REKLAMA

Kradną baterie z elektrycznych rowerów miejskich. Złodzieje stworzyli błędne koło

Załatwię ją szybciej i znacznie taniej niż w internecie – mówi mężczyzna widząc, że w miejskim rowerze elektrycznym nie ma zamontowanej baterii. Jego handlowa działalność wbija kij w szprychy dobrze zaplanowanego systemu. Magazynem są ulice Paryża, a półkami – rowery innych mieszkańców.

paryz rowery
REKLAMA

Paryżem rządzą rowery. Czerwone światło obwiązuje w zasadzie tylko kierowców. Dla pieszych bywa pewną sugestią, raczej rzadko braną pod uwagę, ale jednak czasami ktoś się zatrzyma. Wśród rowerzystów sygnalizacja świetlna pełni już funkcję wyłącznie dekoracyjną, o ile założymy, że w ogóle zdarza im się jeszcze ją zauważyć. Pędzący na rowerach – widać to po ich twarzach – są wściekli, że przechodzi się na pasach mając zielone i nie respektuje ich dyktatury.

REKLAMA

Jako pieszy byłem przerażony, bo przecież Paryż zamienił jedną chorobę (auta) na drugą (rowery). Może i są nieco cichsze, ale co z tego, jeśli przechodząc czułem się jak w Polsce kilka lat temu: jak łatwy cel. Mój wewnętrzny rowerzysta jednak trochę się z tego wszystkiego cieszył, biorąc całą sytuację za odwet na samochodowym ruchu, który teraz skulił głowę i potulnie patrzy na mogących wszystko rowerzystów. Teraz, kurczę, my.

Paryska rowerowa rewolucja przyniosła również coś, co może budzić mniejsze kontrowersje. Przynajmniej w teorii, bo w praktyce wyszło, jak wyszło. Zamysł był jednak świetny: mieszkańcy mogą wypożyczyć elektryczny rower miejski na dłuższy czas, od 6 do 9 miesięcy. Przez ten okres pojazd jest tylko ich i mogą go traktować jak własny. Rzecz jasna nie za darmo: miesięczna opłata wynosi 20 euro. Czyli w sumie niewiele.

Do tego można dołożyć ubezpieczenie. Podstawowy pakiet wynosi 13,90 euro miesięcznie, ale nie obejmuje baterii. Ochronę znajdziemy w ofercie za 19,90 euro. Choć ochrona to może za duże słowo. Zakup ubezpieczenia w tym wariancie oznacza, że w przypadku kradzieży akumulatora trzeba zwrócić miastu „tylko” 200 euro, a nie 450 euro.  Tyle samo kosztować może też utrata całego roweru.

Dlaczego jednak ktoś miałby chcieć kraść baterie z roweru miejskiego, które pasują wyłącznie do pojazdów z tego systemu?

Pytanie wydaje się zasadne, ale odpowiedź jest w sumie logiczna: właśnie ze względu na konieczność zwrotu kosztów popyt na akumulatory rośnie.

Nie da się ich kupić „normalnie” w sklepie, bo produkowane są na potrzeby miejskiego systemu. Ich utrata oznacza konieczność uiszczenia słonej opłaty – wyższej w przypadku braku ubezpieczenia. I tak wpada się w paryskie błędne koło.

- Potrzebujesz baterii? Załatwię za 20 euro. Za 20 min będziesz miał – mówi „sprzedawca” na widok właściciela roweru bez zamontowanego akumulatora. Cena jest wyjątkowo atrakcyjna, bo w internecie oferty wahają się od 50 do nawet 150 euro. Na pytanie, jak to możliwe, że bateria dostarczona zostanie tak szybko, facet odpowiada z rozbrajającą szczerością:

Rozejrzyj się. Przecież są dookoła.

Mojej znajomej baterię ukradli z roweru zaparkowanego pod domem. Była to faktycznie fachowa robota. Zamek służący do wyjmowania akumulatora pozostał nietknięty, podobnie jak cały mechanizm. Nienaruszony czekał na włożenie „nowej”.

To nie tak, że z procederem się nie walczy. Leboncoin.fr, czyli francuski odpowiednik OLX czy Allegro Lokalnie, blokuje słowo „veligo” – nazwę systemu rowerów miejskich. Ale już Facebook Marketplace pełen jest ofert na baterie. Nawet jednak gdyby ban na kluczowe słowo i tam się pojawił, to sprzedawcy pocztą pantoflową zapewne znaleźliby sposób na rozsyłanie ofert. Albo rowerzystom zostałoby kręcenie się wokół dworca z rowerem bez baterii, by odpowiedni „handlowcy” mogli znaleźć chętnych kupców.  

Rozwiązaniem mogłoby być obniżenie cen kary za zgubienie baterii, ale pewnie miejskiemu operatorowi zależy nie tylko na zysku, ale też na tym, by jednak właściciele wynajmowanego sprzętu o niego dbali. Gdyby nagle bateria stałaby się bezwartościowa, lądowałaby w rzece albo na śmietniku. Trudna sytuacja, na której najbardziej korzystają złodzieje.

Mieszkańcy siłą rzeczy się dostosowują

Wystarczy pamiętać, aby zabierać baterię ze sobą. Jeszcze inny pomysł mają prywatne firmy wypożyczające rowery na minuty. Akumulator w pojazdach firmy Lime zamknięty jest w potężnej obudowie. Wygląda to mało estetycznie i pewnie wpływa na ciężar roweru, ale działa:

REKLAMA

I chociaż system ma wady, to trochę z zazdrością patrzyłem na wynajmowane rowery elektryczne na dłuższy czas. U nas nawet na minuty to wciąż nowy koncept i nie wszędzie dostępny.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA