Moje laptopy były głośne, jak startujące samoloty. MacBook Pro 14 pokazał mi, czym jest cisza
Po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy, mój spokój w trakcie pracy zakłóca wyłącznie stukot klawiatury. Wystarczył jeden dzień z nowym MacBookiem Pro 14, by przypomnieć sobie jak kluczowym, a jak często pomijanym aspektem komputera jest jego kultura pracy.
Dla osób, które na co dzień pracują z ultralekkimi laptopami i wykorzystują je w zastosowaniach stricte biurowych, ta tematyka może być zupełnie obca. W końcu większość smukłych i lekkich laptopów, nawet tych niedrogich, jest dziś albo zupełnie bezgłośna, albo tak bliska bezgłośności, jak tylko się da.
W świecie wydajnych maszyn, zwłaszcza laptopów, cisza jest pojęciem względnym. Intensywnym zadaniom niemal zawsze towarzyszy ryk wiatraków, nasilający się wraz ze wzrostem zużycia podzespołów. O ile w komputerach stacjonarnych można mu zaradzić stosując odpowiednio wyciszane obudowy, tak w laptopach jesteśmy skazani na design termiczny opracowany przez producenta. Jeśli producent zaprojektował laptop tak, by pod obciążeniem priorytetem była wydajność, a nie kultura pracy, to nie uciekniemy od hałasu nawet stosując tricki z samodzielnym doborem krzywej pracy wiatraków.
Przez lata godziłem się na szum wiatraków.
Nie mogę powiedzieć, by laptopy, na których pracuję od 3 lat, były jakoś przesadnie niekulturalne, jeśli chodzi o hałas. Nieważne, czy mówimy o MacBooku Pro 16, Asusie ZenBook Pro Duo czy Razerze Blade 17, w czasie niewymagających zadań słychać z nich co najwyżej lekki, jednostajny szum. Wystarczy jednak odpalić program do edycji zdjęć lub zacząć montować wideo, by jednostajny szum zmienił się w pulsujący huk, w miarę jak komputer nagrzewa się i jest schładzany. Podczas eksportowania gotowych projektów huk przeradza się zaś w ryk. A jeśli ktoś – tak jak ja – jest podatny na biały szum, ryk wiatraków często kończy się bólem głowy.
Pogodziłem się z tym stanem rzeczy lata temu. Uznałem, że odrobina hałasu to akceptowalny kompromis w zamian za potężną wydajność w kompaktowej, mobilnej obudowie. Od wczoraj jednak sądzę, że to kompromis, na który już nie powinniśmy się godzić.
MacBook Pro 14 powinien mieć „enjoy the silence” na liście haseł marketingowych.
Tytuł legendarnej piosenki Depeche Mode dźwięczał mi w głowie przez cały dzień pracy z nowym laptopem Apple’a. To powinno być hasło marketingowe, towarzyszące promocji nowych MacBooków Pro. Tuż po wyjęciu z pudełka spędziłem z nim 7 godzin, z czego 2,5 godziny montowałem wideo, potem obrobiłem kilka zdjęć w Adobe Lightroom Classic i napisałem tekst. Wszystko to bez podłączania maszyny do prądu. Wszystko to w absolutnej ciszy, rozpraszanej wyłącznie terkotem klawiatury.
I sam nie wiem, czym nowa maszyna Apple’a zaimponowała mi bardziej – ekstremalną wydajnością z dala od gniazdka, czy faktem, że osiąga tę wydajność nie uruchamiając wiatraka choćby na sekundę i nawet nie zbliżając się do odczuwalnego nagrzania obudowy.
Oczywiście – ktoś powie – podobny lub wyższy poziom ciszy można osiągnąć zawsze i wszędzie, zakładając słuchawki z ANC. Tyle że nie da się w takich słuchawkach przesiedzieć całego dnia roboczego. Tzn. da się, ale byłoby to szkodliwe dla zdrowia, ze względu na wytwarzane ciśnienie akustyczne i ucisk na czaszkę. Uzyskanie ciszy bez uciekania się do dodatkowych akcesoriów wydawało mi się dotychczas nieosiągalne w mojej pracy.
Cisza w pracy niesie ze sobą szereg korzyści.
Wszechobecny hałas jest dziś wręcz uwarunkowaniem cywilizacyjnym. Nic z nim nie zrobimy, więc zaczęliśmy go akceptować, jednocześnie godząc się na powodowane przezeń skutki uboczne, takie jak choćby zmęczenie wynikające pozornie z niczego, a w praktyce będące skutkiem ustawicznej ekspozycji na hałas.
- Wspomaga koncentrację
- Wspomaga kreatywność
- Wspomaga samoświadomość
- Daje poczucie spokoju
- Ułatwia przyswajanie wiedzy
- Wzmaga produktywność
- Wzmaga cierpliwość
Trudno przecenić, jak bardzo kultura pracy komputera poprawia nasz komfort pracy. Zwłaszcza pracując na home office, gdzie chwile ciszy są co do zasady rzadkim luksusem. Gdy piszę te słowa, jest wczesny poranek, żona śpi, pies śpi, koty śpią i zwykle jedynym dźwiękiem, jaki mi towarzyszy, jest szum wiatraka w laptopie. Dziś jest inaczej. Towarzyszy mi absolutna cisza, rozpraszana wyłącznie stukiem klawiszy (i okazjonalnym pochrapywaniem psa). To niewielka zmiana, ale już teraz wiem, że gdy przyjdzie mi zwrócić MacBooka Pro 14 po testach, najbardziej będzie mi brakowało nie jego wydajności, a właśnie tej absolutnej ciszy, niezależnie od zastosowania.