Mówisz o nich jak o rekinach kapitalizmu, a przecież większość twórców technologicznych biznesów ma liberalno-lewicowe korzenie. To nie są tacy XIX-wieczni kapitaliści z cygarem, zapędzający do pracy w fabrykach dzieci. Mają piękne idee. Co się takiego stało, że te idee nie zostały przekute na rzeczywistość?
Sporo platform cyfrowych powstało, ponieważ kapitał finansowy, który się wyzwolił w latach 90. spod różnych regulacji, szukał miejsca, gdzie mógłby się bezpiecznie pomnażać. Nawet bańka dotcomów z przełomu XX i XXI wieku, która teoretycznie ostudziła nastroje wokół cyfrowej gospodarki, ostatecznie tylko zweryfikowała to, w co warto inwestować w tych technologiach. Kapitał finansowy rzucił się więc na platformy, doskonale przewidując, że one pozwolą nie tylko na duże zwroty inwestycji, ale także wytworzą usługi, które będą generować przywiązanych klientów. Co więcej, wytworzyły też całą kulturę pracowniczą, pracującym w nich inżynierom wmówiono „jesteście super, dostaniecie swoje co-worki, elektryczne hulajnogi i dzięki temu jesteście nową superklasą”. A to zupełnie jak w predykcji Daniela Bella, socjologa, który już w latach 60. poprzedniego wieku pisał, że przyszły konflikt będzie konfliktem między profesjonalistami a populistami.