Byłem w Chinach. 13 technologicznych nowinek kompletnie mnie zaskoczyło
To była moja pierwsza wizyta w Chińskiej Republice Ludowej. Jako entuzjasta technologii za cel obrałem 18-milionowe miasto Shenzhen, nazywane chińską krzemową doliną. Spotkała mnie masa zaskoczeń, w tym wiele związanych właśnie z technologiami.
Po tym jak Chiny zniosły wizowy obowiązek wobec obywateli Polski, w końcu mogłem pojechać do Państwa Środka bez kosztownych i skomplikowanych formalności. Wystarczył paszport, zarezerwowany hotel, czarujący uśmiech do kontrolera granicznego i już jestem w Shenzhen. Tak można podróżować! Całą procedura była prostsza niż wyjazd do USA. Stany wymagają bowiem dodatkowego wniosku ESTA.
Tydzień w wielkim, nowoczesnym, 18-milionowym Shenzen okazał się jedną z najciekawszych podróży w moim życiu. Nie tylko z perspektywy typowego turysty, ale także entuzjasty nowych technologii. To właśnie o technologicznych zaskoczeniach chciałbym wam opowiedzieć, pokazując ciekawe różnice między Chińską Republiką Ludową oraz Polską i Starym Kontynentem.
- Hej Chiny, jaki macie typ gniazdka sieciowego? - Tak
Przygotowując się do wyjazdu do Chin miałem problem z uzyskaniem informacji na temat tego, który dokładnie typ gniazda sieciowego jest w ich kraju obowiązującym standardem. Wziąłem więc tyle adapterów i przejściówek, by nie dać się zaskoczyć. Zupełnie niepotrzebnie.
Nie wiem jak wygląda sytuacja na prowincji, ale miasto Shenzhen można nazwać aglomeracją multi-gniazdową. Domyślne wtyczki jakie spotykałem na lotnisku, w hotelach oraz w centrach handlowych były hybrydami umożliwiającymi podłączenie wielu różnych typów końcówek. Europejska. Amerykańska. Australijska. Tylko z brytyjską był większy problem. Dla turysty kapitalna sprawa.
Kup puszkę napoju, zapłać własną twarzą
Stałym elementem chińskich maszyn vendingowych były kamery wsparte algorytmami rozpoznawania twarzy. W ten sposób obywatele Chin mogą płacić za napoje i przekąski, bez wyjmowania telefonu lub portfela z kieszeni. Twarz jest połączona z kontem, podobnie jak w przypadku chińskich systemów rozpoznawania czasu spędzonego w grach wideo.
Widząc taką maszynę z napojami po raz pierwszy mocno zaleciało mi Orwellem. Potem zdałem sobie sprawę, że Chińczycy i tak mają już na mnie wszystko - odciski palców, skan twarzy, dane osobiste, nawet DNA. Tak samo jak Amerykanie i wiele innych krajów. Walkę o prywatność już dawno przegraliśmy, ale za to puszkę coli można kupić dwie sekundy szybciej. Yey.
Stanowiska do zupek chińskich. Trochę stereotyp, trochę cool
Wymyślona w Japonii zupka chińska jest niezwykle popularna w Państwie Środka. Chińczycy często kupują ją na mieście, ale zamiast zabierać ją do domu, od razu biorą się za pałaszowanie. Skąd biorą wrzątek do zalania? Z publicznego automatu oczywiście.
Chińskie automaty z wodą, w przeciwieństwie do tych europejskich, oferują nie tylko wodę do picia, ale także wrzątek. Wystarczy podejść z kubeczkiem zupki, zalać go, przykryć wieczko i gotowe. Ciepły posiłek będzie gotowy za kilkadziesiąt sekund. Fanem zupek nie jestem, ale nie mam wątpliwości, że Polska potrzebuje więcej automatów z czystą wodą pitną.
Chiński król istnieje i nazywa się Ali
Większość zachodnich kart płatniczych nie działa w Chinach, za wyjątkiem największych miast i hoteli. Gotówka wydaje się z kolei reliktem przeszłości, z której wielkomiejscy Chińczycy niemal nie korzystają. Główną metodą płatności jest tu platforma AliPay, którą możemy nazwać chińskim BLIKIEM albo PayPalem. Nie wyobrażam sobie funkcjonowania tam bez AliPay.
Działanie AliPay opiera się o kody QR. Każdy sprzedawca i każdy użytkownik ma własny. Wszyscy z tego korzystają, niezależnie od wieku czy płci. Nawet starszy Chińczyk sprzedający warzywa w garażu pod miastem dysponuje tabliczką QR, stawiając ją między towarami. Najpierw taki kod skanujemy smartfonem, potem wpisujemy cenę do zapłaty na wyświetlaczu, potwierdzamy kodem PIN i gotowe. Rozwiązanie jest bardzo szybkie i wygodne.
Do tego podróżnicy z Europy bez problemu mogą dodać własną kartę płatniczą do AliPay. Wtedy chiński program służy za pomost umożliwiający korzystanie ze środków powiązanych z formalnie nieobsługiwaną europejską kartą. Warto tylko pamiętać, by ze względów bezpieczeństwa nie łączyć z AliPay głównej karty płatniczej albo takiej powiązanej z kontem na którym mamy zgromadzone znaczne środki.
Odwiedził mnie robot w hotelu. Nie chciał zostać na dłużej
Odpoczywam w pokoju hotelowym, aż tu nagle dzwoni stacjonarny telefon. W słuchawce wybrzmiewa chiński robotyczny głos, którego oczywiście ni w ząb nie rozumiem. Odkładam słuchawkę, po czym słyszę, że coś dzieje się na korytarzu, zaraz pod moimi drzwiami. Otwieram je, a tam… robot. Przywiózł mi pranie. Sam. Korzystając z windy i docierając bezpośrednio pod mój adres.
Roboty w hotelach robią wielkie wrażenie, trochę jakbym oglądał film scifi. Sprzątają, lawirują między gościami i roznoszą paczki. Maszyny potrafią obsługiwać windę i same wracają do stacji dokujących. Widok jest niesamowity chociaż Chińczycy zdają się już do niego przyzwyczajeni. Jestem też pod wrażeniem jak maszyny nie wchodzą w drogę gościom. Sa cichutkie, sympatyczne i chętnie pożyczyłbym sobie jedną do domu.
Dlaczego na ulicach jest tak pusto? Życie toczy się gdzie indziej
Pierwszego dnia byłem zdumiony jak puste są ulice 18-milionowego Shenzhen, w porównaniu do europejskich i amerykańskich aglomeracji. Potem zrozumiałem dlaczego. Wielkie wieżowce, których jest tu cała masa, potrafią stanowić autonomiczne, samowystarczalne i odrębne ekosystemy, skutecznie trzymające ludzi w murach. Ktoś może napisać, że podobnie jest np. w Nowym Jorku, ale nie, to zupełnie inna skala. W NYC życie tętni wszędzie, podczas gdy w Chinach wraz z zachodem słońca ucieka ono wewnątrz murów.
Weźmy miejsce mojego pobytu W 20-piętrowym wieżowcu znajduje się nie tylko kilka pięter wynajmowanych przez hotel, ale też masa pięter usługowych. Na jednym był pełen neonów, niezwykle modny klub nocny z własnym parkingiem. Na drugim bar karaoke z wieloma prywatnymi pokojami i salą zabaw. Na innym whisky bar stylizowany na elegancki europejski salon, na kolejnym restauracja z własnym wewnętrznym ogródkiem. Znalazłem też fryzjera, salon masażu, hodowlę krewetek, wewnętrzny placyk (!) oraz kilka sklepów spożywczych.
Najciekawiej zrobiło się jednak po zjeździe na piętro drugie, zaraz nad parterem. Znalazłem tam kompletnie opuszczone miasto-w-mieście, z własnymi przystankami i przejściami dla pieszych. Czułem się jakbym przenosił się na plan serialu The Last of Us. Co najciekawsze wszędzie panował porządek. Nawet tam. Nie znalazłem śladu po jakimś bezdomnym ani butelek po alkoholowych libacjach. Ot, zadbany post-apokaliptyczny alternatywny wymiar do zwiedzenia.
