Recenzja Xiaomi Redmi Buds 5. Technologia jednak bywa niesamowita
Pamiętacie, co robiliście rok temu? Ja pamiętam - cieszyłem się, że za ok. 350 zł można mieć naprawdę przyzwoite słuchawki. Ach, jakim człowiekiem małej wiary byłem. Dziś Redmi Buds 5 pokazuje, że zaskakującej jakości można oczekiwać za dużo mniejszą cenę.
Jak dużo może zmienić się w ciągu roku? Obserwując rzeczywistość, odpowiemy, że niestety sporo (niestety, bo trudno powiedzieć, by szło ku lepszemu). Zawężając jednak ocenę tylko do świata technologii, wówczas oddźwięk będzie raczej przeciwny. W końcu żyjemy w czasach rozczarowania gadżetami: narzekamy na pozorne zmiany, kosmetyczne usprawnienia, udawany postęp. Mamy wrażenie, że wszystko już było, kręcimy się w kółko, nic nas nie zaskoczy.
No dobra, już wiem, jak to będzie wyglądało. Przekonywanie, że technologia jest niesamowita, bo słuchawki za 150 zł grają imponująco, brzmi jak gadanie niepoprawnego marzyciela. A i tak to określenie pojawiłoby się w wersji optymistycznej, kiedy ktoś chciałby silić się na eufemizmy. Jednak nic nie poradzę, bo po prawie trzech tygodniach z Xiaomi Redmi Buds 5 tak właśnie myślę. Po każdym spacerze, kiedy chowałem słuchawki do etui, przypominałem sobie o słowach Piotra Baryckiego i byłem pod wrażeniem, jak wiele się zmieniło.
Niemal równo rok temu mój redakcyjny kolega, oceniając Huawei FreeBuds 5i, tak pisał o rynku bezprzewodowych słuchawek:
W przedziale 350-500 zł mamy coraz więcej naprawdę dobrych słuchawek - i nawet jeśli sięgniemy po coś z dolnej granicy tego przedziału, zdecydowanie nie będziemy żałować.
Po 12 miesiącach – a więc okresie dosyć krótkim – schodzimy już do granicy 149 zł
Właśnie tyle kosztują Redmi Buds 5, które grają naprawdę świetnie. I to nie przy zastrzeżeniu „jak na tę cenę”. Gdyby doszło do tego, że musiałbym korzystać wyłącznie z Xiaomi Redmi Buds 5 przez dłuższy okres, myślę, że nie narzekałbym na swoje położenie. Tak, właśnie dlatego będę upierał się, że technologia bywa niesamowita.
Moje zachwyty dotyczą przede wszystkim trybu, kiedy jesteśmy odizolowani od otoczenia, a dźwięki są wyciszane. W trybie kontaktu słuchawki nadal grają żywo, żwawo i pewnie, ale to przy redukcji szumów uwypuklają wszelkie detale utworów. Tak, detale, bo te małe słuchawki potrafią wydobyć wiele.
Na koncertowej płycie Zbigniewa Wodeckiego i Mitch & Mitch „1976: A Space Odyssey” jest utwór „Dziewczyna z konwaliami”. Wykonanie na żywo wzbogaciło tę piosenkę o fragmenty, kiedy członkowie orkiestry przez chwilę grają na przeróżnych instrumentach, których nazwy nikt po akademii muzycznej nie odgadnie (jest tam np. coś, co wydaje dźwięki muczącej krowy). W uroczej balladzie dzieje się naprawdę dużo. Jest sporo głosów, wstawek, śmiechów, oklasków publiczności, zmian tempa. I w tym wymagającym miksie Redmi Buds 5 pokazały mi swój potencjał. Idąc chodnikiem, miałem wrażenie, że jestem na sali koncertowej. Słyszałem, że niektórzy muzycy grali z dalszej części sceny, inni z bliższej, że ktoś tylko wspierał wokal, ktoś uderzał mocniej, ktoś ciszej i tak dalej, i tak dalej. Najlepszym słowem podsumowującym te doznania jest: głębia.
Albo ten dźwięk fortepianu w „And No More Shall We Part” Nicka Cave’a & The Bad Seeds. Dokładnie słychać, jak się rozchodzi, jak drży. Celowo zestawiam te dwie piosenki, bo moim zdaniem świetnie pokazują uniwersalność Redmi Buds 5 i umiejętność radzenia sobie w różnych warunkach. Bardzo dobrze oddają brzmienie sali koncertowej, jak i intymną atmosferę studia. Dosłownie czuje się, że jeden utwór grany był w niemałej przestrzeni z publicznością, gdzie dźwięk mógł latać i odbijać się, natomiast drugi w zupełnie innym otoczeniu, gdzie zachowywał się inaczej. Zastanawiałem się, jak to możliwe, skoro te słuchawki są tak małe! A jednak mimo niewielkiego rozmiaru w środku kryją się zaskakująco potężne bebechy.
Podoba mi się ogólne ciepło w brzmieniu Redmi Buds 5
Bas jest przyjemnie analogowy, soczysty, nienachalny, ale dodający charakterystyczne wspomniane wcześniej drżenie. Przeważnie słuchałem utworów na Tidalu i Bandcampie, a więc cieszyłem się wysoką jakością. Po przejściu na YouTube Music też byłem jednak w stanie odszukać mnóstwo pozytywnych wrażeń – np. w jednym nieoficjalnym utworze Morrisseya przepięknie słychać kontrabas i jego charakterystyczne ciepło. Zakładając Redmi Buds 5, łatwo usłyszeć, co gra, skąd i jak. Nie jesteśmy zagłuszani falą jednostajnego dźwięku.
W trybie kontaktu te wrażenia siłą rzeczy są mniejsze, bo dochodzi do nas więcej dźwięków otoczenia. Nie odtwarzając muzyki, ale będąc w sklepie z włączonym trybem kontaktu, bezproblemowo słyszałem to, co mówią ekspedientki. Jeżeli chodzi zaś o redukcję szumów, to w dość głośnym tramwaju odgłosy były całkiem skutecznie marginalizowane. Słyszałem toczącą się obok rozmowę, ale nie na tyle, abym mógł ją podsłuchać i powtórzyć. Redukcja szumów (do wyboru jest redukcja niska, zrównoważona i głęboka) nie odcina nas całkowicie od otoczenia. Siedząc przy klawiaturze, dalej będziecie słyszeć naprawdę delikatny stukot, ale wyciszenie jest optymalne – na tyle, by bardziej się skupić. Czy to w domu, czy w komunikacji miejskiej lub zatłoczonej galerii handlowej.
Ewentualnych niedociągnięć doszukać możemy się w wykonaniu Redmi Buds 5. Same słuchawki i etui prezentują się nieźle, tym bardziej że do testów otrzymałem przyjemny dla oka jasny fiolet. Bawiąc się słuchawką w rękach, poczujemy plastik i to z gatunku tych tańszych. Widać to zresztą po etui, które przez dłuższe czas trzymane było w kieszeni (wraz z kluczami czy telefonem) i drobne ryski szybko się pojawiły.
Kiedy jednak słuchawki trafią do uszu, to poczujemy... w zasadzie niewiele, bo Redmi Buds 5 są lekkie. Dobrze trzymają się środka i podczas spacerów łatwo zapomnieć, że mamy je na sobie. W trakcie pracy tego efektu wprawdzie nie odczułem, być może dlatego, że wówczas nie zatracałem się w muzyce. Ale to też nie oznacza, że słuchawki jakoś ciążą – po prostu są odczuwalne.
2 z 10 przypadków korzystania z dotykowego sterowania kończyło się pewnym niepowodzeniem – nie zawsze słuchawka od razu załapywała, że chcę zmienić utwór. Nie było to uciążliwe i nagminne, ale zdarzało się, że występowały między nami małe nieporozumienia. Z drugiej strony nie będę też ukrywał, że wolę bardziej konkretne dotykowe panele, jak np. w tych słuchawkach Sony, więc również z tego powodu mogło występować pewne niedopasowanie.
Xiaomi deklaruje, że słuchawki pozwalają na 10 godzin słuchania, a dzięki etui z funkcją ładowania – do 40 godzin
Nie mierzyłem tego dokładnie, ale faktycznie dość późno podłączyłem pudełeczko do ładowarki, a korzystałem ze słuchawek codziennie przez ok. godzinę, czasami więcej. Z ręką w zegarku nie sprawdzałem, ale bateria bez wątpienia pozwala na długie odtwarzanie.
Będąc pod wrażeniem Xiaomi Redmi Buds 5 i mając w pamięci tekst Piotra Baryckiego sprzed roku, ciągle zadawałem sobie pytanie: co przyniosą kolejne miesiące? Już teraz za 149 zł otrzymujemy słuchawki zapewniające naprawdę głębokie, pełne szczegółów brzmienie. Świetnie przekazujące nagrania zarówno na żywo, jak i w studiu. Co dalej? Oczywiście Redmi Buds 5 wskazują możliwości rozwoju. Można popracować nad wyciszeniem otoczenia, żeby znacznie bardziej odcinały, ale nawet już teraz możemy zapewnić sobie spokojną podróż zatłoczonym tramwajem. Jestem zaintrygowany, ale i spokojny, bo w tym momencie możecie za niewielkie pieniądze dostać słuchawki, przy których nie będziecie czuli potrzeby, by prędko się ich pozbyć. Technologia bywa fajna, czyż nie?