Kup teraz, zapłać później. Odroczone płatności biją rekordy popularności, lecz ten zakupowy raj bywa bagnem

"Kup teraz, zapłać później". Ta metoda zachwyca szybkością i wygodą, ale dostępność jest pułapką. Odroczone płatności skracają czas decyzji i refleksji, likwidują bariery, a to prosta droga do finansowych kłopotów, a nawet uzależnienia.

fot. shutterstock/Przemek Klos

Od butów się zaczęło. A tak naprawdę od ich braku. I wcale nie chodziło o wesele, na których – jak wiemy – "trza być w butach", ale o urlop. Pakując się na dłuższy wyjazd, zauważyłem, że przydałyby się nowe buty. Czasu nie było wiele, więc kupiłem je bez większego zastanowienia przez internet. W pośpiechu przez przypadek kliknąłem i wybrałem płatność odroczoną. Machnąłem na to ręką, bo co to za różnica, kiedy zapłacę, choć nigdy z tej opcji nie korzystałem.

Buty przyszły na czas. Urlop się udał. Po powrocie do kraju zastał mnie śnieg, więc nowa para od razu wylądowała w szafie. Dopiero po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że… ciągle za nie nie zapłaciłem. Nikt ani razu nie dopytywał o pieniądze. Nie przypominał, mimo że do terminu zapłaty zostało raptem kilkadziesiąt godzin. Żadnych telefonów, maili, listów poleconych. Zero, null. 

Zapłaciłem od razu. Bałem się, że zanim bank zaksięguje przelew, trafię na czarną listę dłużników nękanych przez windykatorów czy narobię sobie innych kłopotów.

fot. Monkey Business Images / Shutterstock.com

Tu moja osobista historia się kończy, ale czerwona lampka, która zapaliła się w mojej głowie, nie dawała mi spokoju i zadawała kolejne pytania: dlaczego nikt przez tyle czasu nie upominał się o pieniądze? Dlaczego nie dostałem e-maila z przypomnieniem, choć w tym czasie ofert kolejnych zakupów było kilka? A może – podpowiada wrodzona podejrzliwość – to celowe, abym zapomniał o terminie spłaty? Może ten biznes żeruje na tych, którzy zapomną? Zacząłem to sprawdzać.

Ma być miło

Model odroczonych płatności, który częściej znamy pod nazwą "kup teraz, zapłać później" (z ang. Buy Now, Pay Later), został spopularyzowany przez australijską firmę Afterpay, której nazwa tłumaczy właściwie wszystko. Fintechnowa spółka już w 2014 roku oferowała ten model płatności w Australii, ale szybko rozwinęła skrzydła, stając się globalnym graczem. Jej usługa pozwala dokonać zakupu w sklepie internetowym natychmiast, a rachunek uregulować później, często w ratach. Czy to coś przełomowego? Niezupełnie, bo przecież to nic innego niż trochę inne zakupy na raty. A te znane są od XIX wieku.

Przełomowe wydawało się tu użycie technologii, która do sekund skraca czas zakupu, przyznania i zaciągnięcia pożyczki. Szybkość to jedno, a drugie to wygoda. A ta w erze mediów społecznościowych i zakupów przez internet jest kluczowa. Wszystko musi odbywać się płynnie, bez zmartwień i zakłóceń. W końcu ma być miło. Zakupy mają sprawiać nam przyjemność i dawać poczucie szczęścia.

Widzisz, że twoja ulubiona influencerka chwali się na Instagramie nową sukienką? Wystarczy kilka kliknięć i masz taką samą. Nie masz pieniędzy? Zapłacisz później, a szyku możesz zadać już tu i teraz. Bo przecież trudno przejmować się teraz, skoro pożyczkę zaciąga się tak prosto, bez wypełniania stosu formularzy, bez upokarzających niekiedy wizyt w banku.

Wygoda i szybkość sprawiają, że zakupy w modelu BNPL stają się hitem. Powstają kolejne firmy oferujące tę samą usługę, ale na różnych zasadach. Trudno znaleźć większy serwis zakupowy, który nie oferuje zakupów z tą opcją. 

Największe firmy, które ją oferują, pochodzą ze Stanów Zjednoczonych. To m.in. Affirm czy PayPal. Nad Wisłą tego rodzaju usługi oferują m.in. PayPo, Twisto, czy Allegro Pay. Modna jest także szwedzka Klarna.

Ich mnogość wynika nie tylko ze wspomnianych zalet, ale i globalnych trendów związanych z cyfryzacją. Zakupy przez internet stają się coraz popularniejsze, a ostatnia pandemia ten trend tylko mocno przyspieszyła. Wówczas wizyty w tradycyjnych sklepach stały się trudne ze względu na ograniczenia, ale i ryzykowne, bo w bezpośrednim kontakcie najłatwiej było złapać śmiertelnie groźnego wirusa. A kiedy zostaliśmy zamknięci w domach, to zakupowym oknem na świat stał się internet.

Pandemia u niektórych oznaczała też chociaż turbulencje finansowe, więc i tu model BNPL bywał pomocny. Kolejnym motorem napędowym modelu był kryzys i gwałtowny wzrost inflacji. Kiedy nasze pieniądze z dnia na dzień traciły wartość, rozsądne wydawało się kupienie czegoś teraz, w dzisiejszej cenie niż zwlekanie, bo za miesiąc czy dwa ceny będą tylko wyższe. Jeśli spłaciliśmy należność w terminie, to oszczędność była oczywista, bo wiele firm oferujących odroczone zakupy zarabia nie na kupujących, lecz przede wszystkim na sprzedawcach.

Byle nie wymawiać brzydkiego słowa na k..!

Dochodzimy tutaj do clue modeli BNPL. Choć modele są różne, to często zysk pochodzi od prowizji uzyskanych od sprzedających, czyli np. sklepów internetowych. Opłata wynosi zwykle od 3 do 6 proc. od każdego sprzedanego towaru. Oczywiście koszt prawdopodobnie w całości przerzucony jest na klientów, którzy płacą wyższą cenę.

fot. Roman Samborskyi / Shutterstock.com

Sklepy i tak wychodzą na swoje. Dzięki BNPL mogą bowiem przekonać klientów do zakupu rzeczy, których bez opcji "darmowej pożyczki na raty" nigdy by nie kupili. Są też spółki, które naliczają opłaty za przekroczenie terminu uregulowania należności. Jeszcze inne każą płacić także odsetki. Często też dług jest po prostu odsprzedawany firmie windykacyjnej.

Kolejnym źródłem dochodu mogą być w końcu dane klientów. W końcu analiza stanu naszych finansów, to ile mamy na koncie i jak bardzo jeszcze możemy się zadłużyć, a do tego wiedza o tym, jakimi jesteśmy konsumentami, kiedy kupujemy, czego szukamy, jest bezcenna.

Ta wiedza pozwala też skuteczne profilować odbiorców i przekonywać ich do kolejnych łatwych i bezpiecznych, a do tego w teorii bezkosztowych zakupów. Z kolei jak zwraca uwagę Marisabel Torres z kalifornijskiego Centrum Odpowiedzialnego Kredytowania różnorodność ofert BNPL może być myląca, szczególnie dla młodszych użytkowników z niewielką znajomością finansów i stycznością z kredytami.

– Określenie "kup teraz, zapłać później" jest błędne. Są to pożyczki krótkoterminowe spłacane w ratach, których warunki mogą się znacznie różnić – wyjaśniała Marisabel Torres na łamach "Wired".

Podobnie myśli Weronika Hughes, była "lekka zakupoholiczka", jak sama mówi o sobie z przymrużeniem oka. Dziś ta świadoma konsumentka i blogerka, która na Instagramie prowadzi profil "Rozsądne zakupy", doradza, jak dbać o finanse osobiste. Zwraca uwagę, że "kup teraz, zapłać później" to tak naprawdę kredyt konsumencki. Nic innego niż zobowiązanie do spłaty, które może wiązać się z dodatkowymi opłatami, karami, odsetkami itd.

– Ta nazwa to marketingowy chwyt. Odwraca uwagę od tego, że to kredyt, pożyczka, która kojarzy nam się z czymś poważnym, na co, jeśli się decydujemy, to w sposób przemyślany, odpowiedzialny. Nie widzimy tego "strasznego kredytu", ryzyka odsetek, komornika, lecz miłe hasło, które w magiczny sposób przykrywa wszelkie obawy. W efekcie wiele osób nie wie, że zaciąga kredyt – mówi Weronika Hughes.

– Mówimy o kolejnym wcieleniu "pierwszej pożyczki gratis" od firm pożyczkowych oraz karty kredytowej z okresem bezodsetkowym. Tyle że tu jest prościej, bo niepotrzebny jest żaden osobny instrument finansowy. A wejście w odroczone finansowanie odbywa się niejako przy okazji konkretnego zakupu, czyli bardziej spontanicznie niż przy okazji umowy pożyczkowej czy karty kredytowej. Młode pokolenie lubi to – pisał z kolei dziennikarz ekonomiczny Maciej Samcik na blogu "Subiektywnie o finansach".

Jego obserwacje potwierdzają liczby. Magii odroczonych płatności ulegają przede wszystkim młodzi konsumenci z pokolenia Z oraz millenialsi. Z danych, które udostępnił Alior Bank, wynika, że częściej są to mężczyźni, którzy mają już na koncie jakieś kredyty. Młodzi kupują w ten sposób więcej i częściej niż starsi. To oni najczęściej przekraczają też termin "odroczenia" i wpadają w okres wiążący się z dodatkowymi odsetkami. Coś, co brzmi jak zakupowy raj, staje się zwykłym kredytem-pułapką. 

Odpowiedzi na pytanie, dlaczego "odroczki" są tak popularne wśród młodych, szukał Mac Schwerin, dziennikarz amerykańskiego magazynu "The Atlantic". Jeden z ciekawych tropów w jego artykule prowadzi do różnic pokoleniowych. Przedstawił go Marco Di Maggio, ekonomista z Harvardu. Zauważył, że większość osób korzystających z BDLP nie ma karty kredytowej lub jej nie używa. A skoro jest wobec nich tak sceptyczna, to nie bez przyczyny.

– Być może jest tak, bo karty kredytowe kojarzą im się z tym, jak w długi popadali ich rodzice – zastanawiał się Di Maggio.

Tę teorię potwierdzałyby badania, które przeprowadziła prof. Anastasiya Ghosh z Uniwersytetu w Arizonie. Polegały one na tym pytaniu konsumentów o to, jaki sposób wydawania pieniędzy wywołuje u nich największe poczucie winy. Wynik? Najgorzej wypadły karty kredytowe. Zupełnie inne odczucia wiązały się zaś z odroczonymi płatnościami. Badanym nie tylko nie kojarzyły się źle, ale i wydawały się uczciwe.

– Nie odczuwali absolutnie nic negatywnego. Jedna z grup użyła tej metody płatności nawet do zakupów spożywczych – mówiła, nie kryjąc zdumienia prof. Anastasiya Ghosh.

Ten model płatności wydaje się młodszym mniej ryzykowny niż karty kredytowe. Czują się z nim bezpieczniej, szczególnie że w mediach społecznościowych otaczani są historiami osób, które zmagały się ze spłatą debetów z kart kredytowych. Z drugiej strony nie brakuje twórców, którzy BNPL przedstawiają w pozytywnym świetle. Na Instagramie hasztag #Afterpay wiąże się z 1,7 mln postów, które często pochodzą od marek i influencerów sprzedających odzież. Podobnie jest na TikToku, gdzie hasztag odsyła do filmików, które mają łącznie ponad 265 milionów wyświetleń.

Na jednym z popularniejszych twórca John Liang (2,3 mln obserwujących) zachęca do korzystania z BNLP, stojąc przed sklepem Apple Store. Wyjaśnia, że lepiej nie płacić z góry całej ceny np. telefonu, bo pozostałą kwotę można zainwestować. Wydaje się logiczne, ale wcale takie nie jest.

– To nie ma żadnego ekonomicznego sensu, bo trudno o inwestycje, które w kilka tygodni pozwolą odnieść znaczące zyski. Większość klientów, którzy mają dodatkowe 20 dolarów w kieszeni, nie myśli o kupnie akcji czy obligacji, tylko wydają te pieniądze na coś innego – mówił w "The Atlantic" wspomniany już ekonomista Marco Di Maggio i przytaczał badania, których jest współautorem. Wynika z nich, że korzystanie z BNPL powoduje trwały wzrost łącznych wydatków – przeciętnie o około jedną trzecią.

Lepsze niż chwilówka? 

Nie jest jednak tak, że model "odroczek" nie ma zalet. Dostrzega je nawet sceptyczna wobec niego Weronika Hughes. Przyznaje, że to dobre wyjście choćby w sytuacjach awaryjnych. Załóżmy, że psuje nam się lodówka, a wypłatę mamy za dwa tygodnie. Możemy "poratować się" kupnem w ramach odroczonych płatności i spłacić je od razu po tym, jak wynagrodzenie przyjdzie na nasze konto.

– To rozwiązanie, choć z pewnością niezbyt ekologiczne, to wygodne przy zakupach odzieży. Jeśli nie jesteśmy pewni np. rozmiaru butów, możemy zamówić dwie czy trzy pary. Przymierzyć i odesłać te, które nie pasują i zapłacić tylko za tę parę, którą zostawimy. W tym czasie nie zamrażamy niemałej kwoty, bo pieniądze wcale nie opuszczają naszego konta. Nie musimy więc czekać na ich zwrot, który nastąpi dopiero, kiedy oddamy towar – mówi Weronika Hughes.

fot. Reshetnikov_art / Shutterstock.com

Jednak jak wynika z badań JD Power, amerykańskiej firmy analizującej zachowania konsumenckie, wielu młodszych ludzi nie korzysta z z tych pożyczek tylko w ten sposób. Owszem, kupują odzież, ale odroczone płatności wykorzystują też, aby uregulować comiesięczne rachunki za telefon, mieszkanie, samochód itd.

A właśnie przed używaniem "odroczek” w codziennych zakupach przestrzegają organizacje charytatywne jak brytyjska StepChange, która zajmuje się doradztwem w zakresie zadłużenia. Na rynku brytyjskim czy amerykańskim model płatności BNPL funkcjonuje w nieco innej rzeczywistości regulacyjnej (o czym później), ale działa także dłużej i jest bardziej powszechny. To pozwala dostrzec już związane z nim zagrożenia.

O nich w "The Guardian" mówiła brytyjska organizacja Citizens Advice, która udziela pomocy prawnej osobom zadłużonym. Jej przedstawiciele porównali model BNPL do "ruchomych piasków, w które łatwo wpaść, a trudniej się wydostać". Skąd taki wniosek? Z doświadczeń, obserwacji i badań, a te pokazują, że jedna na sześć osób korzystających z tego rodzaju pożyczek ma trudności ze spłatą. Potwierdziły to późniejsze badania brytyjskiego Financial Conduct Authority, czyli tamtejszego odpowiednika polskiej Komisji Nadzoru Finansowego. Pokazują one, że użytkownicy często korzystający z opcji "kup teraz, zapłać później" czterokrotnie częściej popadają w problemy finansowe. Szczególnie zaś narażone są osoby o "cechach bezbronności", czyli mające kłopoty ze zdrowiem lub te, które niedawno straciły pracę.

Inne badania opracowane przez amerykańską firmę Credit Karma, która zajmuje się finansami osobistymi, mówią o tym, że aż jedna trzecia użytkowników BNPL miała opóźnienia w płatnościach. W przypadku 72 proc. odbiło się na zdolności kredytowej. Co ważne, te liczby są dwukrotnie wyższe dla respondentów z pokolenia Z i milenialsów.

– Dla młodszego pokolenia odejście od kart kredytowych jest niezwykle atrakcyjne, ale ponieważ BNPL jest tak proste, łatwo się dać w to wciągnąć. Ta wygoda sama w sobie może być pułapką – ostrzegała w "Wired", komentując wyniki tego badania, Leslie Tayne, prawniczka specjalizująca się w spłatach długów.

Wystarczy nagłe życiowe zawirowanie, jak awaria samochodu, utrata pracy czy choroba, aby wytrącić nas z finansowej równowagi. Wtedy liczne "odroczki" zamiast ulgi mogą stać się dodatkowym i nabrzmiewającym obciążeniem, któremu trudno sprostać. Potwierdzają to jeszcze inne badania akademików związanych m.in. z Uniwersytetem Kalifornijskim. Przeprowadzono je na ogromnej próbie 10 mln amerykańskich użytkowników BNLP. Wynika z nich, że osoby korzystające z "odroczek" są bardziej narażone na "gwałtowny wzrost" opłat za przekroczenie terminu spłaty. To o tyle niepokojące, że mogą one przyciągać tych, którzy i tak już mają problemy finansowe i trudności ze spłatą. To jedna obawa.

