W 2 tygodnie dostaliśmy więcej aktualizacji iOS-a niż posiadacze Androida przez całe życie ich telefonu
iOS 13.1.2 został właśnie udostępniony i to wcale nie jest dobra wiadomość. Apple łata na kolanie oprogramowanie, które trafiło do użytkowników pełne błędów i de facto w wersji beta. A utracone zaufanie naprawdę trudno jest odbudować.
Apple może szczycić się tym, że w przeciwieństwie do rywali naprawdę dba o aktualizacje swoich sprzętów. Co prawda nie zawsze wszystkie nowe funkcje trafiają na starsze urządzenia, ale co do zasady dzięki regularnym uaktualnieniom nawet kilkuletnie sprzęty są dalej w pełni używalne.
Trudno orzec, czy to właśnie z tego powodu, ale długie wsparcie jest skorelowane z utrzymywaniem wysokiej ceny przez używane urządzenia Apple’a na rynku wtórnym. Smartfony, tablety i komputery nie tylko działają bardzo długo całkiem nieźle, ale przy ich sprzedaży można wycofać sporo gotówki.
Niestety w tym roku coś poszło mocno nie tak, a update goni update.
Doszło do tego, że Apple wypuszcza łatki co kilka dni. Dosłownie. iOS 13 pojawił się na starszych urządzeniach firmy z Cupertino na dzień przed premierą nowych iPhone’ów, czyli 19 września. Zaledwie kilka dni później, bo 24 września, pojawiły się… iOS 13.1 oraz pierwsza wersja iPadOS.
Zwykle na tego typu wydanie iOS-a czekaliśmy tygodniami.
Takie szybkie udostępnienie kolejnej aktualizacji rozwojowej wynika zapewne z faktu, że Apple zakończył rozwój iOS 13 w zasadzie już w połowie sierpnia, a beta testy iOS 13.1 rozpoczęły się przed jego premierą. Nie oznacza to jednak, że system wysłany do fabryk był gotowy.
Spekuluje się, że Apple zdecydował się uznać niegotowe oprogramowanie za gotowe, byle tylko wypchnąć z chińskich linii produkcyjnych do magazynów w Stanach Zjednoczonych jak najwięcej sztuk nowych telefonów… zanim pojawią się dodatkowe opłaty celne. Na firmę padło widmo utraty przychodów.
Donald Trump nowej daniny od Apple’a jak na razie jednak nie chce, ale mleko w oprogramowaniu się rozlało.
Wygląda przy tym na to, że iOS 13.1 oraz iPadOS 13.1, których premierę przyspieszono o 6 dni - pierwotnie miały pojawić się dziś - również nie były gotowe. Nie minął tydzień, a pojawiły się już dwa bugfixy: iOS 13.1.1 w zeszły piątek, który łatek miał całkiem sporo oraz iOS 13.1.2, który pojawił się dziś.
Tym razem uaktualnienie nie wnosi jednak żadnych naprawdę istotnych nowości. No, a przynajmniej oficjalnie. Krótka lista zmian ogranicza się do kilku pozycji, z których najważniejsze to poprawki aparatu - który potrafił się nie włączyć - oraz paska postępu kopii zapasowej.
Tempo aktualizacji iOS-a zaczyna być niestety męczące, a Apple pokazuje swoje lenistwo.
Drzewiej programiści dwoili się i troili, by usunąć wszystkie błędy przed premierą, bo nie mieli możliwości zaktualizowania raz wydanego kodu. Te czasy jednak już minęły - zarówno w świecie gier wideo, oprogramowania, usług online jak i systemów operacyjnych.
Od dawna panuje przekonanie, że tzw. Day One Patch, czyli łatka udostępniana na premierę, to coś normalnego. Teraz ta granica jeszcze bardziej się przesuwa: deweloperzy łatają błędy nie tyle co na ostatniej prostej, co już po dostarczeniu produktu odbiorcy.
Tak być nie powinno, ale niestety jako klienci mamy ograniczone pole manewru.
Możemy oczywiście bojkotować jednego dostawcę oprogramowania, ale to jak spaść z deszczu pod rynnę. Nie bez powodu w tytule zaczepnie przywołuję Androida, który słynie z tego, że nie licząc kilku chlubnych wyjątków aktualizacje otrzymuje albo późno, albo wcale.
Mimo wszystko firma z Cupertino premierą iOS 13 szarga swoją reputację. No i to nie tak, że Apple robi wszystko, by dostarczyć nowości na czas i stąd potknięcia, tylko jednocześnie wypuszcza oprogramowanie pełne błędów, jak i spycha nowe funkcje do przyszłych aktualizacji.
To nie powinno tak wyglądać.
Dostaliśmy kilka update’ów, a nadal nie wszystkie bugi zostały załatane. Safari spamuje sugestiami Siri mimo ich wyłączenia, ikona GPS męczy posiadaczy Apple Watchy, a synchronizacja powiadomień leży. Czy i kiedy te błędy doczekają się łatki? Nie wiadomo. Czy nowy update czegoś nie zepsuje? Też nie wiadomo.
W dodatku wiele z nowości zapowiedzianych podczas WWDC 2019 nie zostało jeszcze udostępnionych, takich jak np. współdzielenie folderów w iCloud. Czekamy też na nowy tryb robienia zdjęć, Deep Fusion, który zostanie dodany w późniejszym terminie. Nie wiemy jednak, kiedy dokładnie możemy się tego spodziewać.
I tak jak zdaję sobie sprawę, że iOS stał się niezwykle złożonym projektem, tak nie przesadzajmy. Apple to ogromna firma z nieopisanymi zapasami gotówki, więc jeśli za zaistniałą sytuację winy nie ponoszą inżynierowie, to pretensje należy kierować do ich kierownictwa. Nie ma co udawać, że nic się nie stało. Trzeba było albo dowieźć na wyznaczony termin, albo opóźnić premierę - a nie łatać na produkcji.
PS Udostępniony został również watchOS 6.0.1, ale problemu z ikonką lokalizacji nie rozwiązuje, a na datę premiery macOS nadal czekamy. Biorąc pod uwagę to, co dzieję się z iOS-em, może to i lepiej, że Apple się z nią nie spieszy…