REKLAMA

Pojechałem po szafkę, wróciłem ze smart domem. Oto moja historia

Ikea prawdopodobnie nie miała pojęcia, że jeśli wyśle mi na testy cztery sprzęty, to kilka tygodni później magicznie się rozmnożą i będę miał ich w domu ponad dwadzieścia. I będę planował kolejne wycieczki, gdzie przy okazji zakupu nowej szafki kupię sobie kolejnych kilka smart domowych elementów.

Pojechałem po szafkę, wróciłem ze smart domem. Oto moja historia
REKLAMA

Gdyby przy tym komuś strasznie nie chciało się czytać długiego tekstu, to od razu odpowiem na dwa pytania:

REKLAMA

Co najbardziej spodobało mi się w smart sprzętach od Ikei? Są tanie, działają, działają bezbłędnie z Apple Dom, wybór akcesoriów jest całkiem spory, przeważnie korzystają ze standardowych akumulatorów, niektóre są bardzo atrakcyjne.

Co najmniej mi się spodobało: większość dla odmiany jest dość brzydka, żarówki ze zmienną temperaturą barwową mają wszystkie wersje temperaturowe z kategorii "bleh", niektóre sprzęty nie są kompatybilne z Apple Dom, brak wtyczki z pomiarem mocy/zużycia energii/aktywności, aż chciałoby się, żeby tych sprzętów było w ofercie więcej.

A jeśli ktoś chce przeczytać więcej, to proszę bardzo.

Co trafiło do mnie na testy z Ikei?

W sumie cztery produkty, z czego - chyba zapomniałem o tym wspomnieć w komunikacji przed testami, część już miałem.

Pierwszym elementem była bramka Dirigera - którą... miałem już kupioną wcześniej - właściwie niezbędna, żeby można było w oparciu o sprzęty z Ikei budować smart dom. Kosztuje 299 zł i to - od razu zaznaczę - będzie największy jednorazowy wydatek, jaki będziemy musieli ponieść. Dobra wiadomość, przynajmniej dla mnie - bramka umożliwia połączenie większości sprzętów z Ikei z Apple Dom (oraz Google Home i Alexą) i cały proces przebiega bajecznie prosto, chyba że mamy dużo podpiętych sprzętów - wtedy wprawdzie dalej jest prosto, ale zajmie to nam odrobinę więcej czasu.

O samej bramce wiele napisać się nie da, poza tym, że obsługuje komunikację WiFi, ZigBee i Thread, a bonusowo po niedawnej aktualizacji jest zgodny z Matter. Poza tym - podłączamy go do routera, wrzucamy do szafki, zapominamy. Dlatego zresztą nie robiłem mu nawet zdjęcia, bo ukryłem go w mojej szafkowej mini-serwerowni i strasznie musiałbym się do niego dogrzebywać.

Drugim testowym produktem był czujnik ruchu Vallhorn i... tak, też identyczny model pracował u mnie z powodzeniem już od kilku miesięcy. Skoro jednak miałem już dwa egzemplarze, to ten testowy postanowiłem sprawdzić w warunkach ekstremalnych - czyli na dworze, dodatkowo dość daleko (15-20 m) od bramki i routera, z kilkoma ścianami po drodze.

 class="wp-image-4909463"

Dobra wiadomość - Vallhorn, mimo że nie wygląda pancernie, okazał się niesamowicie odporny na warunki zewnętrzne. Dwie sztuki (tak, dokupiłem jeszcze kolejne), które zamieszkały na dworze, musiały się mierzyć chociażby z potwornymi opadami deszczu, jakie ostatnio nawiedziły moją okolicę. Efekt? Żaden. Dalej działają tak, jak działały przed załamaniem pogody. O dziwno ulewy wytrzymała nawet dwustronna taśma klejąca dołączana do zestawu, mimo że przykleiłem ją na zdecydowanie nieoczyszczony płot i bramkę.

Do czego przydał mi się czujnik ruchu Vallhorn?

Na zewnątrz - do dość prostej automatyzacji w Apple Dom. Mianowicie, kiedy wykryty zostanie ruch przy furtce albo bramce, zapalone zostanie zewnętrzne oświetlenie dla danej strefy i podejście do domu. To tyle - proste, ale przydatne i naprawdę skuteczne.

Czujnik w domu zamontowany został natomiast w korytarzu przy sypialni i "żyje" wyłącznie w nocy - jeśli wszystkie światła są zgaszone i zostanie wykryty ruch, zapala delikatnie światła na schodach i w korytarzu prowadzącym do łazienki. Jeśli natomiast światła w korytarzu zapalone są na dokładnie taki poziom jasności, jaki aktywuje czujnik i zostanie wykryty ruch, światła na dole i na schodach są automatycznie gaszone.

 class="wp-image-4909457"

Tak, taki układ automatyzacji potrafi czasem płatać figle, ale to akurat nie wina czujnika. Sam czujnik działa absolutnie bezbłędnie i bezbłędnie komunikuje się z moim Domem w wydaniu Apple. Oczywiście do pewnego stopnia sceny można też tworzyć w aplikacji Ikei, ale przyznaję, że mam za dużo "innych" sprzętów, żeby dać się zamknąć w akurat tej aplikacji.

Ze złych wieści - ten czujnik jest po prostu brzydki. Ale za 40 zł może taki być, biorąc pod uwagę wszystko to, co oferuje i to, jak działa.

Drugim czujnikiem był Parasoll.

 class="wp-image-4909460"

I wbrew pozorom nie jest to czujnik zalania, a czujnik otwarcia drzwi albo okien. Napisać mogę o nim głównie tyle, że kosztuje 40 zł i... działa, do tego z jakiegoś powodu bardziej leży mi wizualnie niż czujnik ruchu. Oraz, tak, oczywiście, również dodałem go do Apple Dom i również nie jestem w stanie znaleźć jakichkolwiek problemów z jego funkcjonowaniem w takim układzie. Podobnie jest z instalacją - przyklejamy, zapominamy, działa, wszystko trzyma się od długich tygodni nawet w łazience z bardzo wysokim poziomem wilgotności.

Do czego przydał mi się czujnik otwarcia drzwi i okien Parasoll?

Pierwszy, ten testowy, automatyzuje działanie światła w łazience, wykorzystując dość prostą zasadę - jeśli światło w łazience jest zgaszone, a drzwi zostaną otwarte - światło się zapala. Jeśli jest zapalone - przy otwarciu gaśnie. Próbowałem to połączyć w jakiś sposób z czujnikiem ruchu, ale miał na to trochę za małą rozdzielczość czasową, więc zostałem przy tym rozwiązaniu - działa bardzo przyjemnie.

Drugi, dokupiony później czujnik, zainstalowany został przy drzwiach wejściowych, których otwarcie po zmroku powoduje zapalenie się oświetlenia na ogrodzie w okolicach domu. Teoretycznie wcześniej odpowiadał za to czujnik ruchu kamery, ale uznawał, że ruch drzwi to nie drzwi - a moje drzwi otwierają się tak, że zasłaniają wychodzących ludzi - i wychodziło się w ciemność.

Teraz jest jak trzeba i kosztowało to 40 zł - mi pasuje.

Trzeci do domu dołączył Badring.

I to jest faktycznie czujnik zalania, kosztujący - nie zgadniecie - 40 zł. O tym, że działa bezbłędnie mogą was zapewnić wszyscy moi domownicy i goście, którzy - podpięci do mojego Apple Domu - zadzwonili do mnie natychmiast po moich testach działania tego czujnika, informując o tym, że zalało moją kuchnię i skąd w ogóle wzięło się to powiadomienie. W skrócie: działa.

Dodatkowo czujnik ma własną diodę, migającą przy zalaniu - której pewnie nie zobaczycie, bo i jak - oraz mini syrenę alarmową. Mini, bo niestety jej głos jest mało donośny i obawiam się, że po wrzuceniu czujnika pod zmywarkę w zabudowie i założenie kompletnej zabudowy, nie będzie tego po prostu słychać. Powiadomienie na telefonie powinno jednak zrobić robotę, a czujnik jest dodatkowo na tyle czuły, że dowiem się o wycieku odpowiednio wcześnie. Przy okazji - nie miałem ani jednego fałszywego alarmu. Mam też nadzieję, że prawidłowego alarmu również nie dostanę.

Do czego przydał mi się czujnik zalania Badring?

Mam nadzieję, że nigdy nie przyda mi się do absolutnie niczego.

I co, to koniec?

 class="wp-image-4909466"

Nie, bo sprzęty z Ikei są za tanie i zbyt łatwo się je kupuje, w związku z czym w moim domu zagościło ostatecznie w sumie... 17 żarówek, 5 czujników i 2 piloty. Czujniki już przerobiliśmy, więc zajmijmy się pierwszą i ostatnią pozycją.

Jeśli chodzi o żarówki - kusi głównie to, że nie kosztują fortuny i można je dostać we właściwie każdej niezbędnej, podstawowej formie. Ma być bardzo jasno? Będzie. Ma być ładna żarówka? Też będzie. Ma być proste włącz-wyłącz? Jest. Ma być z regulacją temperatury barwowej? Też będzie. Duże gniazda, małe gniazda, dziwne gniazda - wszystko jest. Nawciskałem więc żarówek z Ikei właściwie wszędzie tam, gdzie się dało, zaczynając od lamp wiszących pojedynczych, podwójnych i potrójnych, przez różne karnisze, aż po lampy i lampki stojące.

Na jasność zdecydowanie nie narzekam, tak samo jak na to, że nie ma opcji żarówek z różnymi kolorami światła. Jest tylko w najlepszym przypadku regulacja barwy (poza, oczywiście, przyciemnianiem) i jedyne, do czego mogę się przyczepić, to że przy trzech opcjach poziomu temperatury barwowej... żadna jakoś specjalnie mi się nie podoba. Aczkolwiek, patrząc na cenę - przyzwyczaiłem się.

Jednocześnie doceniłem też w końcu smart żarówki - za to, że na podstawie ich poziomu rozświetlenia można tworzyć kolejne sceny, zamiast wykorzystywać do tego do tej pory używany przeze mnie parametr "włączona/wyłączona". Tak, to wbrew pozorom potrafi naprawdę sporo zmienić.

Trochę natomiast zgrzyt mam z pilotami do sterowania światłem, tj. tymi o:

 class="wp-image-4909451"

Po pierwsze - piękne to one nie są. Po drugie - niestety nie są w stanie porozumieć się z Apple Dom, więc ich potencjał możemy wykorzystać wyłącznie wtedy, kiedy skonfigurujemy je przez aplikację Ikei. W żaden sposób z niczym to nie koliduje, może poza faktem, że dałoby się w innym układzie zautomatyzować trochę więcej czynności. Z drugiej strony - Ikea za 30 zł sprzedaje wielofunkcyjny przycisk (Somrig), który już z Apple Dom jest się w stanie porozumieć, więc z tą niedogodnością jestem również w stanie żyć. Podobnie jak z absolutnie dziwacznym sposobem parowania żarówek z systemem.

Przez cały okres testów miałem tylko jeden problem z czymkolwiek.

W skrócie - po braku prądu w całym domu przez kilka dobrych godzin, część sprzętów trochę oszalała - w szczególności żarówki w łazience (z jakiegoś nieznanego mi powodu) i czujnik ruchu. Po kilku cyklach włączenia/wyłączenia wszystko jednak wróciło do normy.

Przy okazji - brak internetu nie jest problemem, o ile oczywiście jesteśmy w domu. Sprzęty podpięte do bramki cały czas działają.

Smart dom z Ikei - czy warto?

 class="wp-image-4909454"

Biorąc pod uwagę cenę i dobrze działającą opcję integracji z innymi systemami - tak, bez dwóch zdań. Najchętniej napisałbym nawet, że te testy były strasznie nudne, bo akcesoria zostały zainstalowane, skonfigurowane i... po prostu działają jak trzeba. To tyle - i pewnie tyle chcieliście głównie wiedzieć.

REKLAMA

Oczywiście można próbować kupić czujniki czy żarówki taniej, ale przyznaję - jeśli chodzi o tanio i dobrze, to więcej zaufania będę miał do sprzętu z napisem "Ikea" niż do większości alternatywnych opcji. Tutaj po prostu wszystko działa, jest tanie i można to kupić przy okazji weekendowego wypadu po nową kanapę, dywan czy łóżko.

Jednocześnie nikt nie broni nam zacząć od sprzętów Ikei i bramki Ikei, bez wychodzenia "na zewnątrz". Podejrzewam jednak, że w pewnym momencie - choć jest tutaj sporo opcji automatyzacji - dotrzemy prawdopodobnie do ściany, i może się okazać, że potrzebny będzie nam jakiś "większy" system. Ale to też nie powinno być problemów, biorąc pod uwagę zarówno standard komunikacji sprzętów z Ikei (Zigbee), jak i standard komunikacji samej bramki (Matter + wszystkie istotne platformy).

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA