Taylor Swift truje środowisko i grozi ludziom, którzy o tym mówią. Zgadnijcie, kto stanął w jej obronie
Taylor Swift od lat krytykowana jest za zatruwanie środowiska swoimi prywatnymi lotami w te i we tę. Zamiast w końcu wyrazić skruchę i kupić bilet na pociąg, postanowiła zawalczyć z tym, który niewygodną prawdę na temat jej podróży stale ujawnia.
Niezbyt chlubne miano „trucicielki roku” Taylor Swift otrzymała już w 2022 r. Portal CelebJets obliczył wówczas, że jej loty odpowiadają za emisję 8293 t dwutlenku węgla. Dla porównania przeciętny Amerykanin odpowiada za produkcję ok. 16 ton dwutlenku węgla, a Polak – ok. 8,5 tony. Bogatym wolno więcej, to wiemy od dawna, ale i tak wciąż szokuje.
Ekipa PR-owa artystki tłumaczyła, że jej samolot wypożyczany był innym, więc udział Swift w zatruwaniu środowiska „na głowę” był pewnie nieco mniejszy. Gdyby ktoś uwierzył w to mętne wyjaśnienie – bo przecież oczywistym jest, że w większości przypadków celebryci mają w nosie troskę o środowisko i liczy się wyłącznie ich wygoda, więc i tak wylatała w rok więcej, niż my przez całe życie – to ujawnione w 2023 r. dane musiałyby tę osobę wyjątkowo zmartwić. Obliczono, że latając do swojego chłopaka Taylor Swift w zaledwie trzy miesiące odpowiadała za emisję 138 t dwutlenku węgla.
Przypadek Swift był tym bardziej specyficzny, że artystka w swoich wypowiedziach zwracała uwagę na problem niszczenia środowiska czy ochronę dzikich zwierząt. Dobrze brzmiące PR-owe hasełka to jedno, a praktyka to drugie.
Teraz działania artystki mogą oburzać jeszcze bardziej
Jak się okazuje pozwu od jej prawników może spodziewać się Jack Sweeney, jeśli nie zaprzestanie swojej działalności. To autor publikacji nt. prywatnych lotów miliarderów i związanych z tym emisji CO2. Z racji częstych podróży Taylor Swift szybko trafiła pod lupę i to właśnie udostępnione m.in. przez Sweeneya dane pozwalały ustalić, jak bardzo Swift truje planetę.
Prawnicy argumentują, że piosenkarka i jej bliscy boją się o swoją prywatność. Fakt, że odnotowywane są miejsca, skąd Swift startuje i dokąd leci, może być wykorzystany przez psychofanów i inne osoby, które mogłyby śledzić gwiazdę. Sweeney broni się tym, że nie ujawnia żadnych poufnych danych, a jedynie korzysta z ogólnodostępnych informacji.
Troskę o naruszenie prywatności można zrozumieć – nawet jeśli informacje nt. lotów nie są ukryte, to Sweeney niewątpliwie wyciąga je i daje większy rozgłos. Mnie jednak bliżej do opinii, że chodzi tutaj o uciszenie niewygodnej prawdy. Gdyby Sweeney nie mógł publikować swoich treści, trudniej byłoby dowieść, ze Swift lata tak często i ma aż tak negatywny wpływ na środowisko.
Więcej o walce z trucicielami przeczytasz na Spider's Web:
Do obrony Taylor Swift dołączył Elon Musk nazywając Sweeneya okropnym człowiekiem
To nie przypadek, bo miliarder ma z nim na pieńku. Po przejęciu Twittera szybko zablokował jego konto, a wcześniej proponował mu 5 tys. dol. za zaprzestanie publikacji informacji o lotach. Musk, podobnie jak teraz Swift, tłumaczył się, że udostępnianie lotów zagraża jego prywatności.
Szkoda tylko, że miliarderzy nie martwią się o nasze zdrowie. Według szacunków prywatne loty są średnio 10-krotnie bardziej emisyjne niż samoloty pasażerskie i zanieczyszczają powietrze 50 razy bardziej niż pociągi. Wystarczy 4-godzinny lot, aby wytworzyć tyle emisji, co przeciętna osoba przez rok. Ignorowanie tego to zwykłe plucie w twarz biednej reszcie świata, która na katastrofie klimatycznej straci najbardziej.
Nie uważam, aby hipokryzja miliarderów i innych sław sprawiała, że powinniśmy rezygnować z naszych małych działań, które teoretycznie niewiele znaczą. Szczególnie w sytuacji, gdy wysiłek marnowany jest przez latające nad głowami maluczkich odrzutowce bogatych. Ciągle będę upierał się, że warto robić swoje:
Przykre jest jednak to, że na Swift krytyka nie spada po raz pierwszy. To już kolejny tego typu przypadek, a gwiazda nie dość, że nic sobie z tego nie robi, to jeszcze uderza w tych, którzy niewygodne dla niej informacje publikują. A i też negatywna prasa specjalnie Swift nie przeszkadza, bo dalej może brylować na branżowych imprezach. W sumie kogo miałaby jej hipokryzja dziwić, skoro pewnie większość na takie Grammy też dotarła w prywatnych odrzutowcach.
zdjęcie główne: Brian Friedman / Shutterstock