A drugą pokazują badania niemieckich naukowców. Ustalili oni, że klienci korzystający z BNLP wydają o 20 proc. więcej, a na oferty zakupów w takim modelu chętniej dają namówić się osoby z mniejszą zdolnością kredytową. 

To wszystko doświadczenia zagraniczne, powstałe – co trzeba podkreślić – w innych warunkach prawnych. I choć przepisy u nas są dużo bardziej restrykcyjne, to cytowany już Maciej Samcik nie krył obaw.

– Największym ryzykiem rozrostu BNPL w Polsce jest to, że powstanie niekontrolowane i będące poza wszelkim monitoringiem zadłużenie, które może wyrwać się spod kontroli. Tak się wydarzyło w Wielkiej Brytanii i Australii, gdzie młodzi ludzie z tytułu mnóstwa tego typu odroczonych płatności toną w długach. Ani oni sami nie są w stanie tego kontrolować, ani nie robi tego system finansowy – ostrzegał Maciej Samcik.

Czy u nas taki scenariusz jest możliwy? Zapytałem o to Mateusza Ordyka, radcę prawnego specjalizującego się w regulacjach sektora finansowego i fintechów z firmy Deloitte Legal.
Z jego analizy wynika, że otoczenie regulacyjne BNPL w Polsce jest jednym z bardziej restrykcyjnych w Europie. Nasze przepisy różnią się od brytyjskich czy amerykańskich, bo polskie "odroczki" są oferowane w reżimie przepisów o kredycie konsumenckim. Tamtejsze zaś opierają się bardzo często na wyjątkach (np. nie stosowano przepisów o kredytach konsumenckich dla pożyczek o niskiej wartości), więc w efekcie znajdowały się one "pod radarem" regulacji kredytu konsumenckiego.

To z kolei nierzadko prowadziło do znacznego zadłużania się konsumentów czy wpadania przez nich w spiralę zadłużenia. Dlatego też w tamtych krajach sytuacja jest trudniejsza i wymagająca przyjęcia regulacji, jak to jest na przykład w Wielkiej Brytanii, ale też Australii czy USA.

– W Polsce usługi BNPL objęte są stosunkowo restrykcyjnymi regulacjami, szczególnie po wejściu w życie tzw. ustawy antylichwiarskiej, która jeszcze bardziej zaostrzyła obecne zasady związane z ich udzielaniem, nadzorem, w szczególności w zakresie obowiązków informacyjnych, jak i oceny zdolności kredytowej konsumentów. A na tym nie koniec, bo od nowego roku firmy udzielające takich pożyczek będą pod nadzorem KNF. Te zmiany mają zapewnić większą ochronę konsumentów przed nadmiernym zadłużeniem, w szczególności w zakresie oceny zdolności kredytowej, gdzie w Polsce coraz częściej korzysta się zaawansowanych narzędzi technologicznych zasilanych szerokim źródłem danych rynkowych – mówi Mateusz Ordyk i podkreśla, że "odroczki" w naszym kraju nie potrzebują bardziej rygorystycznych regulacji.

– To, co jednak jest potrzebne rynkowi, to jeszcze więcej edukacji mającej na celu podnoszenie świadomości konsumentów co do ryzyk wynikających z produktów finansowych – dodaje.

fot. evrymmnt / Shutterstock.com

Jeszcze bardziej ostrożny jest Jacek Sędkiewicz, psycholog i terapeuta od uzależnień. Specjalista przyznaje, że do jego gabinetu coraz częściej trafiają pacjenci, do których problemów z zakupoholizmem przyczynił się model "kup teraz, zapłać później".

– Mam takich pacjentów coraz częściej, ale ten model zakupów to też dodatkowa trudność w ich leczeniu. Kiedy nie byłoby odroczonych płatności, ci ludzie mieliby większą kontrolę – mówi Jacek Sędkiewicz.

Przytacza historię jednej z pacjentek, która zmaga się z zakupoholizmem. Przy okazji remontu kobieta chciała koniecznie powiększyć szafę, bo w dotychczasowej nie mieściły się jej ubrania. Oczywiście we wszystkich nie chodziła. Większość zalegała w szafie miesiącami. A ona i tak kupowała kolejne. Dlaczego?

Po pierwsze, ulegamy reklamom, które przedstawiają zakupy jako coś, co sprawi, że nasze życie będzie lepsze, pełniejsze, bardziej radosne. Obiecują dostarczyć nam pozytywnych doznań i sprawić, że choć na chwilę zapomnimy o problemach codzienności.

Po drugie, reklamy otaczają nas wszędzie, a w szczególności w mediach społecznościowych, gdzie spędzamy lwią część życia. Widzimy, że sąsiad ma nowy samochód, znajomy jest na wakacjach, a koleżanka chwali się nową prostownicą. Porównujemy się i czujemy gorzej. Chcąc poprawić sobie humor, kupujemy.

I tu pojawia się trzecie: zakupy podejmujemy często pod wpływem emocji. Nie zastanawiamy się, czy coś jest nam potrzebne, tylko ulegamy presji otoczenia, wspomnianej magii reklamy, kuszących promocji czy, jak teraz, świątecznej atmosfery. Wreszcie po czwarte, zakupy internetowe znacznie skracają czas na ewentualną refleksję. Wystarczy kilka kliknięć i gotowe. A "odroczki" sprawiają, że nie ma bariery, która mogłaby nas powstrzymać.

– Przed erą zakupów "kup teraz, zapłać później" powstrzymać nas mógł brak pieniędzy na koncie. Teraz i tego hamulca nie ma. A wiele osób nie ma zdolności do odraczania gratyfikacji. Nie poczeka na wypłatę, tylko kupuje od razu, bo musi mieć coś, teraz. Ten model właśnie na tym żeruje. A refleksja? Przychodzi, ale dopiero gdy trzeba spłacić na raz kilka takich pożyczek. I wtedy jest problem – tłumaczy Jacek Sędkiewicz.

Problem, który może wciągnąć nas w spiralę zadłużenia. Tak było w przypadku innej pacjentki Sędkiewicza. Kiedy nadchodził termin spłaty za odroczone płatności, popadła w zły nastrój. Aby się pocieszyć, znów kupowała i znów na kredyt.

– Odroczone płatności są rodzajem Somy, czyli tabletki na szczęście znanej z Aldousa Huxleya "Nowy wspaniały świat". Tylko kiedy jej działanie się kończy, trzeba wziąć kolejną i kolejną. Aż w końcu nie wyobrażamy sobie świata bez Somy. Część osób wpada w takie błędne koło. Kupują, aby się pocieszyć, ale nie daje im to satysfakcji, więc się frustrują, a aby mieć lepszy nastrój, znów kupują. Oczywiście to istniało przed odroczonymi płatnościami, ale one są katalizatorem, bo likwidują bariery, a problem się powiększa i może prowadzić do uzależnienia. To też utrudnia terapię i leczenie, bo pokusa ciągle jest na wyciągnięcie ręki – tłumaczy Jacek Sędkiewicz.

Czy nadmiarowe zakupy się opłacają?

Tym większa odpowiedzialność firm, które płatności w modelu "kup teraz, zapłać później" oferują. Zapytaliśmy największe z nich (Klarna, Twisto, Allegro i PayPo), w jaki sposób weryfikują zdolność kredytową użytkowników i dbają o to, aby nie popadali oni w problemy finansowe czy zakupoholizm. Na nasze pytania odpowiedziały tylko dwie ostatnie.

Allegro zapewniło, że każdorazowo weryfikuje zdolność kredytową użytkowników, sięgając po dane z Biura Informacji Kredytowej i Biura Informacji Gospodarczej (zarówno w sektorze bankowym, jak i niebankowym) oraz historii zakupowej na samej platformie. Na podstawie tych informacji podejmowane są decyzje o udzieleniu pożyczki.

– Sami też raportujemy do BIK-u, bo zależy nam, by być fair oraz by pomagać uczyć, zwłaszcza młodych dorosłych, odpowiedzialności finansowej na mniejszych kwotach podczas zakupów i pomagać im budować pozytywną historię kredytową. Co więcej, używamy też specjalnych modeli statystycznych. Wszystko po to, by wysokość dostępnych środków była dostosowywana do bieżącej sytuacji danej konsumentki i konsumenta. Na bazie danych przyznajemy określoną, specjalnie dla danej osoby ustaloną kwotę pożyczki. Klienci mogą więc korzystać tylko z góry określonej kwoty, która pozostaje taka sama tylko, jeśli pożyczki są spłacane na czas – wyjaśnia Marcin Gruszka, rzecznik prasowy Allegro. I dodaje, że 1 stycznia 2024 roku usługi BNPL będą objęte nadzorem KNF. – To bardzo ważna informacja dla klientów usług takich jak Allegro Pay, które pod tym nadzorem będą. Niestety regulacjami nie będą objęci wszyscy gracze na tym rynku – dodaje Gruszka.

Podkreśla też, że klient używający BNPL nie ponosi żadnych kosztów (ani odsetkowych, ani pozaodsetkowych), jeśli tylko spłaci zobowiązanie w terminie. A jeśli przekroczy termin, otrzymuje przypomnienia w postaci e-maili, SMS-ów oraz powiadomień push. Allegro nie zdradza jednocześnie, ilu użytkowników przekroczyło termin spłaty.

– Zdecydowana większość klientów korzystających z usługi Allegro Pay spłaca swoje zobowiązania terminowo. Nie odbiegamy od poziomów obserwowanych w sektorze bankowym. Jakość naszego portfela kredytowego jest natomiast lepsza niż podmiotów sektora niebankowego – mówi Marcin Gruszka.

fot. pixelrain / Shutterstock.com

Nieco szczodrzej danymi podzieliła się za to firma PayPo. Z przekazanych nam informacji wynika, że 99,1 proc. wszystkich udzielonych przez PayPo kredytów w danym miesiącu jest spłacanych w terminie lub z niewielkim opóźnieniem.

– Nasi klienci bardzo rozsądnie podchodzą do zakupów za pośrednictwem BNPL i spłat swoich zobowiązań. Połowa z nich ustala własne, wewnętrzne limity na zakupy z płatnościami odroczonymi, a prawie 60 proc. z nich już podczas zakupy wie, w jakim czasie ureguluje płatność: w ciągu 30 dni czy później w ratach. Pokazuje to, że świadomie dysponują oni swoimi finansami i już z wyprzedzeniem, podczas zakupów, myślą o sposobie ich spłaty – zapewnia Radosław Nawrocki, CEO w PayPo.

Zapewnia też, że zdolność kredytowa użytkowników jest rygorystyczne oceniana. Firma posiada autorski system scoringowy, który analizuje dane empiryczne, behawioralne, historię kredytową do tego, aby ocenić, czy danej osobie można udzielić pożyczki. Co ważne, portfele tych użytkowników, którzy nie spłacili zobowiązania w terminie, nie są sprzedawane zewnętrznej firmie windykacyjnej. Firma nie nalicza też odsetek przez co najmniej 120 dni po terminie płatności. A kilkudniowe opóźnienia w płatnościach są rozpatrywane na etapie windykacji polubownej (najczęściej w formie przypomnienia o płatności wysyłanej SMS-em lub e-mailem), która nie powoduje dla konsumenta negatywnych konsekwencji finansowych. 

PayPo zapewnia też, że dba o to, aby klienci nie popadali w problemy finansowe. W tym celu nie udziela dużych limitów zakupowych: dziś to maksymalnie 3 tys. zł, ale tylko dla stałych klientów. Dla nowych limit jest niższy i wynosi od 400 do 800 zł.

– Dodatkowo dostosowujemy liczbę rat do wysokości kwoty transakcji, tak aby w jak najmniejszym stopniu obciążała ona portfel klienta. Im wyższa wartość zamówienia, tym większa liczba rat, z których klient może skorzystać – tłumaczy Radosław Nawrocki. Dodaje też, że firma przypomina o terminach spłaty. A kiedy powstanie zadłużenie, to nie pozwala spłacać go kartą kredytową.

– Nie udzielamy też kredytów konsolidacyjnych lub refinansujących, co eliminuje zjawisko pętli kredytowej. Nasze badania pokazują, że 59 proc. z nich uważa, że BNLP pozwala im lepiej zarządzać domowym budżetem. Wiedzą, że BNPL to nie jest sposób na większe czy nadprogramowe zakupy, ale po prostu na rozsądniejsze zakupy – dodaje.

– Najrozsądniejsze zakupy to te, na które nas stać bez pożyczek, bo tych nikt nie udziela za darmo, a pożyczający to nie organizacje charytatywne – puentuje Weronika Hughes.

Ilustracja tytułowa: fot. Przemek Klos / Shutterstock.com

Data publikacji: 27.12.2023