Jak to w końcu jest z zarabianiem na muzyce? Mówię: sprawdzam!
Cała Polska, i słusznie, dyskutuje o amatorszczyźnie naszego państwa jeżeli chodzi o wprowadzanie tak szczytnych haseł jak „e-rząd” czy „cyfryzacja administracji”. Świat natomiast wciąż nie może przetrawić tego, że muzyka Taylor Swift zniknęła ze Spotify. W dyskusji o zarabianiu na muzyce pojawiają się wciąż nowe i ciekawe wątki. Oto subiektywny przegląd najciekawszych z nich.
Wątek pierwszy: streaming i wytwórnie
Są tacy, którzy twierdzą, że Spotify i inne serwisy streamingowe to nic innego jak przedłużenie wytwórni. Artyści mają świadomość jakie są blaski i cienie współpracy z firmami fonograficznymi, więc szukają różnych dróg uniezależniania siebie i swoich przychodów od muzycznych molochów. Wytwórnie jednak nie pozostają im dłużne i wspierają takie pomysły jak… stremaing.
Otóż, gdy Spotify twierdzi, że 70 proc. swoich przychodów oddaje przemysłowi muzycznemu to oznacza to, że w większości te pieniądze najpierw trafiają do wytwórni i tam są rozparcelowywane na poszczególnych muzyków „ze stajni”. Nikt nie ukrywa, że wytwórnie pobierają swoje prowizje.
Są jednak takie wytwórnie jak ta, z którą współpracuje Taylor Swift, twierdzące, że na streamingu nie da się zarobić przyzwoitych pieniędzy, więc nie warto sobie zawracać nimi głowy.
Po drugiej stronie barykady jest m. in. Sony (warto zaznaczyć, że Sony BMG ma prawie 6 proc. udziałów w Spotify). Dla Japończyków streaming wciąż jest obiecujący. Szefowie wytwórni „są podbudowani” tym, jak rosną serwisy strumieniowe. Wedle ich przewidywań, także za sprawą streamingu przychody branży muzycznej wzrosną z 4,8 mld dol. w tym roku do 5,2 mld dol. w roku 2018.
Sony zaznacza jednak, że wciąż głowią się nad tym czy model freemium dla tego typu usług jest właściwy.
Użytkownicy nie narzekają, a krytycy zapominają, że nie ma czegoś takiego jak „darmowy streaming” pochodzący z największych serwisów strumieniowych. Jeśli nie płacimy naszymi pieniędzmi to płacimy uwagą - patrząc na reklamy, a 70 proc. przychodów z reklam także trafia do przemysłu muzycznego.
Wątek drugi: Spotify jest dobry dla znanych artystów
Thom Yorke, lider Radiohead, kiedy deklarował, że jego muzyka znika ze stremaingu podkreślał, że Spotify i reszta nie są wcielonym złem, ale z pewnością nie sprawią, że dzięki nim twórcy będą równi. Jego zdaniem, takie serwisy promują najbardziej znanych muzyków i sprawiają, że młodym będzie bardzo trudno przebić się do mainstreamu.
A dlaczego? Winny jest model wyliczania należnych wynagrodzeń. W tej chwili, opiera się on na liczbie odsłuchań. Oznacza to, że im częściej utwory jakiegoś artysty czy zespołu są odtwarzane przez użytkowników Spotify i innych serwisów to tym więcej dani twórcy zarobią.
Efekt jest taki, że najlepiej będą zarabiać ci najbardziej znani, a młodzi i jeszcze nie bardzo rozpoznawalni będą musieli się zadowolić ochłapami. A i tak zarobki tych najbardziej popularnych nie będą powalać, łagodnie mówiąc.
Trzeba przyznać, że ten tok rozumowania jest logiczny. Młodzi, żeby się przebić będą pojawiać się w stremaingu, na którym będą zarabiać niewiele, więc nie będą mieli zbyt wiele środków, żeby się promować i rozwijać. Pomijamy tutaj wytwórnie, ale świadomie - one też nie zawsze sprawiają, że młodzi i ambitni muzycy mają lżejsze życie.
Za tezą Yorke’a przemawia jeszcze jedna ciekawa statystyka. Otóż, jak podaje „The Atlantic”, na 1 proc. najbardziej popularnych artystów na świecie przypada 77 proc. dochodów.
Wątek trzeci: streaming zabija sprzedaż albumów
Olaboga! Ten zły streaming sprawia, że muzycy już nie sprzedają swoich płyt, a i cyfrowe albumu nie rozchodzą się tak świetnie jak mogłyby!
Prawda czy fałsz? Daniel Ek, CEO Spotify, w swoim, słynnym już, liście odpowiadającym na główne zarzuty odnoszące się do jego firmy po zniknięciu ze streamingu muzyki Taylor Swift twierdzi, że fałsz. Za przykład podaje Kanadę. Spotify weszło na tamtejszy rynek stosunkowo niedawno, a wcześniej notowano tam takie same spadki sprzedaży albumów jak gdziekolwiek indziej na świecie, co ma udowadniać, że nie ma związku między sprzedażą płyt, a streamingiem.
Trochę to niespójne z najnowszym przekazem płynącym od szwedzko-amerykańskiego serwisu, który jest związany z pojawieniem się w stremaingu najnowszego albumu legendarnego Pink Floyd. W komunikacie prasowym Spotify udowadnia, że popularność „The Endless River” w ich serwisie (12 mln odtworzeń w pierwszym tygodniu obecności na Spotify) przekłada się na… rekordową sprzedaż płyt i wersji cyfrowych - 139 tys. sprzedanych kopii w pierwszym tygodniu w Wielkiej Brytanii, co czyni ten album najlepszym obecnie i trzecią najlepiej się sprzedającą płytą tego roku.
PR-owcy Spotify zauważają złośliwie, że w czasie, gdy Pink Floyd sprzedało 139 tys. kopii swojego krążka to Taylor Swift sprzedała ich tylko 90 tys.
To jak to w końcu jest?
Spotify sprawia, że kupujemy więcej płyt, a może jednak, że kupujemy ich mniej? A może tutaj piernik jednak nie ma nic do wiatraka? Na poparcie każdej z tych tez można by znaleźć zapewne wiele różnych statystyk. Dlatego ja spojrzę na swoje zachowania zakupowe.
W tej chwili kupuję bardzo mało wersji cyfrowych płyt czy pojedynczych utworów poprzez iTunes. Płyt CD czy winylowych wcale nie kupuję. Płacę za to 240 zł rocznie za stremaing. Nie mogłem znaleźć dokładnych danych jak wypadam na tle średniej krajowej, ale myślę, że w wydatkach na muzykę biję ją na głowę. Takich ludzi jak ja na świecie jest 12,5 mln i ta liczba cały czas rośnie.
Zatem, może i sprzedaż płyt spada, ale niekoniecznie spadają nakłady jakie przeznaczamy na muzykę. Do abonamentów premium w streamingu warto jeszcze doliczyć koncerty czy wszelkie gadżety, na których zarabiają artyści.
I jeszcze jedna refleksja w tym temacie, choć nie potwierdzona twardymi liczbami: a może jest tak, że ludzie po prostu zaczęli kupować mniej płyt i twórcy serwisów streamigowych to dostrzegli i postanowili znaleźć inny sposób kupowania dostępu od muzyki? Hm?
Wątek czwarty: streaming to nie mainstream
Można mówić, że 16 mln aktywnych użytkowników Deezra miesięcznie, 50 mln wszystkich osób posiadających konto w Spotify czy 70 mln użytkowników Pandory to wciąż mała grupa. Porównajmy to z miliardem użytkowników YouTube’a i okaże się, że streaming wcale nie jest taki ważny.
Można poczynić założenie, że więcej ludzi słucha, a może nawet ogląda, muzykę przez serwis społecznościowo-streamingowy należący do Google niż przez połączone do kupy Spotify, Deezer, WiMPa i Pandorę. YouTube to prawdziwy mainstream, a stremaing to odprysk.
Problem polega jednak na tym, że Google stara się upodobnić do muzycznych serwisów streamingowych i wprowadza YouTube Music Key, czyli usługę abonamentową. Płacisz 8 dolarów i możesz do woli słuchać muzyki bez reklam, bez konieczności tkwienia w aplikacji YouTube’a na twoim smartfonie czy tablecie oraz zapisywać playlisty do trybu offline. No i nie zapominajmy, że płacą za YouTube Music Key uzyskuje się też dostęp do „klasycznego” serwisu muzycznego streamingowego od Google, czyli Muzyki.
Dodajmy do tego jeszcze to, że Billboard do swojej kultowej listy przebojów dołączył właśnie wyniki ze streamingu i mamy odpowiedź na to czy faktycznie Spotify i reszta towarzystwa to tylko odprysk branży.
Ze streamingiem jest trochę jak z Twitterem - niby mało osób z niego korzysta, ale liczą się z nim niemal wszyscy.
Wątek piąty: streaming to nie tylko sposób na zarabianie
Śledząc dyskusje o streamingu odnoszę wrażenie, że niektórzy traktują te usługi wyłącznie jak źródło przychodów. Ich myślenie kończy się i zaczyna na tym ile pieniędzy można wycisnąć z tego źródełka. Moim zdaniem, to nie jest najważniejsze.
Owszem, warto otwarcie pisać o tym dlaczego część polskich artystów nie zobaczyła jeszcze ani złotówki ze Spotify, ale to nie jedyny aspekt zjawiska pod tytułem „streaming muzyki”.
Napiszę teraz to, co wiedzą już wszyscy - muzycy żyją nie tylko ze sprzedaży płyt. Ba! Artyści-wykonawcy w znaczącej większości dokładają do wydawania płyt, a zarabiają na koncertach, sprzedaży gadżetów i kontraktach reklamowych. Inaczej jest rzecz jasna np. z tekściarzami - oni zarabiają wyłącznie na sprzedaży muzyki.
Gdzie w tym wszystkim streaming? To też już oczywiste, ale podkreślmy to raz jeszcze - obecność w serwisach typu Spotify pomaga muzykom docierać do większej widowni i przyciągać ją na koncerty. To świetne narzędzie do promocji twórczości, a przy okazji źródło przychodów.
Z czasem zapewne będzie rosło znaczenie obu tych aspektów obecności w stremaingu, bo wszystko wskazuje na to, że użytkowników tego typu usług będzie przybywać, a nie ubywać. Im więcej ludzi będzie kupować abonamenty czy odsłuchiwać reklamy, tym więcej zarobią a artyści, a im więcej będzie użytkowników tym większa ich popularność.
I to by było na tyle. Pokazałem pięć, moim zdaniem, najciekawszych wątków z trwającej dyskusji. Jeżeli chcecie dołożyć jakieś inne interesujące wątki, na które natrafiliście to piszcie w komentarzach. Zapraszam!
*Część grafik pochodzi z serwisu Shutterstock.