Bardzo niespokojna pogoda na Słońcu. Zorze polarne to najłagodniejszy scenariusz
Od połowy stycznia na Słońcu wiele się dzieje. Nasza gwiazda, która powoli zmierza do maksimum swojej aktywności bezustannie zaskakuje obserwatorów kolejnymi rozbłyskami i koronalnymi wyrzutami masy. Nic zatem dziwnego, że na najbliższe kilka dni heliofizycy przewidują niespokojną pogodę kosmiczną.
Oczywiście nie wszystkie obserwowane przez naukowców na Słońcu rozbłyski wpłyną na otoczenie Ziemi. Pamiętajmy, że abyśmy na Ziemi "odczuli" skutki rozbłysku czy koronalnego wyrzutu masy (CME) musi być on skierowany w stronę naszej planety. W przeciwnym razie wszelakie przygody nas po prostu ominą.
Nie zmienia to jednak faktu, że Centrum Prognozowania Pogody Kosmicznej w amerykańskim NOAA oraz jego brytyjski odpowiednik od kilku dni wskazują, że w tym tygodniu możemy spodziewać się umiarkowanych burz geomagnetycznych w otoczeniu Ziemi.
Burze geomagnetyczne - co to dla nas oznacza?
Jeżeli burze magnetyczne będą umiarkowane to ich nawet nie zauważymy. Więcej, od kilku dni mniejsze zaburzenia pogody kosmicznej w otoczeniu Ziemi obserwujemy. Mogą one powodować powstawanie zakłóceń w komunikacji radiowej, zaburzenia pracy sieci energetycznych, a także wyłączenie niektórych satelitów przelatujących akurat nad dzienną stroną Ziemi. W ekstremalnym przypadku część satelitów może zostać nawet strącona z orbity w atmosferę ziemską. W okołobiegunowych regionach Ziemi mogą pojawić się także zorze polarne.
Źródłem koronalnych wyrzutów masy (CME) jest najbardziej zewnętrzna warstwa atmosfery słonecznej. Gdy dochodzi tam do erupcji w przestrzeń kosmiczna wyrzucona jest olbrzymia ilość plazmy z polem magnetycznym. Jeżeli na swojej drodze taki obłok plazmy napotka Ziemię i jej pole magnetyczne, mamy do czynienia z burzą geomagnetyczną.
Zważając na CME, do erupcji których doszło w ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin, w poniedziałek i we wtorek (14 i 15 marca) istnieje wysokie prawdopodobieństwo wystąpienia jasnych i dynamicznych zórz polarnych na nocnym niebie.
Jeżeli tym razem nie uda się wam zobaczyć zorzy polarnej, to nie ma co się smucić. W najbliższym czasie okazji do tego może być coraz więcej. Słońce przeszło przez minimum swojego 11-letniego cyklu aktywności w grudniu 2019 roku i od tego czasu jego aktywność rośnie. Maksimum aktywności spodziewane jest na lipiec 2025 roku. Do tego czasu zatem będzie się na Słońcu robiło tylko ciekawiej.
A gdyby burza słoneczna była nieco silniejsza?
Tutaj należy przypomnieć, że od czasu do czasu dochodzi do takiej burzy słonecznej, której na powierzchni Ziemi nie sposób nie zauważyć. W ostatnich dwóch stuleciach ludzkość miała już do czynienia z trzema tego typu zdarzeniami, w których burza wywołana na Słońcu miała istotny wpływ na ludzi. Pierwsze z nich, tzw. zdarzenie Carringtona miało miejsce w 1859 r., drugie w 1921 r. a trzecie w 1989 r.
Podczas tego ostatniego zdarzenia zaledwie trzy dekady temu, plazma wyrzucona ze Słońca po dotarciu w okolice Ziemi spowodowała awarię zasilania, która objęła ponad 6 milionów ludzi w rejonie Quebec w Kanadzie, zatrzymując w międzyczasie Giełdę w Toronto na kilka godzin. Prąd przywrócono dopiero po dziewięciu godzinach. Z pewnością było to poważne wydarzenie dla mieszkańców Toronto, ale nie była to katastrofa. Dużo poważniejsze wydarzenie miało miejsce 130 lat wcześniej.
Zdarzenie Carringtona z 1859 r. było jak dotąd najpoważniejszą zarejestrowaną słoneczną burzą magnetyczną. Pamiętajmy jednak, że było to przed erą powszechnej elektryczności, nie mówiąc już o elektronice. Mimo tego gdy plazma ze Słońca dotarła w okolice Ziemi po ponad 17 godzinach lotu, spowodowała rozległą awarię sieci energetycznej w USA oraz sieci telegraficznej: sprzęt ulegał spaleniu, wielu telegrafistów zostało porażonych prądem. Co ciekawe nawet po wyłączeniu zasilania można było nadal nadawać telegramy - tak silny był prąd indukowany przez CME.
Niedawno astronomowie starali się oszacować czego moglibyśmy się spodziewać, gdyby to dzisiaj doszło do takiego samego zdarzenia jak w 1859 r. Wyszło na to, że podobne zdarzenie mogłoby sprawić, że w samych Stanach Zjednoczonych aż 20-40 milionów ludzi musiałoby się zmierzyć z brakiem prądu, który udałoby się usunąć w czasie około 2 lat. Straty dla ekonomii? Nawet 2,5 bln dol.