REKLAMA

Konkurencja rozjeżdża AirPods Pro 2 jakością audio. Ale może to Apple ma rację?

Nieco ponad rok temu Qualcomm pokazał światu nowy standard transmisji audio przez Bluetooth. Dopiero teraz jednak ukazują się pierwsze smartfony i pierwsze słuchawki obsługujące standard aptX Lossless. Audio najwyższej klasy właśnie trafia pod strzechy, a Apple dalej w polu. Ale czy na pewno?

Konkurencja rozjeżdża AirPods Pro 2 jakością audio. Ale może to Apple ma rację?
REKLAMA

Na początek małe przypomnienie odnośnie bałaganu, jaki panuje dziś w kodekach Bluetooth. Najpowszechniej spotykanym kodekiem transmisji audio jest 16-bitowy kodek SBC o częstotliwości próbkowania do 48 kHz i przepustowości 328 kbps. Jako że większość plików audio w aplikacjach pokroju YouTube czy Spotify jest kodowana w maksymalnie 320/384 kbps, kodek SBC wystarczy znakomitej większości użytkowników (choć ma on też największe opóźnienie, więc audio i wideo w filmach mogą się „rozjeżdżać”).

REKLAMA

Znakomita większość urządzeń audio operuje także w oparciu o kodeki z linii aptX, należące od 2015 r. do fimy Qualcomm. Kodeki aptX i aptX Low Latency są 16-bitowe, próbkują z częstotliwością do 48 kHz i przepustowością do 384 kb/s (aptX) lub 352 kb/s (aptX LL). Mamy też dwa 24-bitowe kodeki wysokiej jakości: aptX HD (48 kHz, 576 kb/s) oraz aptX Adaptive (do 96 kHz, 279 – 420 kb/s).

W sprzętach marki Apple znajdziemy z kolei 24-bitowy kodek AAC, o częstotliwości próbkowania 44,1 kHz i przepustowości 320 kbps. Jako że Apple stosuje w nim bardzo efektywną kompresję, transmitowany przezeń dźwięk jest wyższej jakości niż sugeruje specyfikacja, lecz nadal bardzo daleko mu do transmisji wysokiej jakości.

Tę zaś oferują dwa kodeki: LDAC oraz LHDC. Mają one przepustowość do 990 kb/s, co oznacza, że są w stanie przetransmitować 2-3 krotnie więcej danych od pozostałych kodeków. I mimo tego, że de facto każdy kodek na rynku oferuje dziś rozdzielczość i próbkowanie na poziomie płyt CD (które są uznawane za punkt odniesienia), tak to właśnie LDAC/LHDC jako jedyne są w stanie przetransmitować dźwięk w niemal bezstratnej jakości.

Jeśli więc słuchamy muzyki z Apple Music, zakodowanej w formacie Lossless 1411 kb/s, to tylko smartfony z Androidem i wyżej wymienionymi kodekami są w stanie je odtworzyć z jakością bliską zamierzonej. Niestety, jako że LDAC jest własnością Sony a LHDC własnością HWA/Savitech, nie każdy może się cieszyć taką jakością. O ile bowiem kodeki te są udostępnione producentom urządzeń z Androidem w ramach wspólnej inicjatywy, tak już za dekodowanie z poziomu słuchawek czy głośników trzeba uiścić dodatkową opłatę u właściciela licencji. A jako że znakomita większość bezprzewodowego sprzętu audio stosuje dekodery od Qualcomma, to nie decyduje się na dodatkową opłatę, którą trzeba by potem przenieść na klientów.

I wtedy na scenę wchodzi Qualcomm aptX Lossless. Cały na czerwono.

Kodek Qualcomm aptX Lossless jest częścią inicjatywy Snapdragon Sound. Niestety do skorzystania z niej potrzeba nowego sprzętu, z nowymi procesorami i modułami Bluetooth, ale pierwsze takie sprzęty już zaczynają się pojawiać na rynku. Pilotażowo projekt został uruchomiony na Xiaomi Mi11 Pro i Mi11 Ultra, a w tym roku, w pełnym wymiarze, trafił np. do Asusa Zenfone 9.

Qualcomm aptX Lossless wprowadzi bezstratne audio pod strzechy. class="wp-image-1844080"
Qualcomm aptX Lossless wprowadzi bezstratne audio pod strzechy.

Kodek Qualcomma oferuje 16-bitową, bezstratną jakość przy 44,1 kHz lub stratną przy 96 kHz. Do tego producentowi udało się nieco przebić dotychczasową barierę przepustowości – dzięki zastosowaniu technologii Qualcomm Bluetooth High Speed Link kompatybilne ze sobą urządzenia mogą przesyłać dźwięk z przepustowością powyżej 1 Mb/s, zaś algorytmy kompresji zostały tak opracowane, by nawet przy tym ograniczeniu przepustowości różnica dźwięku była nie do odróżnienia względem materiału źródłowego.

Teraz aptX Lossless zaczął trafiać nie tylko do pierwszych smartfonów, ale też do pierwszych słuchawek i bez wątpienia w ciągu najbliższych miesięcy będzie ich więcej. Według wrażeń pierwszych testerów, nowy kodek zapewnia „delikatną, acz odczuwalną różnicę” między kodekiem aptX HD. Słychać wyraźnie mniej agresywną kompresję i większą szczegółowość brzmienia. A jako że osprzęt Qualcomma jest dostępny w ogromnej liczbie sprzętów audio, można się spodziewać, że ten standard szybko się upowszechni, zajmując miejsce obok LDAC i LHDC.

Apple dalej w polu… a może właśnie na dobrej drodze?

Niesamowite w tym wszystkim jest to, jak bardzo Apple osiadł na laurach w kwestii rozwoju transmisji bezprzewodowej. A może raczej – w jak bardzo odmiennym kierunku podąża. I o ile rok temu ganiłem Giganta z Cupertino za to, że nawet przeraźliwie drogie AirPods Max nie oferują prawdziwie bezstratnej transmisji audio, tak dziś zaczynam pomału rozumieć, w co gra Tim Cook i jego ekipa.

Pod absolutnie każdym tekstem o jakości transmisji Bluetooth pojawiają się komentarze, że „różnicy nie słychać”. Oczywiście to obiektywna bzdura – różnicę słychać, jest ona nie tylko odczuwalna, ale też mierzalna, a jak ktoś tego nie słyszy, to nie wina sprzętu czy kodeka, tylko niedoskonałości słuchu. I wcale nie mówię to o fakcie, że większość populacji nie jest szkolona w wyłapywaniu dźwiękowych niuansów, jak muzycy czy producenci muzyczni, lecz o dosłownych niedoskonałościach. Żyjemy w świecie, który sprzyja prędkiej degradacji słuchu. Większość ludzi naprawdę, całkiem dosłownie, nie słyszy różnicy.

I Apple zdaje się to rozumieć, bo nadal uparcie odmawia implementacji jakiegokolwiek kodeka wysokiej jakości w swoich sprzętach. Spodziewaliśmy się, że pokazane niedawno AirPods Pro 2 zmienią ten stan rzeczy, ale tak się nie stało. Stało się za to coś innego – AirPods Pro 2 brzmią odczuwalnie lepiej w tandemie ze Spatial Audio.

Spatial Audio, zwykle w postaci standardu Dolby Atmos, już od kilku lat jest bardzo silnie promowane nie tylko w filmach czy grach, ale także w muzyce. Pozwala uzyskać wrażenie przestrzenności nie tylko na płaszczyźnie stereo (czyli lewo-prawo) ani nawet przód-tył, ale dookólnie, z uwzględnieniem wysokości i rozpiętości płaszczyzny odsłuchu. I to jest różnica, którą słyszy każdy. Każdy umie określić, czy dźwięk dochodzi z przodu, z tyłu, czy z góry. Nie każdy zachwyci się np. szczegółowością gitary na nagraniu, ale już każdy może się zachwycić, jeśli instrumenty będą przemieszczać się w panoramie, albo chór będzie śpiewał dosłownie dookoła, dając wrażenie, jakbyśmy stali pośrodku prywatnego koncertu.

 class="wp-image-1697184"

W tej materii kombinacja sprzętu Apple’a nie ma sobie równych. Ba, AirPods Max stanowią bodajże najniższy próg wejścia do miksowania w standardzie Dolby Atmos. Trzeba bowiem wiedzieć, że w przeciwieństwie do podniesienia jakości nagrania, czyli remasteringu (w uproszczeniu), piosenki w standardzie Spatial Audio muszą być kompletnie zremiksowane lub docelowo w ten sposób nagrane. A to wymaga ogromnego nakładu pracy i kosztu, bo nagle studio, które dotąd pracowało na płaszczyźnie stereo, musi wyposażyć się w 11 (!) głośników, zdolnych odtworzyć Dolby Atmos.

Zważywszy na fakt, jak kosztowne są monitory odsłuchowe, są to inwestycje idące w setki tysięcy złotych. Z tego względu ekspansja formatów Spatial Audio odbywa się znacznie wolniej; o ile dziś praktycznie cały katalog Apple Music jest dostępny w formatach bezstratnych, tak utworów zmiksowanych w Dolby Atmos jest garstka – i ten stan rzeczy nieprędko się zmieni.

REKLAMA

Mimo to Apple stawia właśnie na tego konia, ze względu na wspominany wyżej fakt – tę różnicę usłyszy każdy. Różnicę w jakości brzmienia już niekoniecznie. To zaś przekłada się bezpośrednio na potencjalny zysk – inwestycja w opracowanie bezstratnego kodeka i jego implementację w sprzętach audio może się nie zwrócić, jeśli słuchacze nie będą odczuwać różnicy. Nikt nie kupi AirPodsów dlatego, że można na nich słuchać bezstratnego audio, bo do wyboru jest wiele innych, lepiej grających słuchawek. Jednak pełna, ścisła integracja z formatami przestrzennego audio? To jest coś, co Apple na ten moment robi bezwzględnie najlepiej i argument, który może przyciągnąć nowych klientów po słuchawki AirPods.

I nawet nie potrafię się o to jakoś przesadnie zezłościć, bo... na koniec dnia chodzi o to, byśmy cieszyli się, słuchając muzyki. Niezależnie od tego, czy robimy to na tanich „pchełkach” i smartfonie Xiaomi, czy na zestawie domowego audio droższym od niejednego nowego samochodu. Spatial Audio to zupełnie nowy sposób na cieszenie się muzyką, który przemawia do większej liczby ludzi niż wyższy bitrate kodeka Bluetooth. Może więc Apple ma rację. Może bardziej niż nowego kodeka Bluetooth potrzebujemy nowego sposobu, by cieszyć się muzyką.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA