Odłóż telefon i żyj. Napisów na chodnikach przybywa, a ja nie mogę tego zrozumieć
To była krótka wycieczka rowerowa po mieście. Ot tak, żeby się przejechać. Kawałkiem drogi dla rowerów szła pani. Była w innym świecie, ewidentnie. Nie zdawała sobie sprawy z ewentualnego zagrożenia. Kontynuując swoją wycieczkę, mogła doprowadzić do niebezpiecznego zdarzenia.
Jeżeli jesteście radnymi, bardzo możliwe, że właśnie w tym momencie zaświerzbiły was palce i wręcz całe ciało domagało się natychmiastowego wtrącenia. Chcielibyście napisać, że właśnie do tego doprowadzają smartfony. Robią z pieszych zombie. I z tego powodu przygotowanie napisu „odłóż telefon i żyj” przy przejściu jest tak ważnym zadaniem, dlatego dziękujecie władzom miasta, wszystkim zgromadzonym…
Otóż – nie tym razem.
Pani, wbrew pozorom, wcale nie trzymała w ręku telefonu. Po prostu szła zamyślona. Pochłonięta swoimi sprawami zahaczyła o drogę dla rowerów. Jestem świadkiem takich zdarzeń dość często. Ktoś przechodzi nie tam, gdzie trzeba, wkracza na rowerową ścieżkę albo zauważa zielone światło trzy sekundy od jego zapalenia. Nie rozgrzeszam, bo faktycznie bywają momenty, kiedy takie gapiostwo może skończyć się źle. Co nie zmienia faktu, że jakoś nie jestem za tym, by stawiać wielkie znaki albo napisy w stylu „wyłącz myślenie, włącz telewizor żyj!”.
Tymczasem właśnie to robi się przy przejściach dla pieszych. Maluje napisy „odłóż telefon i żyj”
To dowody anegdotyczne, nie prowadzę żadnych badań ani statystyk, ale naprawdę rzadko kiedy zagapienie jest efektem przebywania w wirtualnym świecie. Może mam szczęście. Może przez mój światopogląd mózg celowo odcina mnie od obrazków zaprzeczających mojemu twierdzeniu.
Brzmi ono prosto: napisy w stylu „odłóż telefon i żyj” nie tylko nic nie dają, ale szkodzą, bo czynią z ofiar odpowiedzialnych za zdarzenie. Nagle okazuje się, że to nie kierowcy robiący wyścigi na ulicach są winni. To znaczy, owszem, są, ale nieszczęścia dałoby się uniknąć, gdyby nie ci zapatrzeni w telefony piesi. Jakby do potencjalnych morderców na drogach trzeba było się przystosować. Bo jak z nimi walczyć? To faktycznie niemożliwe.
Pomstuję na hasła wypisywane na chodnikach od lat, ale one rosną jak grzyby po deszczu. Zobaczcie sami:
Jeszcze ciekawsze jest to, jak radni czy nawet psycholodzy argumentują konieczność powstawania takich ostrzegawczych instalacji:
Badania wykonywane na całym świecie potwierdzają, że logując się do świata wirtualnego, wylogowujemy się z rzeczywistości. Uważność i ocena sytuacji drastycznie spada. Mamy uwagę przerzutną, jesteśmy tylko w jednym miejscu, nie słyszymy wiata, który jest wokół nas
– mówiła psycholog Anetta Pereświet-Sołtan, komentując wrocławską akcję „Smart Stop”.
Uzależnienie od telefonu polega na tym, że osoba korzystająca z niego szuka bodźców poprawiających humor – mogą to być zabawne zdjęcia czy filmiki – zamieszczane w mediach społecznościowych. Mózg szybko zaczyna wytwarzać więcej dopaminy, która w normalnych warunkach pojawiłaby się na skutek wysiłku, na przykład po wykonaniu ćwiczeń fizycznych. Poziom tego związku chemicznego, wywołującego uczucie szczęścia oraz euforii, wzrasta bez wysiłku, a organizm chce utrzymać ten stan jak najdłużej. Dopamina odgrywa kluczową rolę w procesie powstawania uzależnień
– czytamy na stronie Urzędu Miasta w Łęczycy.
Co ciekawe w tym przypadku zwrócono uwagę nie tylko na to, że „korzystanie z telefonu w sposób znaczny absorbuje uwagę pieszych, co grozi potrąceniem przez samochód”, ale też na problem uzależnienia od smartfonów. Faktycznie napis na chodniku to naprawdę poważna walka z fonoholizmem.
Rozumiem, że pomysłodawcy takich akcji chcą dobrze
Można się zgodzić z tym, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Tylko jeśli jedyną reakcją na walkę z pędzącymi kierowcami jest napis na chodniku, to znaczy, że władze wywieszają białą flagę.
Łatwiej zrzucić winę na rozpraszające ekrany. Nie twierdzę wcale, że przechodzący przez jezdnię czy spacerujący po chodnikach nie zerkają na telefon, ale nie jest to tak nagminne, jak niektórym się wydaje.
Spójrzcie tylko na to oświadczenie Urzędu Miasta w Łęczycy. Można odnieść wrażenie, że miasto opanowała zgraja e-narkomanów, których tak opętała gonitwa za dopaminą, że przeglądając TikToka chodzą środkiem drogi.
- Na pomysł wpadłem w zeszłym roku na wiosnę, po wprowadzeniu nowych przepisów dotyczących pierwszeństwa pieszych na przejściu. Wiedziałem, że piesi nie przestaną się zatrzymywać tylko wchodzić bezpośrednio na jezdnię, a szczególnie nikt nie pomyślał o młodzieży gapiacej się w telefon – mówił z kolei opolski społecznik Marcin Banaszkiewicz w rozmowie z serwisem 24opole.pl.
No tak, ci bezmyślni piesi bezczelnie korzystają z pierwszeństwa – a jeszcze ta młodzież! Nic, tylko siedzą z nosem w telefonach! A co z kierowcami, którzy nie zwalniają przed przejściem dla pieszych? Dlaczego nikt nie domaga się choćby progów zwalniających?
Bo to pewnie kosztuje więcej. I może zdenerwować kierowców. A tak – mamy idealnego winnego: złą technologię, która miesza w głowach. Większość się z tym zgodzi.
I cyk, ręce czyste - coś się w końcu zrobiło, prawda?
A co na ten temat mówią statystyki?
Według danych policji w 2023 r. piesi spowodowali 1007 wypadków – 4,8 proc. ogółu wypadków. Najczęstszą przyczyną wypadków z winy pieszych było:
- wejście na jezdnię bezpośrednio przed jadącym pojazdem – 516 wypadków (tj. 51,2% wszystkich wypadków spowodowanych przez pieszych),
- przekraczanie jezdni w miejscu niedozwolonym – 109 wypadków (10,8%),
- wejście na jezdnię zza pojazdu, przeszkody – 106 wypadków (10,5%),
- wejście na jezdnię przy czerwonym świetle – 98 wypadków (9,7%)
Nie mamy danych nt. tego, czy ktoś wszedł na jezdnię dlatego, że korzystał z telefonu. W raporcie podsumowującym 2023 r. znajdziemy jednak inną ważną dla sprawy statystykę. Jak się okazuje, najwięcej wypadków z winy pieszych – i niestety najwięcej ofiar śmiertelnych – spowodowali piesi w przedziale wiekowym powyżej 60 lat.