Dla tych słuchawek warto kupić Samsunga Galaxy S20 w przedsprzedaży. Oto Galaxy Buds+
A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Samsungi nie gęsi, iż swoje AirPodsy mają. Oto nowe Galaxy Buds+.
Ubiegłoroczne słuchawki Galaxy Buds były bardzo miłym zaskoczeniem. Po wykupieniu AKG Samsung naprawdę przyłożył się do kwestii audio, czego najlepszym dowodem były właśnie Budsy. Niewielkie, leciutkie, całkiem nieźle grające, bardzo rozsądnie wycenione – czego chcieć więcej?
Okazuje się, że Samsung potrafi z bezprzewodowych pchełek wycisnąć ostatnie soki.
Nowe słuchawki wizualnie niemal wcale nie różnią się od starych. Nadal są malutkie, leciutkie, zamknięte w etui, które bez problemu zmieści się w każdej kieszeni.
Zmiany widać dopiero wtedy, gdy zajrzymy do wnętrza słuchawek.
Za odsłuch dźwięku odpowiadają dwa przetworniki – woofer oraz tweeter.
Dodatkowo Samsung wyposażył Budsy+ w zestaw trzech mikrofonów – dwóch na zewnątrz i jednego wewnątrz urządzenia. Niestety nie służą one do aktywnej redukcji hałasu (choć zapewne mogłyby), co sprawia, że Galaxy Buds+ konkurują raczej z AirPodsami, nie z AirPodsami Pro. Po co więc te mikrofony?
Ano po to, by zapewnić jak najczystsze rozmowy telefoniczne. Mikrofony zewnętrzne służą do wychwytywania odgłosów otoczenia i wycinania ich z rozmowy. Słuchawki mogą je również wykorzystać do pompowania do wnętrza czaszki dźwięków otoczenia, co jest szczególnie cenne dla osób niedosłyszących, ale przydaje się też np. na lotnisku lub dworcu – nie przegapimy komunikatów, nawet jeśli mamy słuchawki w uszach.
Układ dwóch głośników i trzech mikrofonów ma się podobno przełożyć na jeszcze lepsze brzmienie niż w Galaxy Budsach z zeszłego roku. O tym jednak trudno przesądzić, dopóki nie dostaniemy Budsów+ na testy.
Z perspektywy użytkownika najważniejszą zmianą będzie ulepszony czas pracy na jednym ładowaniu.
Same słuchawki mogą pracować bez ładowania aż 11 godzin, a etui pozwala na ich jednokrotne doładowanie, co sumarycznie daje 22 godziny z dala od gniazdka.
Oczywiście Galaxy Buds+ możemy ładować bezprzewodowo, wykorzystując do tego np. nowego Samsunga Galaxy S20 lub Galaxy Z Flipa i ich funkcję Wireless Power Share. Słuchawki wystarczy ładować przez 3 minuty, by cieszyć się godziną pracy.
Samsung podpatrzył też co nieco od Apple’a, którego AirPodsy mogą się połączyć z każdym urządzeniem, na którym jesteśmy zalogowani poprzez Apple ID. I tak w Galaxy Buds+ wystarczy, że będziemy zalogowani na koncie Samsung Cloud (na tablecie, telefonie lub zegarku Galaxy Watch), by słuchawki połączyły się z urządzeniami bez konieczności ponownego parowania.
W przeciwieństwie do AirPodsów, które z Androidami działają w bardzo ograniczonym wymiarze, samsungowe Galaxy Buds+ bez problemu zadziałają również z iPhone’ami i iPadami – wystarczy nowa aplikacja Galaxy Buds+.
Słuchawki dostępne będą w trzech kolorach, pasujących poniekąd do nowych Galaxy S20 – czarnym, białym i niebieskim (szkoda, że nie ma wersji szarej, pasującej do najładniejszego koloru nowych smartfonów).
Nabyć je będziemy mogli już 14 lutego, w cenie 149 euro.
W chwili pisania tego tekstu nie znamy jeszcze ceny w złotówkach, ale obstawiam, iż nie przekroczy ona 650 zł.
Co więcej, kupując nowego Galaxy S20 w przedsprzedaży w sklepie Samsunga otrzymamy Galaxy Buds+ gratis. Jeśli więc wahasz się, czy zamawiać telefon przed innymi – warto. Galaxy Buds+ to akcesorium obowiązkowe. Zwłaszcza dla telefonu, który nie ma złącza słuchawkowego.