REKLAMA

YouTube zastawił na mnie sidła nostalgii. Zrobię wszystko, by nie zdziadzieć

Stałem się boomerem nowej ery. Chociaż jeszcze oszukuję się, że dopiero „staję się” i walka trwa. Jest ciężka, bo m.in. YouTube wystawił ciężkie działa.

YouTube zastawił na mnie sidła nostalgii. Zrobię wszystko, by nie zdziadzieć
REKLAMA

Od jakiegoś czasu YouTube podrzucał mi różne filmiki od twórców, którzy jeszcze nie zdobyli popularności. Materiały miały w najlepszym wypadku po 250 wyświetleń, a wcale nie zostały wrzucone 10 min wcześniej. Najwyraźniej YouTube chciał mi pokazać, że to wcale nie tak, że pozwala kisić się we własnym sosie. Wręcz przeciwnie, dalej może być oknem na świat, jakim internet wydawał się być kilkanaście lat temu.

REKLAMA

Misja okazała się jednak niepowodzeniem. Z mojej winy, przyznaję. Po prostu mam kryzys. Od jakiegoś czasu – wydaję mi się, że mniej więcej od roku – nie oglądam nowych rzeczy. A co gorsza nie słucham nowej muzyki. Nie wychodzę ze strefy komfortu.

Stałem się człowiekiem, którego nie cierpiałem. To straszne uczucie

I to nie jest tak, że według mnie muzyka skończyła się w pewnym momencie i po prostu nie wychodzi już nic wartościowego. Doskonale zdaję sobie sprawę, że omija mnie mnóstwo fantastycznych rzeczy. Tyle że nie mam ochoty i potrzeby tego sprawdzać. Dlatego to boomerstwo nowego typu. Nie jestem jak „wychowani na Trójce”, którzy wypowiedzieli wojnę muzyce nagranej po 1990 r.

Jeśli już sprawdzam coś nowego to najczęściej są to płyty artystów, których znam. Dziś np. przesłuchałem świeży album Fontaines D.C. Bojowy, żądający rewolucji artystycznej Adam sprzed paru lat wzgardziłby tym coraz bardziej popularnym zespołem. W moich pierwszych wrażeniach uznałem, że „Romance” to płyta dla ludzi, którzy nie słuchają muzyki. Czyli, niestety, coraz bardziej dla mnie. Gdzieś wybrzmiewają tu echa znanych i lubianych rzeczy, wszystko to tworzy przyjemny, ale mało odkrywczy miks. Nie ma się czym zachwycać, ale wpada w ucho, więc coś czuję, że będę to tego krążka wracał.

Niby nic nowego, od dawna znamy tę prawidłowość. Pochylili się nad nią naukowcy i stwierdzili, że branża muzyczna stawia coraz większy nacisk na komercyjny sukces. Proste melodie są łatwiej przyswajalne przez masową publiczność, co może przekładać się na wyższą sprzedaż i popularność utworów. Nie sądzę, żeby to była prawda, a nawet jeśli, to same statystyki czy wyciągnięte na ich podstawie wnioski pomijają bardzo istotny punkt: że gdzieś jest ta wartościowa, dobra muzyka, na wyciągnięcie ręki. A jednak po nią nie sięgamy. Przestaliśmy sięgać.

Właśnie dlatego obwiniam internet i algorytmy

Po fiasku, jakim okazała się promocja nowych i nieznanych filmików, YouTube ni z tego, ni z owego pokazał mi teledysk piosenki, której namiętnie słuchałem ok. 9 lat temu. Najwyraźniej wyczuli, że zdecydowanie za często trzymam się jednego wykonawcy i zaszufladkowali mnie jako kogoś niecierpiącego nowości.

Trafili w dziesiątkę, nie powiem.

Zapomniałem o tej fantastycznej piosence. Posłuchałem ją więcej niż raz. YouTube pomyślał: mamy go. I cyk, kolejny zapomniany hit. I jeszcze jeden. O, a to pamiętasz? Serio zapomniałeś? A przecież tak to lubiłeś…

YouTube trafił w mój słaby punkt. Był przy tym wręcz okrutny, bo sugerował, że nie ma już dla mnie odwrotu. Po prostu wolę to, co już dobrze znam i tyle. Być może to ten wiek. A być może takie czasy. Svetlana Boym już jakiś czas temu zauważyła, że „nostalgia nieuchronnie jawi się jako mechanizm obronny w epoce przyspieszonego rytmu życia i historycznych zawieruch” i że „pierwszej dekady XXI wieku nie charakteryzuje poszukiwanie nowości, ale rozprzestrzenianie się wielu nostalgii będących nierzadko w konflikcie”.

YouTube jednak przesadził

Wyświetlił mi piosenkę z kanału, który specjalizował się w wyszukiwaniu niszowych perełek. Dlatego dawno temu go zasubskrybowałem, a każdy nowy film traktowałem jak święto i konieczność sprawdzenia całej płyty. Niestety kanał już nie działa, co pewnie może być bolesnym dowodem na to, że nostalgia zawsze wygra z pożądaniem nowości.

YouTube przypominając lubiany, a przy tym zapomniany kolejny utwór zmusił mnie do zastanowienia: dlaczego wtedy mi się chciało, a teraz nie? W zasadzie mam jeszcze więcej możliwości niż 10 lat temu, by szukać muzyki. Wprawdzie sporo blogów czy autorów polecających nowe rzeczy zdążyło zakończyć swoją działalność, to jednak ciągle jest Bandcamp czy media społecznościowe.

Stwierdzenie, że „trzeba wyjść z pułapki algorytmów” jest banalne i wyświechtane

Być może nawet niemożliwe do zrealizowania w sieci. Dlatego coraz więcej osób próbuje działać tak, jak przed laty. Jak grzyby po deszczu wyrastają kluby książek. Nie tylko małe księgarnie, ale kawiarnie i puby organizują spotkania, na których omawiany jest wybrany tytuł.

Jeszcze większym zaskoczeniem były dla mnie organizowane wspólne słuchania płyt przed premierą. Jedno z nich odbyło się niedawno w Warszawie – i co ciekawe, odpalano wspomniane przeze mnie Fontaines D.C. – a niebawem ma się odbyć odsłuch nowego Nicka Cave’a. Owszem mamy więc do czynienia z popularnymi artystami, jednak niewykluczone, że urodzi się z tego coś więcej. Spotkania tematyczne, grupki organizujące swoje własne odsłuchy. Jak w nieciekawych czasach, kiedy jedynym źródłem nowości były właśnie takie wydarzenia – ktoś przywoził płytę z zachodu, ekipa spotykała się w pokoju i w ciszy wsłuchiwała się w nieznane brzmienia.

Z jednej strony tego typu przedsięwzięcia można uznać za kapitulację. Nie jesteśmy w stanie walczyć z algorytmami, nie umiemy się im nie poddawać, więc wracamy do starych rozwiązań. Tyle że to jest swego rodzaju wyłom, próba odbierania sztuki inaczej niż sugeruje to playlista serwisu streamingowego. Spotkać się, porozmawiać, wymienić opinie, podzielić się własnymi polecajkami. Kiedyś internet też tak potrafił. Kiedyś?

YouTube zarzucając na mnie sidła nostalgii zachęcił mnie do walki z tym kuszącym uczuciem. Nie wiem, czy mi się uda, ale postanowiłem - wracam do starych nawyków. Znowu zacznę szukać, odkrywać, próbować. Jedna nowa płyta w tygodniu to przecież nie jest coś, co stanowiłoby wielkie wyznanie.

REKLAMA

Jeszcze nie muszę być boomerem. Jeszcze mam czas.

Zdjęcie główne: Nopparat Khokthong / Shutterstock

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA