REKLAMA

Windows udaje telefon komórkowy. Czas, by jego twórcy przestali kopiować mobilne aplikacje

Od dziś użytkownicy Windows 11 będą rozpraszani nową animacją na przycisku widżetów. To już kolejny raz, gdy Windows - system stworzony przede wszystkim do pracy - próbuje udawać telefon komórkowy. Kradnąc uwagę użytkownika, byle ten obejrzał jakąś reklamę. Czas z tym skończyć.

Widżety Windows 11
REKLAMA

Tajemniczą poliszynela - i wielokrotnie już omawianym tematem - jest fakt, że Microsoft stracił zainteresowanie znacznej części konsumentów. Ich uwagę przykuł zupełnie nowy rodzaj urządzenia, jakim jest telefon komórkowy. Microsoft jako król pecetów stał się przestarzały. Google, Apple i dziesiątki małych firemek przejęły zaangażowanie użytkowników. Z popularnych wśród użytkowników indywidualnych marek Microsoftowi został tylko Xbox.

REKLAMA

Czytaj też:

To nie jest tak, że użytkownicy indywidualni nie używają w ogóle produktów Microsoftów. Do pracy nadal niezastąpiony jest PC, a najczęściej kupowane są PC z Windowsem. Oprogramowanie biurowe z rodziny Microsoft 365 również cieszy się dużym wzięciem - dziesiątki milionów użytkowników indywidualnych płaci abonament, mimo istnienia darmowych i niezłych alternatyw. Umiarkowaną popularnością cieszy się przeglądarka Edge, ale wyłącznie na PC. I to tyle.

Dlaczego Microsoft nie chce po prostu dać sobie spokój z konsumentami i skupić się na produktach dla firm?

Niektórzy uważają, że Microsoft powinien wydzielić Xboxa jako osobną, zależną podfirmę - i skupić się na potrzebach większości swoich klientów, jakimi są klienci firmowi. Szacuje się, że mniej niż 30 proc. wpływów Microsoftu pochodzi z kieszeni użytkowników indywidualnych.

Reszta to klienci B2B, partnerzy korporacyjni i rządowi. Skoro na tym polu Microsoftowi idzie znakomicie, a na rynku konsumenckim w najlepszym razie tak sobie - to może przestać się wygłupiać i skupić się na sukcesach, odcinając się od porażek?

Przedstawiciele Microsoftu, z prezesem Nadellą na czele, mają zawsze taką samą odpowiedź dla inwestorów i analityków. Konsumenci i ludzie pracy, według oceny Microsoftu, nie są osobnymi bytami. Utrata uwagi konsumentów może w przyszłości kosztować Microsoft rynek firmowy. To zresztą już się częściowo dzieje w Stanach Zjednoczonych.

 class="wp-image-1771999"
Chromebook z Chrome OS i Google Workspace. Dziś w amerykańskich szkołach, jutro w amerykańskich firmach.

W tym kraju zaskakująco dużą popularność w szkołach i na uczelniach zyskała platforma Google Workspace, głównie za sprawą niedrogich i łatwych do administrowania przez nauczycieli Chromebooków. Uczniowie, kształceni na tej platformie, idąc potem do pracy nie wpisują w Curriculum Vitae znajomości Microsoft 365, a Google Workspace. Będą oczekiwać, że pracodawca zapewni im te narzędzia. Ten oczywiście zapewniać je będzie, kupując licencję na oprogramowanie od Google’a - a nie od Microsoftu.

Skoro tak, to należy tych konsumentów pielęgnować. Tymczasem ludzie od Excela patrzą na słupki i sięgają po praktyki znane z freeware’owych aplikacji mobilnych.

Patrząc z zewnątrz strategia konsumencka Microsoftu - wyłączając Xboxa - przypomina jeden wielki bałagan. Z jednej strony mamy ogólnie zarysowaną politykę walki o konsumenta, by chronić wpływy z rynku biznesowego. Z drugiej zaś - to już prywatna interpretacja - armię księgowych wewnątrz firmy, która domaga się od działu konsumenckiego uzasadnienia sensu jego dalszej egzystencji. Innego powodu na to, co się dzieje z Windowsem niż domniemana armia nie umiem sobie wyobrazić.

Weźmy za przykład Widżety, jedną z nowości Windowsa 11. W pierwotnej wersji systemu te były dostępne jako wyłączalny przycisk na Pasku zadań, znajdujący się obok przyciski Start. W domyślnej konfiguracji, dopóki użytkownik jej nie zmieni, widżety prezentują informacje z usług Microsoft Start (newsowa usługa Microsoftu, zapewniająca artykuły prasowe, prognozę pogody i informacje z giełdy papierów wartościowych, niegdyś pod nazwą MSN). Pewnym problemem było to, że linki z widżetów zawsze otwierają się w Microsoft Edge - nawet jeśli użytkownik ma wybraną inną przeglądarkę jako domyślną - ale no trudno.

 class="wp-image-1965575"
Widżety w Windowsie 11 tuż po premierze. Przycisk do ich wyzwalania widać jako czwarty od lewej, licząc od Startu.

Widżety powstały wyłącznie w jednym celu. By napędzać statystyki przeglądarki Microsoft Edge i odsłony reklam w artykułach i danych hostowanych przez Microsoft Start. Ktoś mógłby powiedzieć, że tak wygląda nowoczesny świat i tak się zarabia pieniądze - a newsy i pogoda to w sumie użyteczna dla niektórych funkcja. No dobrze, niech będzie. Ale na tym się nie zakończyło. A zanim opowiem ciąg dalszy podkreślę, że Windows 11 do tej pory nie doczekał się żadnej aktualizacji rozwojowej - pierwsza ma się pojawić w drugiej połowie września. To ważne, trzymajmy to z tyłu głowy w pamięci.

Otóż widżety wyraźnie nie były dostatecznie często klikane. Microsoft wpadł więc na dwa pomysły. Pierwszy to umieszczenie na ikonie miniaturowej prognozy pogody. Drugi to przeniesienie przycisku widżetów dokładnie tam, gdzie od Windowsa 95 aż po Windowsa 10 - ponad dwie dekady historii - znajdowało się Menu Start. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że na dziś większość kliknięć w panel widżetów jest przypadkowa. Sam, zanim się przyzwyczaiłem, nieraz w nie klikałem odruchowo, chcąc otworzyć Start. To jednak wyraźnie nie wystarczyło.

 class="wp-image-2305314"
Widżety w Windows 11 na dziś. Przycisk widżetów zajął miejsce przycisku Start. Wyzwala widżety już po najechaniu na ikonę kursorem. Sama ikona wyświetla prognozę pogody i cyklicznie się animuje.

Od teraz widżety dodatkowo będą sygnalizować swoją obecność animacjami. A więc od teraz ta mała ikonka na Pasku zadań będzie się ruszać. Zbliża się fala upałów albo burza? Animacja będzie zwracać na to uwagę. Kurs akcji obserwowanej spółki idzie ostro w dół? Miła animacyjka będzie o tym sporadycznie informować. I tak dalej, i tak dalej.

Mi to się nawet podoba. Tego typu rzeczy akurat mnie nie rozpraszają - widziałem już kilka tych animacji, są fajne. Innych jednak może to rozpraszać. Do komputera wszak siada się po to, by jak najszybciej i jak najsprawniej wykonać pracę. Mrygający wykrzyczniczek z ostrzeżeniem o gradzie raczej nie przyspieszy wypełniania aplikacji nowymi danymi. Jedni go zignorują, innych będzie denerwować i spowalniać wykonywanie obowiązków.

Należy dodać, że modyfikacje systemowej funkcji, jaką są widżety, nie zostały dokonane w ramach żadnej aktualizacji rozwojowej. Microsoft przemyca te nowości przy okazji łatek bezpieczeństwa, a ostatnia aktualizacja - ta z animacjami - została wręcz dostarczona przez Microsoft Store. To oznacza, że administratorzy firmowi nie mają łatwej drogi by zablokować tego rodzaju niespodzianki.

Wolność wyboru w Windows 11 byłaby tu niewskazana - z punktu widzenia księgowych Microsoftu.

Przyczepiłem się widżetów, ale tego w Windowsie 11 jest znacznie więcej. Dla przykładu, do niedawna system wręcz utrudniał zmianę domyślnej przeglądarki na inną. Ten mechanizm na szczęście zmodyfikowano (również bez aktualizacji rozwojowej, a przy okazji łatek bezpieczeństwa), ale i tak odwiedzając witryny Firefoxa czy Chrome’a użytkownik Windowsa 11 zostanie zasypany reklamami Edge’a.

Jak rozwiązać problem Widżetów? Na dziś można je całkowicie wyłączyć, problem z rozpraszającymi animacjami zniknie. Tyle że niektóre widżety bywają przydatne. Najprostszym wyjściem byłoby zapewnienie użytkownikowi wyboru: na przykład przełącznika wyłączającego animacje. Jestem jednak przekonany, że taki przełącznik nie jest w planach.

REKLAMA

Przecież istotą tego mechanizmu jest przekaz KLIKNIJ MNIE!. Obejrzyj bannery. Wykonaj odsłony. Będzie się potem czym chwalić przed klientami i inwestorami. Problem w tym, że Windows nawet tym konsumentom służy do produktywności. Przeszkadzajki mające zwiększać współczynnik zaangażowania użytkownika mają biznesowy sens na telefonach komórkowych, po które się często sięga dla rozrywki.

Windows był i moim zdaniem nadal jest najlepszą platformą operacyjną do pracy na komputerze. Microsoft zaczyna się jednak coraz bardziej starać, by to zmienić. Mam nadzieję, że użytkownicy - przesiadając się na Chrome’a, Maca czy Linuxa - wpłyną na zmianę tej strategii. Bo zdecydowanie pod tym względem nie zmierza to w dobrą stronę.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA