Amerykanie mówią, że Chińczycy chcą im ukraść Księżyc. Tak jakby kiedykolwiek do nich należał
O tym, że aktualnie w przestrzeni kosmicznej trwa drugi wyścig kosmiczny, w którym jedynymi istotnymi konkurentami są Stany Zjednoczone i Chiny nie trzeba przekonywać chyba nikogo. Okazuje się jednak, że Amerykanom rywalizacja z rosnącą potęgą kosmiczną zza wody nie chce przejść przez gardło. Oskarżenia jakoś przechodzą dużo łatwiej.
Szef amerykańskiej agencji kosmicznej Bill Nelson udzielił w ubiegłym tygodniu wywiadu niemieckiemu dziennikowi Bild. To właśnie w tej rozmowie dał ujście swojej frustracji związanej najprawdopodobniej z tym, że amerykański program kosmiczny idzie jak po grudzie, a chiński realizowany jest zgodnie z planem, bez jakichkolwiek większych opóźnień. Jakby nie patrzeć taki dysonans rodzi obawy o utrzymanie przez Stany Zjednoczone dominacji w przestrzeni kosmicznej.
Jesteśmy zaniepokojeni tym, że Chiny lądują na Księżycu i mówią "Teraz jest nasz, a wy się nie zbliżajcie"
- powiedział Nelson w rozmowie z dziennikiem.
Można zatem uznać, że dotychczas Stany Zjednoczone uważały, że Księżyc należy do nich, być może dlatego, że jak dotąd jedynie Amerykanie odcisnęli swoje buty na powierzchni Księżyca. Być może teraz, gdy istnieje realne ryzyko, że najpierw to Chińczycy, a nie Amerykanie, dotrą na Księżyc jako pierwsi, Amerykanie stwierdzają, że Chiny najpierw powinny poprosić ich o zgodę. Jak doskonale wiemy, tak się z pewnością nie stanie.
Zarzut sugerujący, że Chiny chcą "ukraść" Księżyc jest niepoważny, ale wskazuje na dużą niepewność w amerykańskich szeregach. Z każdą zrealizowaną misją Chiny informują o dalszych, ambitnych planach podboju przestrzeni kosmicznej. Już teraz pojawiają się deklaracje wskazujące, że Państwo Środka może być gotowe do pierwszej załogowej misji księżycowej już w 2028 roku. Stany Zjednoczone natomiast od lat mówią i przygotowują się do realizacji programu załogowych misji księżycowych Artemis. Problem jednak w tym, że rakieta wciąż nie została przygotowana, lądownik istnieje jedynie na rysunkach technicznych, a załoga nie ma nawet kombinezonów. Tymczasem pierwotnie pierwsza załoga miała wylądować na Księżycu już za dwa lata, w 2024 roku. Do dzisiaj data ta była już przekładana na 2025, 2026 i 2027 rok. Co więcej, istnieje znaczące ryzyko, że kolejne opóźnienia jeszcze przed nami. Nie powinna zatem dziwić frustracja Nelsona. Wszak to pod jego komendą Stany Zjednoczone, kraj, który pół wieku temu postawił człowieka na Księżycu, nie będzie w stanie powtórzyć tego wyczynu przed Chińczykami, którzy jeszcze 20 lat temu nie mieli zielonego pojęcia o przestrzeni kosmicznej.
Chiny reagują na słowa Nelsona
Zhao Lijian, rzecznik chińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych niemal natychmiast oskarżył Stany Zjednoczone o kontynuowanie istnej kampanii oszczerstw. Jak przekonuje Lijian, Chińska Republika Ludowa prowadzi normalne działania w przestrzeni kosmicznej tak jak to robią pozostałe potęgi światowe od lat. Niestety, trudno mu odmówić racji. Czymże bowiem różni się chiński program kosmiczny od amerykańskiego programu kosmicznego teraz i sprzed pięćdziesięciu lat? Otóż niczym szczególnym. Tak samo teraz Chiny chcą dowieść swojej potęgi/przewagi w przestrzeni kosmicznej, jak pół wieku temu chciały tego dokonać Stany Zjednoczone i Związek Radziecki. Być może zatem lepiej byłoby zabrać się za robotę i przyspieszyć realizację programu Artemis niż latać po mediach i narzekać „pszę pani, a Chiny mnie doganiają”.