REKLAMA

Przed misją na Marsa wyruszymy badać asteroidy – rozmawiamy z astronautą NASA

Asteroidy niosą przez kosmos nie tylko niebezpieczeństwo kolizji, ale również wiele zasobów naturalnych. Dr Tom Jones - emerytowany pilot NASA przewiduje, że właśnie na nich będziemy testowali nasze statki przed wyruszeniem na Marsa.

asteroidy
REKLAMA
REKLAMA

Tom Jones spędził w kosmosie 53 dni i na przełomie wieków był jednym z astronautów NASA. Rozmawiam z nim o niebezpieczeństwach jakie niosą asteroidy, ale i o sposobach na jakie mogą pomóc ludzkości. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o asteroidach, z pewnością pomoże ci Dzień Asteroid, który 30 czerwca obchodzi Discovery Science. Na antenie pojawią się wtedy dwa premierowe dokumenty z asteroidami w roli głównej.

Dr Tom Jones / licencja Public Domain class="wp-image-502251"
Dr Tom Jones / licencja Public Domain

Karol Kopańko: Dlaczego asteroidy są tak ważne?

Dr. Tom Jones : Z asteroid możemy się wiele nauczyć o narodzinach Układu Słonecznego i budowie planet, ponieważ są one zbudowane z surowców, z których składają się asteroidy.

Badanie asteroid jest też dość tanie – wysłanie misji to koszt rzędu 400 – 500 mln dol., a to znacznie mniej, niż wysłanie łazika na Marsa. Asteroidy łatwo badać, bo są blisko nas i prawie nie mają grawitacji, więc wejście na ich orbitę, a nawet wylądowanie na powierzchni, nie sprawia dużego kłopotu.

Jednak asteroidy to nie tylko zasoby, ale również potencjalne niebezpieczeństwo. Proszę sobie wyobrazić, że na kursie kolizyjnym do Ziemi już teraz znajduje asteroida. Co możemy zrobić, aby zminimalizować efekt zderzenia lub go uniknąć?

Jeśli dziś, dzięki teleskopom znaleźlibyśmy duży obiekt pędzący ku Ziemi i mieli ok. 10 lat do uderzenia, to zdołalibyśmy wysłać flotę robotów, które zmieniłyby kurs asteroidy. Już dziś wiemy jak to zrobić i wyzwaniem jest tylko odpowiednia organizacja.

Jeśli mielibyśmy mniej szczęścia i do uderzenia doszłoby w przeciągu mniej niż 5 lat, to według mnie mogłoby nam zabraknąć czasu na zmontowanie floty. Nawet jeśliby się nam udało, prawdopodobieństwo sukcesu misji byłoby raczej niskie. Należałoby ostrzec mieszkańców miejsca, gdzie ma nastąpić kataklizm i ewakuować ich tak, jak robimy to w przypadku huraganów albo erupcji wulkanu.

Na szczęście większość z dużych obiektów w naszym Układzie Słonecznym nie znajduje się obecnie na kursie kolizyjnym z Ziemią, więc możemy odsunąć perspektywę globalnej katastrofy.

A co z tymi mniejszymi obiektami, które nie zniszczą życia na Ziemi, ale mogą zmieść z jej powierzchni całe regiony.

W tej sferze działa ONZ, która powoła kilka grup roboczych. Jedna zajmuje się wykrywaniem obiektów na kursie kolizyjnym i dzieleniem się informacjami o odkryciach, a inna analizuje misje ratunkowe wysyłane na asteroidy, np. ile to kosztuje, jak duży musi być statek jaki mamy wysłać i ile czasu potrzebujemy, aby go zbudować. Ta współpraca działa bardzo podobnie do tego, co robimy na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

Mamy plany lądowania na asteroidach, ale Mars chyba jeszcze dłużej czeka na swoją kolej. Ostatnio, wraz z odkryciem tam wody, akcje Czerwonej Planety poszły w górę.

Niezwykle pasjonujące może być odkrycie życia właśnie w tej wodzie. Czy będą to zwykłe mikroby, a może szczątki jakichś organizmów, które już dawno wyginęły? Czy życie na Ziemi jest unikalne na skalę naszego Układu Słonecznego, a może gdzieś jeszcze je znajdziemy?

Niestety wydaje mi się, że misja z żywymi astronautami nie wydarzy się zbyt szybko ze względu na ogromne ryzyko. Celowałbym raczej w okolice 2040 roku. Do tego czasu powinniśmy się skupić na zbudowaniu bazy na Księżycu. Jest tam dużo wody, co może obniżyć koszt utrzymania bazy, a także dalszej eksploracji, ze względu na wykorzystanie tlenu i wodoru, jako paliwa rakietowego.

Zasoby możemy zdobyć także na asteroidach, a na dodatek podróż na nie zajmie nam ok. roku, więc kilka razy krócej niż podróż na Marsa. Na asteroidach możemy badać początki Układu Słonecznego i testować nasze statki napędzane zasobami znajdowanymi na tych obiektach. Po 25 latach testów będziemy gotowi na podbój Marsa.

To śmiałe plany, ale od czasów lądowania na Księżycu ludzkość nieco przystopowała z kosmiczną eksploracją. A może tak mi się tylko wydaje?

Od tego czasu zdarzyło się wiele niezwykłych rzeczy. Wysłaliśmy Teleskop Hubble’a na orbitę i mamy tam stację kosmiczną, która pokazuje jak 15 różnych agencji kosmicznych potrafi ze sobą współdziałać. Do wielkich projektów przyszłości również będzie wymagana międzynarodowa współpraca.

W kontekście Marsa mówił Pan o bardzo prostym życiu, a tymczasem gazety i telewizja dużo czasu poświęcają kosmitom, którzy rzekomo odwiedzają nas, tu na Ziemi.

To bardzo rozczarowujące, że tego typu plotkom, kiedy ktoś zauważy smugę na niebie, poświęca się aż tyle czasu. Moim zdaniem nikt nie składa nam wizyt, bo przybycie w okolice Ziemi z głębi Drogi Mlecznej jest bardzo trudne i kosztowne. Mam jednak nadzieję, że zainteresowanie kosmitami przerodzi się w pasję do przeszukiwania kosmosu w przyszłych pokoleniach.

Sam jest Pan bardzo aktywny na polu edukacji młodych pokoleń – jest Pan mówcą na konferencjach i wydał Pan książkę. Co jeszcze możemy robić, aby obudzić w najmłodszych pasję do kosmosu?

REKLAMA

Wydaje mi się, że na każdym etapie edukacji, począwszy od pierwszej klasy, powinno się uczyć o kosmosie. Później o faktycznych misjach, astronautach, naukowcach i inżynierach, aby ich życie ilustrowało, jak napotykamy bariery i rozwiązujemy problemy. Edukacja szkolna jest bardzo ważna, bo to właśnie młode pokolenia będą lądowały na asteroidach czy Marsie.

* Fotografia główca: materiały prasowe

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA