głośnik, port USB i jeszcze kilka gadżetów?
Z pozoru może to brzmieć jak najlepsza recepta na przeładowanie prostego rozwiązania dodatkowymi funkcjami, które na siłę mają wyróżnić projekt oparty na znanym już wcześniej rozwiązaniu. Jeśli jednak spełnią się zapowiedzi i obietnice twórców Luma SmartLamp, możemy mieć do czynienia z projektem zarówno atrakcyjnym, jak i praktycznym.
Jak łatwo się domyślić po krótkim wstępie i zdjęciach, Luma jest… lampą. Z pozoru zwykłą lampą, jakich prawdopodobnie pełno mamy w mieszkaniu – czy to przy biurku, w pokoju czy przy łóżku. Planowane jest przy tym wprowadzenie na rynek dwóch wersji – klasycznej, z cylindryczną osłoną żarówki oraz nieco bardziej nowoczesnej, z fantazyjnie wymodelowaną osłoną. Do tego obydwie występują w dwóch odmianach różniących się od siebie wielkością.
Czym jednak Luma wyróżnia się z tłumu lamp, których setki tysięcy (jeśli nie miliony) w różnych formach można kupić na rynku? Po pierwsze, choć raczej jest to najmniej znaczący dodatek, „inteligentna lampa” rozwiązuje problem z brakiem gniazdek na kolejne ładowarki w naszym domu. Nie trzeba mieć przy łóżku oddzielnego zasilacza, którego kabel za wszelką cenę będziemy próbowali przeciągnąć tak, aby móc przy podłączonym telefonie, leżąc w łóżku, sprawdzać np. wiadomości email. Standardowe wejście USB z opcją ładowania (2.1 A) znajduje się bezpośrednio w obudowie lampy. Autorzy zapowiadają przy tym, że jeśli uda im się przekroczyć jeden z progów finansowania, wprowadzą wersję z dwoma gniazdkami, co niektórym prawdopodobnie przypadnie do gustu.
To jednak oczywiście za mało, aby móc mówić o jakiejkolwiek „inteligencji” i w ogóle było warto opisywać ten produkt. Luma otrzymała więc moduł Bluetooth, który umożliwia komunikację z naszym smartfonem. Z poziomu dedykowanej aplikacji (dla iOS i Androida) możemy więc bez podchodzenia do lampy dowolnie zmieniać kolor, włączać lub przyciemnić albo wyłączać światło oraz aktywować cały szereg dodatkowych funkcji.
Wśród nich znajduje się m.in. opcja ustawiania budzika (dowolny dzwonek z naszego telefonu, opcjonalnie połączony np. z rozjaśnianiem lampy) czy aktywacja trybu, w którym lampa automatycznie włączy się, gdyby zbliżymy się do niej z telefonem na odpowiednią odległość i wyłączy, gdy wyjdziemy poza zasięg. Jedną z ciekawszych opcji jest jednak co innego – Luma jest w stanie informować nas o nowych powiadomieniach (na razie wspierane są aplikacje Gmaila, Facebooka i Instagrama, a w przygotowaniu jest wsparcie dla kolejnych). Możemy więc ustawić program tak, aby nawet przy wyłączonych powiadomieniach dźwiękowych telefonu, o nowym wydarzeniu poinformowała nas krótkim mrugnięciem lub czasową zmianą koloru właśnie lampa.
Gdyby tego było mało, w drewnianej podstawie umieszczono głośnik i dodatkowe wejście miniJack (dla tych, którzy nie lubią przesyłać muzyki przez Bluetooth), co umożliwi nam słuchanie muzyki z naszego telefonu bez umieszczania w pomieszczeniu dodatkowych głośników. Bez problemu możemy zamienić na głośniki dwie lampy jednocześnie (z jednego źródła dźwięku), zapewniając sobie tym samym przynajmniej namiastkę kina domowego. Oczywiście miłośników doskonałych, czystych brzmień z całą pewnością takie rozwiązanie nie zadowoli, ale dla części osób powinno być jak najbardziej wystarczające.
Jeśli zechcemy, możemy także wykorzystać Lumę jako oryginalny zestaw głośnomówiący, choć oczywiście połączenie musimy zaakceptować lub zainicjować z poziomu telefonu.
O ile jednak przy odsłuchiwaniu muzyki z lamp możemy skorzystać jednocześnie tylko z głośników w dwóch z nich, nic nie stoi na przeszkodzie, aby w specjalnym trybie muzycznym połączyć w całość więcej elementów. Pozostałe z nich będą pełnić wprawdzie wyłącznie funkcje wizualne, dostosowując swój kolor, intensywność świecenia czy „wzór” do utworu w danym momencie, ale i tak takie połączenie wygląda całkiem efektownie i może zadziwić naszych gości.
Bardziej praktyczną funkcją związana z grupowaniem lamp jest jednak możliwość przypisywania kilku z nich np. do konkretnych pomieszczeń i zarządzanie nimi (aktywacja, jasność, kolor, etc.) jednocześnie, zamiast dla każdej z osobna.
Z bardziej przyziemnych parametrów, Luma oferuje zestaw diod LED o deklarowanej długości działania do 40 000 godzin i jasności 800 lumenów, a jeśli nie mamy pod ręką smartfonu, możemy wyłączyć ją po prostu dotykając obudowy (co oczywiście nie jest niczym nowym).
Ile przyjdzie nam zapłacić za taki gadżet, jeśli postanowimy wspomóc jego twórców na Kickstarterze? Aktualnie cena jednej małej lampy to 79 dolarów, natomiast w przypadku dużej – 99 dolarów, a pierwsze sztuki zostaną wysłane w ostatnim kwartale tego roku. Teoretycznie więc musimy wydać całkiem sporo, ale biorąc pod uwagę ile urządzeń jest ona w stanie zastąpić (zwykłą lampę, stację dokującą, głośniki Bluetooth, ewentualnie budzik), nie wydaje się to takim złym interesem. Szczególnie, że np. same żarówki od Philipsa, bez niezbędnego dodatkowe sprzętu, kosztują około 250 zł za sztukę.
Skoro więc cena jest znośna, funkcjonalność ciekawa, a opcje praktyczne, co może pójść nie tak? Oczywiście jakość wszystkich elementów projektu i nie chodzi tu tylko o jakość wykonania całej lampy, ale np. o jakość głośników czy portu ładowania. Skoro planujemy zastąpić kilka rozwiązań jednym, wypadałoby aby było ono co najmniej tak samo dobre (z uwzględnieniem różnicy w cenie, ale jednak). Czy tak będzie w tym przypadku?