REKLAMA

Sprzedawali elektronikę, której nie mieli i oszukali tysiące osób. Tak działał przekręt

Nawet 5,5 tys. pokrzywdzonych kupiło towar, którego fałszywi sprzedawcy nie mieli. Śledztwo w tej sprawie trwało kilka lat, ale w końcu jesteśmy na dobrej drodze, by sprawiedliwości stało się zadość.

oszuści
REKLAMA

Aktem oskarżenia wobec 14 osób zakończyło się śledztwo prowadzone przez CBŚP i Prokuraturę Regionalną w Gdańsku. Jak informują służby, członkowie gangu za pośrednictwem 23 fikcyjnych sklepów internetowych oferowali nieistniejący sprzęt elektroniczny oraz AGD. Proceder trwał od 2016 do czerwca 2018 roku. W tym czasie oszukano 5,5 tys. osób i udało się wyłudzić 4,3 mln zł.

REKLAMA

Jak wyglądało oszustwo?

Najpierw oszuści wystawiali towar, którego fizycznie nie mieli. Oszukana osoba kupowała go na portalu. Pieniądze trafiały na konta "słupów", a następnie niezwłocznie transferowane były na giełdy kryptowalut w Polsce i zagranicą.

Policja nie wyjaśnia, czy osoby trzecie, nieświadome oszustwa, "użyczały" swoich rachunków – co warto podkreślić, też się to zdarza: nie brakowało już przekrętów, w których rzekoma praca polegała w zasadzie na takim praniu pieniędzy – czy też może dane były wyłudzane, by później zakładać na nie konta w bankach bądź też konta były po prostu kradzione.

Prawdopodobny jest właśnie ten drugi scenariusz. Policja postawiła także zarzuty włamań na rachunek bankowy i kradzieży środków, a nawet oszustw na szkodę operatorów telefonii komórkowych.

Policja znowu nie podaje szczegółów, ale warto wspomnieć o innym popularnym przekręcie, jakim jest sim swap. I co ciekawe, zrobiło się o nim głośno w Polsce już w 2018 roku. Jak działa? Aby przestępcy mogli działać, najpierw muszą wyłudzić numer telefonu, dane osobiste i bankowe użytkownika. Dysponując tymi informacjami przestępcy zwracają się do operatora z prośbą o wymianę karty SIM, rzecz jasna podszywając się pod ofiarę. Gdy już złodzieje mają nową kartę, a więc i numer telefonu, w banku mogą zmienić hasło do serwisu internetowego. W ten sposób kradną pieniądze.

Rzecz jasna nie jest powiedziane, że właśnie tak działał zatrzymany gang, ale jak widać nie byli to pierwsi lepsi oszuści i niewykluczone, że sięgali też po takie metody kradzieży danych. Mimo że skala procederu była spora, o czym świadczy liczba wyłudzonych pieniędzy i oszukanych ludzi, to złodziejom grozi kara tylko do 10 lat pozbawienia wolności.

Jak nie dać się nabrać i nie kupić produktu w sklepie, który tak naprawdę nie istnieje?

Oferowanie produktów, których realnie się nie ma, to niestety wciąż powszechne zagrożenie, o czym świadczą oszustwa przeprowadzane na takich portalach jak OLX czy Allegro. W takich przypadkach pierwszym ostrzeżeniem powinna być atrakcyjna cena, wszak czymś przestępcy zwykle chcą przyciągnąć.

Warto też sprawdzać komentarze i oceny sprzedającego oraz od jak dawna działa na portalu. Oczywiście istnieje zagrożenie, że oszuści ukradną konto sprzedawcy i podszywając się pod niego będą wystawiali nieistniejący towar, ale choć takie sytuacje się zdarzały, to prędzej natrafi się po prostu na świeże konto. I to powinno zwrócić naszą uwagę.

W przypadku osobnych sklepów, które udają prawdziwe, komentarze mogą nas tylko wprowadzić w błąd. Bywało, że opinie były kupione albo powstały na zlecenie. Jak w takim razie sprawdzić autentyczność? Przede wszystkim zobaczyć adres firmy – na Google Maps możemy przekonać się, czy np. budynek istnieje – i czy są dane kontaktowe. Znowu: zdarzało się, że przestępcy np. kopiowali dane innej firmy, ale jeśli wpiszemy je w wyszukiwarkę i porównamy z tym, co nam wyskoczyło, będziemy wiedzieli więcej.

REKLAMA

Innym sygnałem ostrzegawczym może być np. tylko jedna metoda płatności. Zwykle legalne sklepy dają pod tym względem duży wybór, a platformy oszustów ograniczają się do kilku.

Przede wszystkim musimy po prostu być świadomi i niełatwowierni. Jeżeli nieznana nam marka oferuje popularne produkty w niskich cenach, to pewnie jest coś nie tak.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA