Pandemia w wirtualnej rzeczywistości, czyli sprawdzamy gogle HTC Vive Cosmos Elite
Tydzień urlopu podczas kwarantanny spędziłem z goglami HTC Vive Cosmos Elite na głowie. Pora podsumować, jak ten headset VR sprawdza się w praktyce.
Gogle wirtualnej rzeczywistości marki HTC trafiły do mnie w ubiegłym tygodniu nie bez powodu. Nie chodzi tu jednak o to, że trwa pandemia, a traf chciał, że miałem zaplanowane akurat na koniec marca dwa tygodnie urlopu. Rzecz w tym, że właśnie na tym sprzęcie przetestowałem świeżutką jeszcze grę od Valve.
Half-Life: Alyx, bo o tej produkcji mowa, napisano wyłącznie z myślą o headsetach VR i dość powiedzieć, że nowa produkcja twórców platformy Steam… nie spełniła moich oczekiwań. Na szczęście to nie jedyna gra, jaką można odpalić na HTC Vive Cosmos Elite, czyli nowych-starych goglach tej firmy.
Czym jednak właściwie się różnią zestawy HTC Vive Cosmos i HTC Vive Cosmos Elite?
Takie pytanie jest zasadne, bo warto podkreślić, że HTC Vive Cosmos Elite to nie jest zupełnie nowy produkt w ofercie HTC. To tak naprawdę dostępny w sprzedaży od dłuższego czasu zestaw HTC Vive Cosmos, który został wzbogacony o dodatkowe akcesoria oraz technologię rodem z gogli poprzedniej generacji.
Pamiętajmy, że te pierwsze konsumenckie gogle VR takie jak Oculus Rift czy HTC Vive wykorzystywały do śledzenia pozycji gracza, w więc headsetu oraz kontrolerów, nie tylko wewnętrzne, ale również zewnętrzne czujniki. Trzeba było w tym celu montować w rogach pomieszczenia przeznaczonego na zabawę satelitki.
Obecna generacja gogli VR śledzi użytkownika za pomocą czujników oraz kamer montowanych w obudowie headsetu.
Właśnie na tej zasadzie działają HTC Vive Cosmos, Oculus Rift S i Oculus Quest, ale… nie wszyscy gracze są z tego zadowoleni. Pojawiły się głosy, że dokładność śledzenia wewnętrznego ustępuje temu zewnętrznemu. Cegiełkę dorzuca do tego Valve, bo ich sztandarowy Index również korzysta z satelitek.
HTC uznało, że w przypadku HTC Vive Cosmos Elite pora wrócić do sprawdzonego rozwiązania w postaci śledzenia gracza z użyciem zewnętrznych czujników. W dodatku wszyscy chętni mogą rozbudować swoje zestawy HTC Vive Cosmos do wersji Elite samodzielnie — nie jest konieczna wizyta w serwisie.
Jak zmienić HTC Vive Cosmos w HTC Vive Cosmos Elite?
Rozbudowa zestawu HTC Vive Cosmos do HTC Vive Cosmos Elite jest banalnie łatwa i przekonałem się o tym na własnej skórze. Wyszło tak, że najpierw dotarł do mnie podstawowy zestaw, a dopiero potem paczka z dodatkowymi akcesoriami. Najważniejszym z nich jest tzw. faceplate, czyli przednia płytka z modelu Elite.
Aby przekształcić HTC Vive Cosmos w HTC Vive Cosmos Elite, trzeba w pierwszej kolejności zdjąć przednią płytkę zamontowaną na obudowie gogli. W tym celu należy przesunąć wichajster w środku po lewej stronie lewej soczewki i podważyć paznokciem płytkę, która sama zeskakuje. Nowa zaś sama wskakuje na miejsce.
Byłem mile zaskoczony, jak prosty był to proces.
Spodziewałem się, że będę musiał się siłować, ale nic z tych rzeczy. Oczywiście zmiana płytki to tylko początek, bo HTC Vive Cosmos Elite, tak jak HTC Vive poprzedniej generacji, wymaga zamontowania w rogach pomieszczenia satelitek, które mają zamontowane czujniki podczerwieni wykrywające gogle i pady.
Kabli zasilających od satelitek starczyło mi na styk i postawiłem jedną z nich na szafie, a drugą na kocim drapaku — aczkolwiek jakbym miał te gogle na stałe, to pomyślałbym o przytwierdzeniu ich na stałe do sufitu. Teraz musiałem je za każdym razem zdejmować po zakończeniu zabawy.
Ostatnim elementem układanki są zaś kontrolery od poprzedniej generacji gogli.
Po skompletowaniu zestawu oprogramowanie pobrane ze strony producenta wykryło rozbudowę HTC Vive Cosmos do wersji Elite automatycznie. Obyło się też bez większych problemów po stronie platformy SteamVR, aczkolwiek tak jak to w przypadku pecetowego VR-u bywa, czasem trzeba było np. je zresetować.
Pierwsza konfiguracja wymagała też nieco więcej kroków niż w przypadku HTC Vive Cosmos, bo trzeba było np. kłaść kontrolery na podłodze, ale na szczęście samouczek poprowadził mnie krok po kroku. Niestety muszę odnotować, że ładnych kilka razy spotkałem się też z komunikatem o „krytycznym problemie” softu od Valve.
Nie muszę chyba tłumaczyć, że w grach w wirtualnej rzeczywistości bardzo negatywnie wpływa to na immersję.
Nie byłem też do końca zadowolony z kontrolerów od HTC Vive pierwszej generacji — zamiast gałek analogowych mają płytki dotykowe. Na szczęście po kilku godzinach udało mi się do nich przyzwyczaić, aczkolwiek i tak zdecydowanie wolę nowszy model lub kontrolery z analogami od np. Oculus Questa.
Na szczęście problemy techniczne mnie nie zniechęciły i przez bity tydzień bawiłem się z HTC Vive Cosmos Elite na głowie. Bardzo dużo czasu spędziłem oczywiście w City-17 podczas zabawy w Half-Life: Alyx, ale to tylko jedna z wielu gier, jakie można odpalić na goglach marki HTC.
W co w ogóle można zagrać na goglach HTC Vive Cosmos Elite?
Gogle marki HTC są zgodne z platformą SteamVR, więc baza jest ogromna. Co prawda nie we wszystkie tytuły mogłem zagrać ze względu na ograniczenia metrażu — moje pole gry nawet po wyniesieniu stolika było za małe dla np. Unseen Diplomacy — ale dla większości z nich pole 2,5 na 1,5 metra jest wystarczające.
Steam to jednak tylko jedno ze źródeł gier. HTC rozwija swój własny sklep z grami, czyli Viveport, który pozwala nie tylko kupować tytuły na własność, ale również instalować je w ramach zryczałtowanego abonamentu Viveport Infinity, za który płaci się 48 zł miesięcznie (umowa na rok) lub 69 zł miesięcznie (umowa bezterminowa).
Viveport Infinity działa na podobnych zasadach, co Origin/EA Access i Xbox GamePass.
Łącznie w bibliotece znalazło się 1117 tytułów, z których 771 dostępnych jest w ramach abonamentu. Co prawda za takie hity jak Superhot VR, Westworld Awakening, Pistol Whip, Audica i Budget Cuts trzeba zapłacić osobno, ale w ramach subskrypcji można bez dodatkowych opłat pobrać m.in.:
- Fruit Ninja;
- Arizona Sunshine;
- Creed Rise to Glory;
- I Expect you to die;
- GunClub VR;
- Star Chart;
- i Ohshape.
Nie przetestowałem oczywiście wszystkich tytułów z bazy, a jedynie kilka wybranych, ale w większości przypadków bawiłem się świetnie. Zdarzały się co prawda awarie, które irytowały, ale do nich w przypadku wirtualnej rzeczywistości na pecetach się już zdążyłem przyzwyczaić — taki urok tej platformy.
Nie mogę jednak narzekać na wygodę samych gogli.
Co prawda headset podpinane do komputera kablem nie mają prawda być tak wygodne, jak samodzielny zestaw w postaci np. Oculus Questa, ale HTC Vive Cosmos Elite jak na sprzęt łączący się z pecetem sprawdza się i tak całkiem nieźle. Pomiędzy specjalnym adapterem a goglami ciągnie się tylko jeden kabel.
Adapter, który jest pomostem pomiędzy pecetem, którym w moim przypadku był Acer Predator Triton 900 z kartą graficzną GeForce GTX 2080, a goglami, podpina się natomiast do prądu za pomocą dedykowanej ładowarki. Następnie trzeba go połączyć dwoma kolejnymi przewodami do gniazd Display Port oraz USB-A.
W zestawie, który testowałem, znalazły się też słuchawki.
Nie musiałem korzystać z klasycznych słuchawek oraz pchełek, co jest przy goglach VR szalenie niewygodne, bo specjalne słuchawki nauszne przytwierdzone zostały do obudowy gogli. Łączyły się z zestawem za pomocą krótkich kabelków minijack, które w żaden sposób nie utrudniały zabawy.
Regulacja słuchawek jest intuicyjna i łatwo się je dosuwa na sam środek ucha — podobnie jak samych gogli. Te wystarczy nałożyć na głowę po rozsunięciu specjalnej obręczy, a następnie usztywnić konstrukcję za pomocą pokrętła. Warto przy tym wybrać odpowiednią długość górnego paska, którą reguluje się rzepem.
Miłym dodatkiem jest odchylany wizjer, aczkolwiek nie polubił się on z moimi okularami.
Jeśli ktoś nie nosi okularów, to będzie zachwycony wizjerem, który da się odchylić bez demontowania całego headsetu, co jest wygodne, gdy zajdzie potrzeba rzucenia okiem na ten prawdziwy świat. Nie ma co się jednak oszukiwać — podczas zabawy w VR najważniejsze jest to, co widać w samych goglach.
W przypadku HTC Vive Cosmos Elite nie ma tutaj zaś na co narzekać. Zestaw oferuje rozdzielczość wynoszącą aż 2880 na 1700 pikseli (czyli 1440 na 1700 pikseli na jedno oko). W dodatku dzięki temu, że są to dwa niezależne ekrany, można regulować ich odległość względem siebie.
Pozwala to wyregulować HTC Vive Cosmos Elite tak, by odległość między ekranami odpowiadała rozstawowi oczu użytkownika. Służy do tego specjalne pokrętło po prawej stronie. W goglach, które mają tylko jeden ekran podzielony na pół, można to korygować wyłącznie programowo.
Jedynym mankamentem obsługującego aż 90 klatek na sekundę ekranu w goglach HTC Vive Cosmos Elite jest fakt, że mamy tu do czynienia z ekranami typu LCD. Szkoda, że nie jest to panel typu OLED. Wyświetlacze wykonane w tej technologii sprawniej radzą sobie z wyświetlaniem czerni.
Doceniam za to wysoką rozdzielczość, bo chociaż ekran w HTC Vive Cosmos Elute podczas zabawy ma się przy samych oczach, ale nie da się na nim liczyć pojedynczych pikseli. Sam zestaw jest też dobrze wyważony i jego waga mi nie przeszkadzała nawet podczas kilkugodzinnych sesji.