REKLAMA

Drzewom brakuje 2 cm, żeby uciec przed toporem. Mieszkańcy mają pomysł, jak je uratować

To już prawie pomniki przyrody – w tym przypadku prawie robi gigantyczną różnicę, przez którą drzewa mogą zostać wycięte. Deweloper ma pomysł na działkę, na której rosną. Okoliczni mieszkańcy nie wyobrażają sobie czarnego scenariusza.

Drzewom brakuje 2 cm, żeby uciec przed toporem. Mieszkańcy mają pomysł, jak je uratować
REKLAMA

Dziś drzewa, wkrótce – nowe bloki? Taki plan ma deweloper chcący zagospodarować teren nieopodal łódzkiego centrum. Jak na ironię na dachach nowych budynków znaleźć ma się… niska roślinność, tworząca zielone tarasy. Tak, najpierw wycięte zostaną niemłode drzewa, by później móc szczycić się fragmentem zielonej przestrzeni. Miasto już pisało, że rośliny będą „ukłonem w stronę ekologii”. Smutny paradoks.

REKLAMA

Sąsiedzi protestują. Na drzewach zawieszono kody QR, które informowały, jak cenne są rośliny. Ulotka z zamieszczonym symbolem przypominała, że drzewa dają tlen, filtrują zanieczyszczenia oraz absorbują wodę. Zagrożonych wycinką jest w sumie 17 okazów. Jak wyliczali społecznicy:

2 piękne stuletnie jesiony wyniosłe o obwodach niemal 2,5 metra, szpaler 8 klonów srebrzystych o obwodach dwumetrowych (bez śladu tak powszechnej w Łodzi jemioły), 3 lipy drobnolistne (1,5-2m obwodu), 3 klony zwyczajne (ponadmetrowych obwodów) oraz niemal dwumetrowy kasztanowiec”.

Teraz ruszyła petycja. Jej autorzy powołują się na ekspertyzy dendrologiczne, które stwierdzają, że drzewa są w świetnym stanie. Co więcej:

część z nich niemal osiągnęła wymagane wymiary, by mogły zostać uznane za pomniki przyrody – brakuje im zaledwie 1–2 cm! Ich wycinka byłaby nieodwracalną stratą dla środowiska i naszej społeczności.

Niestety, czasami bazowanie na twardych liczbach bywa wyjątkowo okrutne. Gdyby drzewa osiągnęły nieco większy rozmiar, nagle w oczach urzędników zyskałyby wyjątkowy status. A tak – nie łapią się, więc nie ma czego żałować. Twarde prawo, ale prawo.

Według rozporządzenia ministra środowiska z 2017 r. za pomnik przyrody można uznać drzewo, gdy obwód pnia jest „nie mniejszy niż minimalny obwód pnia drzewa mierzony na wysokości 130 cm dla poszczególnych rodzajów i gatunków drzew”. Jest też furtka dla mniejszych, ale muszą się wówczas czymś wyróżniać:

wyróżnianie się wśród innych drzew tego samego rodzaju lub gatunku w skali kraju, województwa lub gminy, ze względu na obwód pnia, wysokość, szerokość korony, wiek, występowanie w skupiskach, w tym w alejach lub szpalerach, pokrój lub inne cechy morfologiczne, a także inne wyjątkowe walory przyrodnicze, naukowe, kulturowe, historyczne lub krajobrazowe - zapisano w rozporządzeniu.

Niestety – czasami bywa tak, że bycie jedynymi drzewami w bliskiej okolicy, mając za sąsiedztwo ruchliwe skrzyżowanie, to za mało. Lekką ręką można pozbyć się zielonej enklawy tylko dlatego, że drzewa niczym się nie wyróżniają, po prostu są. To za mało. Potrzeby mieszkańców również aż tak ważne nie są.

Mimo wszystko sąsiedzi działki, z której drzewa mogą zostać wycięte, nie składają broni. W internetowej petycji zwracają się do władz miasta, by odkupił obszar i chronił zieleń na wartościowym dla nich terenie.

Apelujemy do Prezydent Miasta Łodzi, Pani Hanny Zdanowskiej, o podjęcie działań na rzecz ochrony tego cennego skrawka przyrody. Chcemy, aby teren ten pozostał przestrzenią zieloną, dostępną dla mieszkańców, a drzewa zostały objęte ochroną - napisano w petycji.

Czy się uda? Wielokrotnie cytuję Oscara Wilde’a, według którego „nie warto nawet spojrzeć na taką mapę świata, która nie zawiera Utopii”, ale czasami mimo naiwnej wiary, że jednak może być inaczej, znacznie szybciej zna się zakończenie.

Z drugiej strony – czy właśnie nie tak powinny wyglądać nasze miasta?

Włodarze nie tylko powinni sadzić nowe drzewa, zazieleniać ulice, ale też dbać o to, by stare rośliny dalej mogły nas zachwycać. Od dawna mówią o tym ekolodzy, architekci i urbaniści. Nazwijmy to utopią i naiwnością, ale to powinna być normalność: miasto dba o drzewa i nie dopuszcza do niepotrzebnej wycinki, zadowalając się „zielonymi tarasami”, które znając życie nie będą dostępne dla wszystkich. A nawet gdyby były, to przecież czymś zupełnie innym jest spacer chodnikiem mając obok drzewa, które w ciepłe dni ratują przyjemnym cieniem.

Czy internetowa petycja, a wcześniej kody QR sprawią, że więcej osób zainteresuje się tematem? Sam przekonałem się, że działanie na osiedlowych facebookowych grupkach ma znaczenie. W moich okolicach pojawiła się sugestia, że drzewka na skwerze mogą pójść pod topór. Mieszkańcy szybko się skrzyknęli, do akcji wkroczyli radni.

REKLAMA

W pewnym momencie ktoś przy wybranych drzewach zaczął majstrować i je przycinać. Natychmiast zrobił się raban na grupie, na miejscu szybko pojawił się radny i zbadał temat. Raz jeszcze pojawiły się zapewnienia, że drzewom nic nie będzie, ale to pokazało, że mieszkańcy trzymają rękę na pulsie i mogą błyskawicznie zainterweniować.

Łatwo stracić wiarę w media społecznościowe, a tym bardziej w internetowe petycje – rzadko kiedy osiągają zamierzony efekt. Co jednak pozostało? Warto próbować i liczyć na odstępstwo od normy. A może łódzki przykład będzie inspiracją dla mieszkańców innych miast, by bardziej naciskali na włodarzy. Deweloper chce wyciąć drzewa? To proszę odkupić działkę i zrobić tam park!

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA