Serial kontra rzeczywistość: jak faktycznie wyglądało czyszczenie dachu elektrowni w Czarnobylu?
Mała uwaga na temat spoilerów: zakładam, że mogę otwarcie pisać o wydarzeniach przedstawionych w czwartym odcinku miniserialu telewizji HBO Czarnobyl. Są to wydarzenia rzeczywiste, które miały miejsce 33 lata temu i każdy miał już okazję zapoznać się z ich przebiegiem.
W czwartym odcinku tego świetnego, opartego na rzeczywistych wydarzeniach serialu, przedstawiono wyzwania związane z próbami oczyszczenia dachu elektrowni. Na dachu tym znajdował się m.in. radioaktywny grafit (ale nie tylko - w rzeczywistości było tam też wiele materiałów, które po katastrofie zrzucano na dach, aby np. ugasić pożar reaktora). Było ich nawet 100 ton.
Spróbujmy skonfrontować wydarzenia przedstawione w serialu z rzeczywistością.
W serialu przedstawiono użycie różnego rodzaju robotów oraz zdalnie sterowanych urządzeń. Czy tak było w rzeczywistości?
Tak! Do dziś zachowały się zdjęcia usuniętych później maszyn. Polskiemu fotografikowi Arkadiuszowi Podniesińskiemu udało się na przykład sfotografować przedstawionego w serialu niemieckiego robota Joker (w tle zaś widoczne są inne, chyba również Łunochod).
Użyto w tym celu około 60 robotów produkcji radzieckiej, niestety, podobnie jak przedstawiono to w serialu, wszystkie z nich przestawał działać po pewnym czasie przez warunki panujące na dachu elektrowni. Te, które działały, nie były z kolei dostosowane do procesu dekontaminacji (mówiąc wprost - nie były szczelne na tyle, by przeżyć mycie i płukanie).
Władze sowieckie początkowo twardo stały przy tym, że operacja za pomocą robotów (do tego jedynie robotów produkcji radzieckiej), była jedyną i w 100 proc. udaną. W listopadzie 1986 r. moskiewska Literaturnaja Gazieta pisała, że dzięki rodzimym robotom udało się dokonać oczyszczenia dachu w dwa miesiące zamiast dwóch lat. Rzeczywistość była jednak inna, a po raz pierwszy Zachód dowiedział się o tym dopiero w 1990 r. Wtedy to właśnie rosyjski ekspert Jurij Semiolenko przedstawił na konferencji poświęconej robotyce zorganizowanej przez Carnegie Mellon University prelekcję, w trakcie której przyznał, że robotyka niewiele zdziałała i musiano w końcu zwrócić się do armii po siłę roboczą. To właśnie z tej konferencji pochodzi pojawiające się na YouTubie autentyczne nagranie z czyszczenia dachu.
Czy rzeczywiście żołnierzy pracujących nad oczyszczeniem dachu nazywano bio-robotami?
Tak rzeczywiście było. Generał Tarakanow do dziś jest krytykowany za swoją decyzję narażającą jego ludzi na utratę zdrowia, a nawet śmierć. Każdy z nich miał od 20 do 90 sekund na pracę - a liczbę skierowanych do tego zadania żołnierzy szacuje się na około 3800. Ubrani byli w przygotowane prowizorycznie ochronne fartuchy, które wyrzucano po użyciu. To oni właśnie usunęli 90 proc. zanieczyszczeń z dachu (10 proc. usunięto innymi metodami, m.in. automatami i robotami).
Autor książki Midnight in Chernobyl, Adam Higginbotham, powiedział w wywiadzie, że pojawił się jeszcze jeden, całkiem realny pomysł na usunięcie zanieczyszczeń z dachu. Był to rodzaj płacht, pokrytych klejem, które miały być ciągnięte za helikopterami. Technologicznie było to do zrealizowania, jednak wymagało czasu, a ten naglił. Niestety ZSRR zawsze w nadmiarze miało jedynie ludzi.
Nagroda za to poświęcenie? Oprócz nagrody pieniężnej uczestnicy otrzymali specjalny medal. Medal dość dziwny - wydany przez elektrownię jądrową i mówiący „Uczestnik kampanii oczyszczania”. Uczestnicy otrzymywali go w miejscu pracy, a z jego otrzymaniem nie wiązały się żadne dodatkowe honory.
Choć seriale i książki przedstawiają ogrom katastrofy elektrowni, nie zapominajmy, że elektrownia w Czarnobylu działał po 1986 r. Wypadek dotknął jednego z czterech reaktorów, a pozostałe trzy działały nadal. Ostatni, Reaktor nr 3, został wyłączony dopiero w grudniu 2000 r.