PokeVision i inne serwisy do tropienia Pokemonów zamknięte. Gracze są wściekli
Użytkownicy Pokemon GO są wściekli, bo twórcy usunęli z aplikacji funkcję namierzania Pokemonów grasujących w okolicy. Oliwy do ognia dolał fakt, że ze względu na działania Niantic nieoficjalne usługi wyświetlające dokładną lokalizację stworków na mapie, takie jak PokeVision.com, w większości przypadków też przestały działać.
Miałem w planach przygotować w tym tygodniu przegląd nieoficjalnych narzędzi do Pokemon GO ułatwiających śledzenie Pokemonów. Chociaż korzystanie z narzędzi takich jak PokeVision.com można uznać za oszustwo, to wielu graczy korzystało z nich przede wszystkim dlatego, że Niantic pokpiło sprawę i popsuło wbudowany w grę radar.
Radar w Pokemon GO przestał poprawnie działać niedługo po premierze.
Jednym z najlepszych elementów Pokemon GO zaraz po premierze był radar, który pozwalał namierzać znajdujące się nieopodal stworki. Gra wyświetlała niezbyt dokładne wskazówki w postaci stópek przy miniaturce Pokemona na radarze. Śledzenie przypominało grę w ciepło-zimno - jeśli łapka znikała, to oznaczało, że zbliżamy się do Pokemona, a jeśli pojawiała się znów - trzeba było zawrócić.
Podczas testów wersji beta Pokemon GO radar wyświetlał nie łapki, a dokładną odległość, jaka dzieliła graczy od Pokemonów. W pełnej wersji zdecydowano się na mniej oczywiste wskaźniki. Śledzenie Pokemonów nadal dostarczało sporo frajdy, ale niedługo po premierze gry radar przestał działać wyświetlając cały czas maksymalną liczbę odcisków łap.
Niantic rozwiązało problem w najgorszy możliwy sposób.
Radar w Pokemon GO został upośledzony najpewniej ze względu na wysokie obciążenie serwerów. Twórcy gry nie poradzili sobie jednak z naprawieniem tego systemu. Zamiast tego… zdecydowano się całkowicie usunąć łapki z Pokemon GO rezygnując z jednego z najważniejszych elementów mechaniki rozgrywki.
W pierwszych dniach dostępności Pokemon GO sam metodą ciepło-zimno namierzyłem kilka stworków. Teraz jest to niestety już niemożliwe, a Niantic nie zaoferowało graczom nic w zamian. Jedynym sensownym sposobem pozyskiwania nowych stworków zdają się być dzisiaj inkubatory jajek i wabiki.
Aktualizacja Pokemon GO usuwa funkcje zamiast je dodawać.
Niantic grabi sobie u społeczności. W dniach, gdy serwery padały co chwilę i rozgrywka była niemożliwa changelog aktualizacji wskazywał jedynie na… drobne poprawki błędów w tekstach. Po ostatnim uaktualnieniu gracze z kolei nie widzą już łapek sugerujących odległość od stworka
Dzisiaj gracze widzą wyłącznie listę Pokemonów znajdujących się w pobliżu bez żadnych wskazówek, w którą stronę trzeba się udać, by je znaleźć. Co gorsza, często raz namierzony Pokemon zostaje na radarze nawet po tym, jak powędrujemy w zupełnie drugą stronę lub… zostanie całkowicie zdjęty z mapy.
Szukanie stworków po omacku nie ma sensu
Nowy radar w połączeniu z małym okienkiem czasowym na złapanie stworka wynoszącym nie dłużej niż 15 min. powoduje, że mozolne przeczesywanie okolicy nie ma sensu. Gracze zdani są tylko na ślepy traf. Nawet jeśli na radarze wyskoczy Charizard, to w rzeczywistości nie sposób namierzyć, gdzie się schował, zanim gra go usunie. Ba, czasem radar może błędnie wskazywać, że ten Pokemon nadal gdzieś jest.
W kontekście zmian przewagę mają gracze, którzy odkryli w okolicy miejsca, gdzie regularnie generowane są nietuzinkowe stworki. Widząc na radarze ciekawy okaz mogą założyć buty i pobiec do jednego z nich i zwiększyć swoje szanse złapania Pokemona. Prawdopodobieństwo trafienia nadal jest jednak małe, a upośledzony radar nie zachęca do dalszej zabawy.
Gracze są po prostu wściekli.
Pokemon GO szybko stało się światowym fenomenem i dziesiątki, jeśli nie setki milionów graczy zabrało się ochoczo do łapania stworków. Tematem zainteresowały się wszystkie media, sieć zalała nowa fala tematycznych memów, a fanom nie przeszkadzał nawet brak dostępności gry w ich kraju. Entuzjazm jednak opadł i to głównie ze względu na zmiany wprowadzone przez twórców.
Ocena najnowszej wersji Pokemon GO w App Storze to tylko 2 na 5 gwiazdek, a użytkownicy organizują się w sieciach społecznościowych masowo domagając się zwrotu środków wydanych na mikropłatności. Rozczarowani klienci zgłaszają też Niantic do Google’a, ponieważ deweloper nie monitoruje kontaktowej skrzynki pocztowej, co jest niezgodne z zasadami Google Play.
Czarę goryczy przelało zablokowanie PokeVision.com i podobnych skanerów.
Niedługo po premierze do kodu Pokemon GO dobrali się programiści z całego świata. Niektórzy z nich starali się wydobyć informacje o informacje o legendarnych Pokemonach, a inni dokładne statystyki przydatne w budowaniu własnego teamu z myślą o zdobywaniu i bronieniu aren.
Gracze dowiedzieli się o astronomicznej liczbie punktów doświadczenia potrzebnych do zdobycia 40-go poziomu rozwoju postaci i poznali masę innych ciekawostek. Nie powinno nikogo dziwić, że powstały też boty pozorujące lokalizację i grające autonomicznie bez udziału gracza.
Twórcy takich botów psują innym graczom zabawę.
Póki twórca bota zbiera Pokemony i nabija punkty doświadczenia dla własnej satysfakcji, to nie mam z tym większego problemu. Gorzej, że można już zobaczyć awatary oszustów, którzy zdalnie przejmują areny i psują zabawę innym graczom obsadzając je stworkami o wyśrubowanych statystykach.
Z istnienia botów zadowoleni są z pewnością handlarze, którzy sprzedają wygenerowane z ich pomocą konta Pokemon GO w serwisach aukcyjnych. Dobranie się do kodu gry pozwoliło stworzyć jednak całą kategorię innych aplikacji, które ułatwiały rozgrywkę bez uciekania się do pozorowania lokalizacji GPS.
Do czego można wykorzystać PokeVision.com, Poke Detector, Poke Scanner oraz podobne usługi i aplikacje?
Wymienione wyżej usługi skanujące mapę w poszukiwaniu Pokemonów, z których PokeVision.com cieszyło się bodaj największą popularnością, pokazywały dokładną lokalizację stworków na mapie, co znacznie ułatwiało rozgrywkę. Ich używanie można było uznać za oszustwo, ale… wiele osób korzystało z nich tylko dlatego, że wbudowany w grę radar nie działał tak, jak powinien.
Miałem w planach przygotować zestawienie tego typu narzędzi, ale straciło to rację bytu i to nie dlatego, że radar w grze został naprawiony - wręcz przeciwnie, radar nadal nie działa tak, jak na początku. Twórcy aplikacji usunęli w ostatniej aktualizacji całkowicie symbole, które pozwalały szacować odległość od Pokemonów, a jednocześnie wiele skanerów z PokeVision.com na czele przestało działać.
Niantic najwyraźniej wytoczyło wojnę usługom pokazującym dokładną lokalizację Pokemonów na mapie.
Jedna z najpopularniejszych stron tego typu przestała działać całkowicie. PokeVision.com, które wedle ich twórców notowało miliony wejść dziennie, zostało zamknięte do odwołania i nie podano oficjalnej przyczyny. Pozostałe aplikacje i usługi tego typu, które oparły się blokadzie, działają za to w kratę.
Twórcy Pokemon GO skrócili promienia skanowania z ok. 100 do 70 m (czyli zmniejszyli tym samym obszar skanowania o połowę) i zablokowali możliwość skanowania z użyciem automatycznych narzędzi przedstawiających się serwerom numerami IP różnych usług w chmurze. To duży cios w programistów wyciągających informacje z gry.
Rozumiem tę decyzję, ale Niantic musi się liczyć z oburzeniem graczy.
Z pewnością znalazły się osoby, które korzystały z PokeVision.com i aplikacji, takich jak Poke Detector i Poke Scanner, by ułatwić sobie zabawę. Dla wielu ludzi, zwłaszcza tych mieszkających w mniej zaludnionych obszarach, gdzie gra nie generuje zbyt wielu Pokemonów, ze względu na niedziałający radar była to jednak jedyna okazja, by oszukać jakiekolwiek ciekawsze stworki na mapie. Narzędzie pozwalało też zobaczyć, jakie stworki można znaleźć w innych miastach. Sam nie mogłem się nadziwić widząc całe stada Dratini w innych krajach...
Niantic ze względu na swoje podejście i butę przejawiającą się w braku komunikacji z graczami - i, co istotne, z klientami - może wiele stracić. Na domiar złego premiera akcesorium o nazwie Pokemon GO Plus, które ma pomagać łapać Pokemony bez wyciągania smartfona z kieszeni, została przesunięta z końca lipca na wrzesień. Przez takie podejście, jakie prezentują deweloperzy, nastroje społeczności potrafią się zmienić diametralnie. Jeśli od gry odwrócą się najwięksi fani, to nasza wspólna przygoda z Pokemon GO może zakończyć się bardzo szybko.
Dlaczego Niantic nie naprawiło radaru? Sprawa może mieć drugie dno.
Najprostszym wytłumaczeniem problemów z radarem może być to, że twórcy nie podołali zadaniu od strony programistycznej. Blokowanie skanerów online, podczas gdy postaci prowadzone przez boty nie są banowane, też nie wygląda najlepiej, ale winą też można obarczać braki kadrowe.
Gorzej, jeśli skaner został usunięty… z premedytacją. Nie jest wykluczone, że twórcy chcą, by więcej osób w celu zdobycia nowych stworków nie biegało za nimi po mieście, a płaciło prawdziwymi pieniędzmi za inkubatory i oba rodzaje wabików - Lure i Incense.
Szkoda, bo przy działającym radarze model mikropłatności oceniałem bardzo pozytywnie.
Nie chcę ferować wyroków, bo możliwe są jeszcze dwa scenariusze. Ona nie zakładają ani nieudolności programistów, ani skoku na kasę i próby wymuszenia na graczach korzystania z mikropłatności w Pokemon GO. Nawet jeśli te wyjaśnienia są prawdziwe, to Niantic i tak się jednak krytyka za to, że nie komunikują się z fanami inaczej niż przez changelog aplikacji i nie przygotowali żadnego zadośćuczynienia za wycięcie jednej z funkcji gry.
Jak można wyjaśnić zmiany? To sami fani starają się wytłumaczyć je tym, że Niantic mogło przerazić się liczbą doniesień o tym, że ludzie szukając Pokemonów wpadali pod samochody, spadali z mostów i włamywali się na cudze posesje. Usunięcie wskazań radaru nieco marginalizuje ten problem, bo nie zachęca do tak dokładnej eksploracji okolicy. Z drugiej strony twórcy mogli pomyśleć, że... zmiany zachęcą graczy do współpracy.
Jakiekolwiek nie byłyby jednak powody wyłączenia radaru, to Niantic znalazło się pod ogniem słusznej krytyki - nie tylko ich gra jest uboższa w funkcje, niż w dniu premiery, to kompensujące ten brak nieoficjalne witryny znikają jedna po drugiej. Jeśli ktoś miał zamiar Team Rocket i korzystać z PokeVision.com to niestety na to już za późno. Pozostają co prawda mniej wygodne w użyciu narzędzia, ale jak na razie nie sposób na nich polegać.
Najgorsze jest to, że nie wiadomo, czy radar w pierwotnej formie kiedykolwiek wróci, ani jak długo te mniej popularne skanery do Pokemon GO będą działać.
*Grafika główna: Stoyan Yotov / Shutterstock.com