Odkryłem największą słabość Chińczyków. To prize claw
W Chinach maszyny typu prize claw nie są po prostu zwyczajną atrakcją, jak w wielu innych krajach. Azjaci mają na ich punkcie absolutnego fioła. Między urządzeniami tłoczą się dziesiątki osób. Nie tylko dzieci ale również dorośli. Wielu chodzi z gigantycznymi workami na fanty, wrzucając do nich kolejne pluszowe maskotki wypadające z maszyn. To już nie zabawa. To hurtowy skup.
Co ciekawe chińskie maszyny price claw cechuje naprawdę solidny współczynnik powodzenia. Obecna ze mną znajoma twierdzi, że przynajmniej co drugi raz udawało się jej zdobyć nagrodę. Z marketu pełnego maszyn wyszła z całym workiem pluszaków.
Amerykański kapitalizm zły. Apple, Tesla i McDonalds dobre!
Gdy rozmawiałem z przedstawicielem wielkiego chińskiego producenta telefonów ten przyznał, że w przeliczeniu na jednostkowe dolary, iPhone jest najbardziej dochodowym smartfonem w Chinach. Chińczycy uwielbiają też amerykańską Teslę, która jest tu najbardziej pożądanym samochodem elektrycznym. Na każdym rogu stoi Starbucks, w którym pomimo wysokich cen nie ma brakuje klientów. Ci tłumnie odwiedzają także sieci FKC oraz McDonalds.
Chińczycy - zwłaszcza ci z młodszych pokoleń - zdają się uwielbiać owoce amerykańskiego kapitalizmu. Do tego jak wyglądają! Są modni, odważnie ubrani, kolorowi. Gołym okiem widać pokoleniową zmianę. Dlatego nie dziwi mnie, że niektórzy chińscy politycy negatywnie patrzą na gry wideo, japońskie media i inne źródła zagranicznego wpływu na młode pokolenia. Chińscy nastolatkowi z wielkich miast są uśmiechnięci, kontaktowi, głośni i z parciem na szkło. Zupełnie inaczej niż wielu ich rodziców.
Jedzenie zamówione. Dotrze za trzy minuty. Proszę wyjść na balkon
W Chinach działa prawdziwa armia dostawców. Większość z nich jest odziana w jaskrawą żółć, przez co widać ich już z daleka. Kurierzy najczęściej podróżują na skuterach, dostarczając żywność oraz paczki. Ich platforma jest ściśle powiązana z AliPay. Z poziomu aplikacji płatniczej możesz zamówić obiad, ale też dowolny produkt, od czajnika po nowy smartfon. Czyli jak w Polsce, co tutaj takiego niesamowitego?
Ano sposób dostarczania niektórych zamówień. Widziałem jak jeden z hotelowych gości wychodzi na wspólny balkon, odbierając przesyłkę bezpośrednio od latającego drona. Później chciałem zrobić dokładnie to samo, ale niestety nie pozwoliły na to warunki pogodowe. Drony dostawy detalicznej mogą latać tylko w określonych porach oraz przy określonych warunkach atmosferycznych. To i tak znacznie lepiej niż w Polsce, gdzie nie mogą latać w ogóle, nie licząc specjalnych wyznaczonych stref.
Nigdy nie widziałem tylu zielonych blach w jednym miejscu.
Na dziesięć rejestracji samochodowych osiem jest zielonych. Chińczycy z wielkich miast niemal całkowicie przesiedli się na pojazdy elektryczne. Wyraźnie inaczej jest na prowincji. Jednak aglomeracje takie jak Shenzhen są niemal kompletnie zdominowane przez zielone blachy. Na chińskich drogach dominują krajowe marki, ale bardzo silnie obecna jest także amerykańska Tesla. Europejskie modele wydają się bardziej prestiżowe.
