REKLAMA

Były inżynier NASA: oni mają w nosie bezpieczeństwo. Omal nie doszło do katastrofy

Wciąż nie cichną komentarze po niedawnym kryzysie na orbicie. Rosyjski moduł Nauka zaczął kręcić Międzynarodową Stacją Kosmiczną. Tak blisko katastrofy stacja nie była od 25 lat. Były pracownik Centrum Kontroli Misji w NASA tłumaczy, jak mogło do tego dojść.

ISS staja kosmiczna przyszlosc stacji kosmicznej
REKLAMA

W liście otwartym opublikowanym na portalu IEEE Spectrum, James Oberg, który przez 22 lata pracował w Centrum Kontroli Misji w Houston, komentator telewizyjny misji kosmicznych oraz autor licznych książek traktujących o przyszłości eksploracji przestrzeni kosmicznej, uderza nie tylko w kierownictwo agencji. Także w kulturę ignorowania ostrzeżeń i powszechnego samozadowolenia, które bezpośrednio zagrażają bezpieczeństwu misji kosmicznych.

REKLAMA

Analizując ostatnią sytuację, która miała miejsce w momencie cumowania modułu Nauka do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, Oberg zwraca uwagę, że absolutnie niedopuszczalne było zezwolenie na cumowanie statku wyposażonego w silniki o dużej mocy bez możliwości kontrolowania ich bezpośrednio z pokładu stacji kosmicznej. W efekcie doprowadzono do sytuacji, w której silniki przyczepionego już do stacji modułu mogły się ponownie włączyć i zacząć obracać całą stacją kosmiczną na orbicie. Zanim zapasy paliwa w Nauce się wyczerpały, cała stacja kosmiczna obróciła się wokół własnej osi o 540 stopni. Pod względem bezpieczeństwa była to najpoważniejsza sytuacja w całej historii stacji kosmicznej na orbicie.

Oj tam, oj tam. Nic się przecież nie stało

Mimo to, zamiast natychmiast wszcząć śledztwo i domagać się od Rosji szczegółowych wyjaśnień, oświadczenia NASA jedynie podkreślały wspaniałe stosunki i rewelacyjną współpracę z Roskosmosem w przestrzeni kosmicznej. W komunikacie nie znalazła się informacja o tym, że po raz pierwszy w historii na stacji ogłoszono stan alarmowy. W efekcie Roskosmos poinformował, że nie zamierza prowadzić żadnego śledztwa w związku z tym incydentem, a na pewno takiego, w którym braliby udział Amerykanie. Nagle okazało się, że obie agencje najchętniej zapomniałyby o całym incydencie i powróciły do status quo.

Oberg przypomina jednak, że to nie pierwszy raz w historii NASA, kiedy banalizuje się kwestie dotyczące bezpieczeństwa i zakłada się, że „pomyłki się zdarzają”, ale jakoś to będzie. Dokładnie takie samo podejście było demonstrowane przed katastrofą promu Challenger, a następnie przed katastrofą promu Columbia. Według niego wygląda to tak, jakby utrzymanie pozytywnych stosunków z Moskwą miało teraz wyższy priorytet, niż zachowanie pełnego bezpieczeństwa misji czy załogi stacji kosmicznej.

REKLAMA

Tymczasem sytuacja na pokładzie ISS była niezwykle poważna. Pracujący w tym czasie Dyrektor Centrum Kontroli Misji po zakończeniu swojej zmiany przyznał, że nigdy nie cieszył się tak bardzo po pracy z tego, że panele słoneczne stacji wciąż są na swoim miejscu. Sama stacja kosmiczna składa się z wielu połączonych ze sobą modułów, anten i właśnie paneli słonecznych. Cały kompleks o rozmiarach boiska przystosowany jest do pracy w stanie nieważkości, a więc łączenia pomiędzy poszczególnymi elementami nie są przystosowane do przesadnych przeciążeń. Czy faktycznie obrót spowodowany przez silniki Nauki stanowił niebezpieczeństwo rozerwania stacji? Jak na razie nie ma odpowiedzi na to pytanie.

Nie zmienia to jednak faktu, że pomimo chęci zachowania dobrych stosunków z Rosją, NASA powinna przeprowadzić całkowicie niezależne i szczegółowe śledztwo, które pozwoli dokładnie poznać przebieg całego incydentu. Jeżeli teraz agencja uzna incydent za nieistotny, to po raz kolejny zbliżymy się o krok do katastrofy takiej, jak katastrofy promów kosmicznych. Wtedy jednak będzie za późno na to, aby bezpieczeństwo otrzymało najwyższy priorytet.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA