Po lotnisku w Seulu oprowadzał mnie robot
W sieci już teraz rządzą nami algorytmy, ale w realu roboty nadal są niecodziennym widokiem. Na lotnisku w Seulu nie mogłem przepuścić okazji, by wymienić z jednym kilka uprzejmości.
Ubiegły tydzień spędziłem w Korei Południowej, gdzie przyglądałem się z bliska najróżniejszym sprzętom marki LG. Oprócz fabryk (w których niestety nie mogłem robić zdjęć) oraz sklepu firmowego LG Best Shop miałem okazję odwiedzić liczne showroomy, w których firma prężyło elektroniczne muskuły.
Liczba kategorii, w której LG jest dziś obecne, robi wrażenie.
Gdy myślę o tej marce, przed oczami stają mi smartfony… bo ta kategoria urządzeń budzi dziś największe emocje. Zaraz potem przypominam sobie, że LG znacznie lepiej wychodzą fenomenalne telewizory OLED. Jak się jednak nad tym zastanowić, to koreańska firma bryluje jednak przede wszystkim w segmencie AGD.
Widać to po zagłębieniu się w strukturę przychodów przedsiębiorstwa. Dział elektroniki, na który składa się kilkanaście podmiotów, jako całość odpowiada za lwią część z nich. Jeśli zaś spojrzeć bliżej na tę kategorię, to sprzedaż artykułów gospodarstwa domowego przynosi LG najwięcej pieniędzy.
Nic dziwnego, że producent chce właśnie na to zwracać uwagę. W salach pokazowych, które znajdowały się w licznych siedzibach LG, które miałem okazję odwiedzić, roiło się więc od mikrofalówek, kuchenek, pralek z podwójnym bębnem, lodówek z własnym systemem operacyjnym i licznych innych urządzeń.
Sporo przestrzeni poświęcono też robotom z serii LG CLOi.
Na ekspozycji mogłem zapoznać się z wieloma różnymi rodzajami robotów typu z rodziny LG CLOi oraz sprzętów wykorzystujących technologie oparte o sztuczną inteligencję i uczenie maszynowe. Od malutkich autonomicznych odkurzaczy i kosiarek, na antropomorficznych asystentach kończąc.
Oczywiście na ten moment bunt maszyn rodem z serii filmów „Terminator” nam nie grozi. Roboty LG CLOi nie mają świadomości. Mnogość możliwości ich interakcji z otoczeniem robi jednak wrażenie, a nawet nieco niepokoi. Koreańska firma widzi zaś w robotyce przyszłość oraz nawet… teraźniejszość.
Na robota LG CLOi natknąłem się w drodze powrotnej na lotnisku.
Oglądanie maszyn nawet w sterylnym pomieszczeniu robi wrażenie, ale na ekspozycji nadal wyglądają jak coś nierealnego, rodem z przyszłości. Wracając z wyjazdu do domu, na lotnisku w Seulu trafiłem na przedstawiciela serii C–3PO LG CLOi w jego naturalnym środowisku.
Co prawda roboty przygotowane z myślą o lotniskach nie mają naniesionego logo - jego usunięcia z obudowy wymaga, jak udało mi się ustalić, umowa z władzami lotniska w Seulu - ale charakterystycznych „oczu” nie sposób pomylić z niczym innym. Nie przepuściłem okazji i nieufnie do niego podszedłem.
Robot bez zawahania pokazał mi, gdzie znajduje się moja bramka.
Wystarczyło podejść do robota i dotknąć zlokalizowany na jego piersi ekran. Zmieniłem język na angielski, a pierwszym testem było sprawdzenie, czy robot będzie potrafił przekazać, gdzie jest mój gate. Test został zdany, ale nie oszukujmy się - akurat do bramki to znajdzie się wszędzie bez pomocy.
Z doświadczenia (na szczęście byłego już) palacza wiem natomiast, że namierzenie palarni na lotnisku, zwłaszcza takim, które odwiedza się pierwszy raz w życiu, to często droga przez mękę. Sprawdziłem więc z ciekawości, czy robot potrafiłby wskazać mi drogę do miejsca, gdzie można złapać dymka.
Również i to nie było dla LG CLOi żadnym wyzwaniem.
Nie było to jednak szczególnie spektakularne - wyznaczanie trasy, nawet takie wewnątrz budynków, widziałem już wcześniej. Ba, by to zrobić, mogę wykorzystać smartfon. Robot lotniskowy ma jednak dodatkową funkcję, jaką jest możliwość prowadzenia pasażera do celu.
To jest właśnie taka przyszłość, której posmakować możemy już dziś. Autonomiczny asystent, który dzięki oprogramowaniu, czujnikom oraz mechanizmom umożliwiającym mu poruszanie się, w prawdziwym świecie pomaga człowiekowi, wcześniej widywałem w filmach science-fiction.
Jestem obyty z nowymi technologiami, a i tak z chęcią spędziłem przy LG CLOi kilka chwil.
Moment, w którym robot po wyznaczeniu trasy zaczyna sunąć po podłodze i proponuje, by ludzki pan zaczął zanim podążać, robi wrażenie. Zupełnie mnie też nie dziwi, że wyglądający przyjaźnie robot budził na lotnisku spore zainteresowanie, a równie chętnie do niego podchodzili zarówno dorośli, jak i dzieci.
Nie zdziwię się, jeśli takie roboty będą coraz popularniejsze. Pamiętajcie tylko, po spotkaniu takich robotów, by im na koniec podziękować. Może i teraz nie planują zamykać nas w Matriksie, ale jeśli kiedyś jakiś kuzyn Skynetu faktycznie zyska świadomość, to będziecie mieli u niego dodatkowe punkty!
PS Mam przy tym nadzieję, że następnym razem trafię na innego robota z tej serii, który potrafi za pasażerem wozić bagaże...