Teraz czas na łyżkę dziegciu - według mojego chińskiego rozmówcy zieloną tablicę otrzymują nie tylko pojazdy kompletnie elektryczne, ale także hybrydy. Nie zmienia to faktu, że chińska rewolucja motoryzacyjna robi gigantyczne wrażenie. Ich samochody są wielkie, ciche i ładne, dlatego - jako motoryzacyjnego laika - kompletnie nie dziwi mnie, że szykują się do podboju rynków europejskich.
Projektory zamiast znaków, ale przepisy i tak każdy ma w nosie
Nietypowe wydało mi się to jak popularne w Chinach jest oznaczenie wyświetlane za pomocą projektorów. Zamiast ekranów reklamy były rzucane na płaskie powierzchnie przez lampę, nawet w małych i ciasnych pomieszczeniach takich jak wnętrza wind. Projektory służą w Chinach nie tylko jako narzędzie do wyświetlania reklam, ale także alternatywa wobec tradycyjnych znaków.
Wielokrotnie spotkałem się z sytuacją, w której znaki takie jak uwaga stop czy przejście drugą stroną były wyświetlane bezpośrednio na chodniku albo asfalcie, rzutem z projektora. Tworzy to kapitalny i nieco futurystyczny efekt, aczkolwiek za dnia takie oznakowanie nie jest tak klarowne i wyraziste jak w przypadku naświetlonego tradycyjnego znaku. Rzut projektora ma natomiast tę zaletę, że szybko i łatwo można zmienić wyświetlaną treść.
Skoro jesteśmy już przy znakach - Chińczycy traktują je nie jak prawo, ale jak niezobowiązujące sugestie. Piesi regularnie przechodzą na czerwonym a kierowcy robią slalomy między ludźmi na zebrach. Początkowo wydało mi się to absolutnym szaleństwem, ale człowiek szybko się przyzwyczaja.
Chińczycy naprawdę UWIELBIAJĄ etui do telefonów
Najpopularniejszy typ sklepu z elektroniką użytkową w Chinach? Sklep z etui. Są niemal na każdym rogu, pełne zróżnicowanych osłon na telefon, w większości dopasowanych do modeli iPhone. Przezroczyste, z wbudowanymi powerbankami, kolorowe, wytłaczane, pancerne, ze stopką, wodoodporne - jest tego cała masa. W sklepach tego typu zazwyczaj planuje spory ruch, jakby Chińczycy czuli potrzebę nieustannej wymiany osłony na inną.
Kiedy zapytałem o to znajomą z Chin, ta przyznała, że sama posiada kilka etui we własnej kolekcji, na różne okazje. Inne na studia, inne na oficjalne uroczystości, jeszcze inne na konkretne wydarzenia. Dla mnie - dziadersa, dla którego przezroczyste etui Spingena wystarcza w 99 proc. przypadków - wydało się to niczym dziecięca fanaberia. No, ale dobrze, niech sobie mają.
Taksówka jak program reality show, w którym to ty jesteś gwiazdą
Wsiadając do taksówki można usłyszeć - niestety tylko po chińsku, z głośników samochodowych - informację iż dźwięk w podróży jest rejestrowany. To nie żadna fanaberia kierowcy ale systemowy standard stosowany przez wszystkich przewoźników. Zarejestrowany dźwięk może później stanowić dowód w sprawie albo przeciwko komuś. Gdy zapytałem czy nagrywany jest też obraz, uzyskałem odmowną odpowiedź. Jednak wiecie... w Chinach kamery są równie częstym widokiem, co liście na drzewach, toteż do nagrywania w niemal każdej sytuacji publicznej człowiek się po prostu przyzwyczaja.
Podoba mi się natomiast zunifikowana platforma technologiczna wykorzystywana przez każdego kierowcę w Shenzhen. Niebieskie taksówki oferują bardzo usystematyzowany interfejs, na którym widzimy koszt przejazdu, dane o naszym kierowcy oraz skróty funkcji, na przykład pozwalające przełączyć stację radiową albo zerknąć na mapę.