Wystawiłem Samsunga Galaxy S23 Ultra na prawdziwą próbę. Jak sobie poradził?
Poczekałem spokojnie w kolejce, aż absolutnie wszyscy zrecenzują Samsunga Galaxy S23 Ultra i gdy już minął szał z nim związany, postanowiłem wypożyczyć go na dwutygodniowe testy. Moment wybrałem idealnie, bo miał pełnić rolę podstawowego aparatu podczas targów IFA w Berlinie. Jak się sprawdził?
Zdradzę wam pewien sekret - nie mam zbyt dużych dłoni, więc obawiałem się jak Samsung Galaxy S23 Ultra będzie mi w nich leżał, ale na szczęście z wyglądu wydaje się większy niż jest w rzeczywistości. Zaokrąglony ekran sprawia, że pewnie się go trzyma, ale i tak przez kilka pierwszych dni drżałem z obawy, że go upuszczę. Na szczęście w miarę szybko się do niego przyzwyczaiłem i teraz gdy biorę do ręki swój prywatny telefon o przekątnej 6,5 cala, to mam wrażenie, że jest taki malutki. Zdecydowanie taki telefon zmienia perspektywę. Samo wykonanie to najwyższa liga - szkło, metal, wszystko jest miłe w dotyku i daje poczucie obcowania z produktem premium.
Nie będę tracił czasu na pisanie o specyfikacji, bo znajdziecie ją w kilku naszych artykułach poświęconych temu telefonowi. Dzięki temu, że minęło pół roku od premiery, to mogę sobie pozwolić na takie ustępstwa. Krótko mówiąc specyfikacja jest absolutnie topowa - najmocniejszy dostępny procesor na rynku, najszybsza pamięć, najlepszy procesor graficzny. Tu nie ma miejsca na żaden kompromis i dobrze, bo dzięki temu ten smartfon to wydajnościowy potwór. Nie ma żadnych, ale to absolutnie żadnych problemów z przycinaniem się, zwalnianiem, throttlingiem, czy przegrzewaniem. Mogłem sobie kręcić rolki na Instagram, wrzucać psoty, a w wolnej chwili poprawiać zdjęcia w mobilnym Lightroomie i żadna z tych czynności nie robiła na tym telefonie wrażenia. Aż czułem się z tym dziwnie, bo miałem już w tym roku kilka telefonów ze Snapdragonem 8 Gen 2 i żaden z nich nie działał w taki sposób. Coś niesamowitego, co w tym roku udało się osiągnąć Samsungowi. Napisałbym brzydkie słowo określające prędkość działania Galaxy S23 Ultra, ale redaktor prowadzący i tak mi je wytnie. W każdym razie zaczyna się na zap..... [wyciąłem - red. prow.].
To nie jest tak, że nie słyszałem o tym aspekcie telefonu, po prostu co innego czytać o tym w recenzjach, a co innego sprawdzać to w praktyce.
Ekran to poezja
Zdążyłem się przyzwyczaić do wysokiej jakości AMOLED-ów Samsunga, ale to, co widzimy w Galaxy S23 Ultra to coś niesamowitego. Kolory są piękne, szczegółowe, kontrast idealny, jestem oczarowany. Mogłem bez końca patrzeć na wyświetlane treści. Dzięki jakości ekranu oglądanie zdjęć lub filmów to czysta przyjemność. Już dla tego jednego elementu warto rozważyć zakup tego modelu. Dzięki dużej jasności można go używać w pełnym słońcu, a i w nocy nie wypala oczu. Automatyczne regulowanie jasności działa bardzo płynnie. Warto pamiętać jednak o tym, że domyślnie smartfon ma ustawioną rozdzielczość FHD+ (2316 x 1080), czym prędzej zmieńcie ją na WQHD+ (3088 x 1440), bo zmiana w czasie pracy jest marginalna, a efekt wizualny przechodzi ludzkie pojęcie.
Więcej o targach IFA w Berlinie dowiesz się z naszych artykułów:
Nie mam jak przyczepić się do czasu działania
Znacie doskonale sytuację na rynku smartfonów i wiecie, że jak urządzenie wytrzymuje więcej niż dzień na jednym ładowaniu, to jest to duży sukces. Otóż Samsung Galaxy S23 Ultra wytrzymuje bez problemu więcej niż jeden dzień. Zapewne gdybym go nie używał tak intensywnie i zmniejszył rozdzielczość do FHD+, to dałbym nawet radę dociągnąć do dwóch dni. Ale ekran jest zbyt piękny, żeby sobie to robić, Dlatego cały czas korzystałem z największej możliwej rozdzielczości. Oczywiście te rozważania na temat czasu pracy jak zawsze traktuję czysto akademicko, bo w dzisiejszych czasach podłączenie telefonu na kilka minut do prądu nie stanowi zbyt dużego problemu. Zwłaszcza w czasach ujednoliconych portów ładowania (pozdrowienia dla Apple, witamy w cywilizowanym świecie) Zauważyłem natomiast ciekawą przypadłość - Samsung Galaxy S23 Ultra bardzo nie lubi się z szybką ładowarką Huaweia, na której ładuje się zauważalnie wolniej. Na ładowarkach innych firm problemu nie stwierdziłem.
Nie wykorzystałem potencjału rysika
Być może narażę się ortodoksyjnym fanom serii Note, a później Ultra, dla których topowy smartfon Samsung bez rysika jest jak samochód bez silnika, ale chyba nie dorosłem do korzystania z niego. Kilka razy próbowałem - napisałem notatkę na zewnętrznym ekranie, wyciąłem zrzut ekranu, używałem go do korekty, a nawet do zwykłego przewijania ekranu. Działa szybko, intuicyjnie, ma bardzo wysoką dokładność, ale nie zostałem fanem tego rozwiązania. Być może to kwestia wprawy, a może ekran urządzenia nie jest tak duży, żebym potrzebował rysika. Co ciekawe - na tablecie Samsung Galaxy Tab S9+, którego recenzja ukaże się już niedługo, bezustannie korzystam z rysika i nie wyobrażam sobie jak można korzystać z tabletu wyłącznie za pomocą palców. Tymczasem w smartfonie jest to absolutnie naturalne, a rysik mi nie leży. Z drugiej strony to pewnie kwestia osobistych preferencji. Mój kolega, który ma prywatnego Samsunga Galaxy S23 Ultra, gdy usłyszał moje narzekania, to złapał się za głowę. On z kolei nie kupiłby telefonu bez tego akcesorium. Co prowadzi mnie do wniosku, że co człowiek, to opinia.
Aparat to inna liga
Nie wiem, czy ostatnio dostał większy upgrade, czy coś zmieniło się w oprogramowaniu od dnia premiery, ale opóźnienie, o którym wspominał Krzysiek w rewelacyjnym teście aparatu nie rzuciło mi się w oczy. Jest delikatne, ale, prawdę mówiąc, nie zauważyłem tego, dopóki nie odświeżyłem sobie testu aparatu. Wyciągałem telefon i byłem gotowy do robienia zdjęć. Matko jedyna, co ten aparat potrafi. Tego oczekuję od topowego smartfona z topowym ekranem. Jak wielokrotnie pisałem - nie jestem profesjonalnym fotografem, ba, nie wiem, czy jestem średniozaawansowanym amatorem. Nie przejmuję się ISO, ekspozycją itd. Wyciągam telefon, celuję i gotowe. Im mniej myślenia, tym lepiej. Samsung Galaxy S23 Ultra doskonale sprawdził w takim zastosowaniu.
Teraz czas na możliwości teleobiektywu. Przy krawędzi skrzydła znajduje się samolot, który startował równolegle. Tak prezentuje się na zoomie 1x:
A tak na x10
Płyta Okęcia:
I zoom na rządowy samolot:
Nie mam pytań.
Inne zdjęcia wykonane tym smartfonem:
Nie ma tu żadnych złudzeń - zdjęcia są po prostu piękne. Nie trzeba się specjalnie starać, żeby programowanie aparatu wydobyło co najlepsze z fotografowanej sceny. Kilka zdjęć na próbę.
Mam poważny problem
Po dwóch tygodniach intensywnych testów wiem, że właśnie znalazłem swój idealny telefon, problem w tym, że chociaż trochę staniał od premiery, to nadal trzeba zapłacić ponad 6000 zł za testowany przeze mnie egzemplarz 12/512 GB. Z drugiej strony - to telefon na dobrych kilka lat. Jeżeli jeszcze się zastanawiasz nad jego zakupem, to już możesz przestać. Idź i go kup, bo warto. A ja idę pisać dodatkowe teksty, bo 6 tysięcy samo się nie uzbiera.