Nauka gitary z grą wideo. Rocksmith+, lekcja ostatnia: po owocach ich poznacie
Prawie 3-miesięczny eksperyment dobiega końca. Z osoby, która na gitarze nie potrafiła zagrać niczego, zamieniłem się w amatora grającego COŚ. Właśnie to COŚ - owoc kwartału lekcji, prób i błędów z grą Rocksmith+ - można poddać teraz ocenie.
Jak pisałem miesiąc temu, miałem kompletnie nierealistyczne podejście do gry na gitarze. Zniekształcone przez takie serie jak Guitar Hero, ze swoimi plastikowymi akcesoriami imitującymi prawdziwe instrumenty. Nim sięgnąłem po Rocksmith+, nie miałem pojęcia o istnieniu akordów, o działaniu progów, o rodzajach bicia strun. Gra Ubisoftu otworzyła mi oczy, ale jednocześnie uświadomiła, że nauka gry na gitarze nie będzie ani odrobinę tak łatwa i szybka jak w swojej naiwności przypuszczałem.
Czegoś się jednak nauczyłem. Posłuchajcie, ale proszę, nie oczekujcie przesadnie wiele.
Nie mogę napisać, że potrafię grać na gitarze. Na pewno nie. Im więcej dowiadywałem się o tym instrumencie, im więcej paneli w Rocksmith+ oglądałem i im głębiej wchodziłem w temat, tym mocniej dostrzegałem, że zaledwie ślizgam się po powierzchni zagadnienia. Ta perspektywa nie działa na mnie jednak odstraszająco. Przeciwnie! Gra wideo pokazuje mi jak na dłoni, że każdy wieczór z nią i z gitarą na kolanach to kolejny – chociaż czasem minimalny – progres. Świetnie pokazują to dane gromadzone w tle, przetwarzane na wykresy postępów.
Jak wygląda taki postęp w praktyce? Kiedy próbuję zagrać Creepa, po kilkunastu tygodniach wieczornego i nocnego szarpania za struny, wychodzi mi coś takiego:
Jeśli gracie na gitarze - albo po prostu macie uszy i względnie działający zmysł słuchu - to dobrze wiecie, że powyższe wykonanie jest baaardzo dalekie od ideału. Od tempa, przez technikę, kończąc na niuansach, do poprawy jest masa, absolutnie masa rzeczy. Zdaję sobie z tego sprawę, ale WŁAŚNIE O TO CHODZI. Rocksmith+ pozwolił mi oszacować zyskane umiejętności, realistycznie ulokować je na osi aspiracji i pokazał, co powinienem poprawić w pierwszej kolejności.
Mówi się, że po owocach ich poznacie. Jednak w moim przypadku, gdyby nie Rocksmith+, tych owoców nie byłoby wcale. Ta powyższa próba to efekt odkrywania podstaw w grze wideo, dzięki którym byłem w stanie poszarpać za struny razem z doświadczonym gitarowo kolegą, który pierwszy raz w życiu mógł ze mną porozmawiać na muzyczne tematy. Kompletnie nowa perspektywa, ale nie będę ukrywał: takie wspólne granie na chillu to bardzo przyjemne doświadczenie. No i świetna okazja, żeby nauczyć się jeszcze więcej.
Myślę, że po trzech miesiącach mogę już odpowiedzieć na pytanie: czy Rocksmith+ może nauczyć grać na gitarze?
Odpowiedź nie jest jednak prosta. Ani krótka. Zacznę od tego, że tytuł Ubisoftu gra w zupełnie innej lidze niż Guitar Hero i pozostałe produkcje muzyczne. To kompletnie inny świat. Rocksmitha+ w zasadzie trudno nazwać grą wideo. To gigantyczny zbiór lekcji, materiałów szkoleniowych, interaktywnych kursów i muzyki. Z podziałem na poziomy trudności, aktywną społecznością publikującą własne układy oraz analizą postępów w czasie rzeczywistym, motywującą do dalszego doskonalenia. To muzyczne centrum wiedzy i rozrywki, wychodzące poza typowe postrzeganie gier, z ogromnym walorem edukacyjnym.
Nie mam wątpliwości: Rocksmith+ potrafi wprowadzić do gry na gitarze lepiej niż jakakolwiek mainstreamowa gra. Jednak, mimo gigantycznej bazy wiedzy, lekcji oraz utworów, to wciąż interaktywny program. Doskonale rozpoznający błędy tonalne, potknięcia w tempie i niedoskonałe chwyty, ale jednak bez emocjonalnej perspektywy drugiego człowieka. Bez białkowego nauczyciela, który przerwie ci w trakcie gry, wyrwie gitarę z rąk i pokaże coś przydatnego.
Jednak jako baza, jako punkt wyjścia, Rocksmith+ okazał się świetnym rozwiązaniem. Najpierw uczę się nowego akordu w grze, a kilka dni później pokazuję go znajomemu grającemu w zespole. Ten dodaje coś od siebie, modyfikuje mój układ palców i ulepsza to, czego nauczyłem się wcześniej. Synergia między grą wideo oraz światem prawdziwej muzyki potęguje mój postęp. Takie połączenie metodyki i doświadczenia niezwykle procentuje.
Rocksmith+ potrafi jednak to, czego nie zaoferuje nauczyciel: lekcję o 1 w nocy, na ukochanych utworach, w piżamie.
Mimo przedpremierowego dostępu do Marauders i bety World of Warcraft Dragonflight, to Rocksmith+ jest tytułem na PC, z którym spędziłem w ostatnim miesiącu najwięcej czasu. Po prostu kocham usiąść w pustym salonie, gdy reszta domowników śpi, podłączyć gitarę do PC, założyć słuchawki i wziąć na tapet nową lekcję albo zwiększyć poziom trudności ulubionego kawałka, wyrabiając w ten sposób pamięć mięśniową. Ze względu na masę zawartości zawsze jest tutaj coś do zrobienia. Jak nie nauka nowego akordu, to seria wykładów o biciu strun.
W tym miejscu warto zwrócić uwagę na kontrowersyjny element gry Rocksmith+, jakim jest abonament. Co do zasady nie przepadam za tytułami w takim modelu dystrybucji. Wolę wydać więcej, ale posiadać tytuł po wsze czasy. Tymczasem Rocksmitha+ pobierzemy za darmo, lecz do jego działania jest niezbędna subskrypcja. Z jednej strony to minus, z drugiej przez te trzy miesiące wciąż zapłaciłem mniej niż gdybym płacił za pełną produkcję. Tymczasem R+ jest stale aktualizowany o nowe utwory, wykłady i lekcje, bez dodatkowych kosztów. Jeśli ktoś chce spróbować sił z gitarą, ale nie jest pewien czy mu się spodoba, miesiąc abonamentu to korzystna finansowo opcja. Sam pozostaję jednak tradycjonalistą.
Warto zauważyć: z okazji Black Friday abonament na Rocksmith+ jest tańszy o 20%.
Wiecie, żałuję, że lata temu sięgnąłem po Guitar Hero, nie Rocksmitha
Jeszcze niedawno nie potrafiłem grać niczego, teraz mogę zagrać cokolwiek. Nierówno i z wieloma błędami, ale to nie szkodzi. Mam z gitarami wielką frajdę, relaksuję się i bardzo miło spędzam czas. Nawet palce już tak nie bolą, jak podczas pierwszych tygodni ze strunami. Powstające stwardnienia na opuszkach idealnie idą w parzę ze stwardnieniami pod palcami, od machania żelastwem na siłowni. Człowiek-kamień.
Dlaczego napisałem gitarach? Otóż muszę się przyznać, że zajawka na szarpanie za struny weszła na całego, a obok elektrycznego juniora pojawił się w moim mieszkaniu również akustyk. Co prawda wypożyczony, ale bardzo chciałem sprawdzić, jak różnią się od siebie te dwa instrumenty. Oba - jak i inne rodzaje gitar - obsługuje Rocksmith+, także tutaj problemów nie było żadnych. Zresztą, to właśnie akustyka słyszycie na zarejestrowanym telefonem nagraniu.
Gdybym miał prosto podsumować trzymiesięczną przygodę, zacząłbym nieco gorzko: żałuję, że lata temu sięgnąłem po Guitar Hero, nie Rocksmitha. Inne serie może pozwalają się poczuć jak gwiazda rocka, ale to złudne uczucie. Dopiero tytuł Ubisoftu pokazał mi, jak taki rock grać naprawdę. Ile potrzeba wiedzy, wysiłku i doświadczenia. Rocksmith+ kompletnie zmienia perspektywę. Stanowi świetny punkt wyjścia do przygody z instrumentem i doskonałe źródło wiedzy. Gra nie zastąpi człowieka, za to buduje solidne fundamenty, z którymi sami chętnie później wyjdziecie w muzyczny świat.
Nie żałuję, że podjąłem się tego wyzwania. Przeciwnie: szkoda, że zrobiłem to tak późno. No i nie będę ukrywał: jest dzika frajda, kiedy mogę pochwalić się żonie, że nauczyłem się czegoś nowego. Nawet, jeśli to wyłącznie refren znanej ogniskowej piosenki.