Właśnie kupiłem iPada i mam cztery uwagi do Apple’a. Wszystkie pilne
Od dawna chciałem go mieć. Tak, to urządzenie na wiele sposobów ograniczone, ale też zarazem cudowne. Wiedziałem też, czego po nim się spodziewać w związku z tymi ograniczeniami i mi to nie przeszkadzało. Niektóre elementy trzeba jednak zmienić w iPadzie. Nie tylko dlatego, bo ja tak mówię.
iPad to w mojej ocenie klejnot koronny oferty Apple’a. iPhone? Koreańczycy i Chińczycy robią to lepiej i zazwyczaj taniej. MacBook? Podobnież, nie dałem się oczarować magii macOS-a. A nie są to najdoskonalsze sprzętowo pecety na rynku. Tablet Apple’a to jednak zupełnie inna historia.
Przez wiele lat znajdował się poza sferą moich zainteresowań. Dopóki Apple traktował iPada jako takiego iPhone’a z wielkim wyświetlaczem, dopóty nie widziałem sensu wydawania na niego sporej kwoty. Od ostatnich paru wersji iOS-a zaczęło się jednak robić bardzo ciekawie, a już niedługo system operacyjny iPada będzie stanowił również i formalnie odrębny byt – jako iPadOS.
Od czasu iOS-a 11 śledzę z dużo większym zainteresowaniem rozwój iPada. Nie jest on bowiem w żadnym razie tak uniwersalnym narzędziem jak chociażby Surface Pro. I na pewno mi osobiście nie mógłby służyć jako podstawowe urządzenie do pracy – jego forma i brak wygodnej obsługi za pomocą myszy lub gładzika to wykluczają. To jednak w zasadzie główne ograniczenia.
iOS na iPadzie zmienił się bowiem nie do poznania w przeciągu ostatnich lat. Zaczął oferować całkiem wygodne środowisko pracy. I choć nadal jest pełne ograniczeń, to w zamian oferuje coś, co jest obce androidowej czy windowsowej konkurencji.
To po prostu działa.
I nie chodzi tu o wieszanie się aplikacji, trudność obsługi, wirusy, czy tego typu historie. Markowy sprzęt z dobrym oprogramowaniem i wszystko jest bezpiecznie i stabilnie również na Windowsie czy Androidzie. iPad działa jednak zawsze. Natychmiastowo. Uśpiony niemal nie zużywa prądu. Błyskawicznie reaguje na polecenia. Nie ma gorszych momentów, nie jest humorzasty. It just works. Instantly. Always. Czy go chcemy wybudzić, czy otworzyć plik z Excela, czy obejrzeć zdjęcia śmiesznych kotków w Internecie. Wszystko zawsze działa, od razu.
iPad jest bowiem komputerem unikatowym, o kulturze pracy nieosiągalnej dla dowolnego urządzenia z Windowsem, Androidem, a nawet macOS-em. To jedyny komputer (drugi raz używam tego określenia zamiast tablet – świadomie) który jest:
- Projektowany pod względem sprzętu niemal od zera przez producenta
- Projektowany pod względem oprogramowania niemal od zera przez producenta
- Bardzo popularny wśród klientów indywidualnych i firmowych, co zachęca firmy trzecie do tworzenia na niego oprogramowania wysokiej jakości
Android i macOS działa na układach scalonych ogólnego zastosowania, nie na układzie Apple A i jego koprocesorach, pod które Apple może precyzyjnie stroić swojego iPadOS-a. A nie zapominajmy, że w benchmarkach iPad z jego autorskim procesorem spuszcza łomot Surface Pro w wersji z procesorem Core i7.
A Windows? Microsoft cały czas próbuje go odchudzić i pozbyć się milionów linii kodu, pamiętających jeszcze ubiegłe tysiąclecie. Jest przez to nieporównywalnie bardziej funkcjonalnym systemem od iOS-a czy iPadOS-a, ale przez swoją absurdalną złożoność nie tak bezawaryjnym czy responsywnym. Apple’owi łatwiej dodawać nowe rzeczy do swojego systemu, niż Microsoftowi usuwać ze swojego. A poza tym, czy na pewno potrzebujemy wszystkich zaawansowanych narzędzi Windows na ultraprzenośnym komputerze czy tam tablecie?
Jestem bardzo zadowolony ze swojego zakupu, a jeżeli tempo rozwoju iPadOS-a zostanie utrzymane, ultrabooki i hybrydy z Windowsem i Chrome OS-em mają się czego obawiać. Apple’owi niewiele brakuje do stworzenia wygodnej platformy do pracy na bazie iPadOS-a. A konkurencja ma znacznie więcej do nadrobienia w kwestii kultury pracy swoich urządzeń.
Laurkę wystawię jednak za kilka lat. Apple musi ogarnąć cztery braki, które dotkliwie mi przeszkadzają. Pierwszym jest… nieintuicyjna obsługa.
iPadowi bardzo brakuje samouczka dla nowego użytkownika. Urządzenie wyświetla przy pierwszym uruchomieniu tylko kilka slajdów, które informują o podstawach. Kto czyta PowerPointa, uruchamiając po raz pierwszy urządzenie? W efekcie o istnieniu bardzo wygodnych i przemyślanych gestów interfejsu iOS-a to ja głównie słyszałem. Są one trudne do samodzielnego odkrycia, pewnej części nie znam do dziś.
Rozwiązanie? Konkurencja robi to lepiej. Przy pierwszym uruchomieniu Windowsa i większości odmian Androida, urządzenie aktywnie podpowiada możliwe do wykonania czynności. Pokazuje na żywym interfejsie, nie na jakimś slajdzie, co można zrobić, by osiągnąć dany efekt. Gdybym nie interesował się tematem – jak typowy konsument chcący po prostu kupić tablet – o gestach iOS-a prawdopodobnie nawet bym się nigdy nie dowiedział.
Profile użytkowników. Apple, no weź już się nie wygłupiaj.
Od lat irytuje mnie fakt, że iPad nie może być urządzeniem rodzinnym. Tak jak chociażby nasz domowy Mac. Nie ma żadnego powodu, by tablet nie mógł służyć nam, naszemu partnerowi czy pociechom – tak jak każdy inny komputer. iOS i iPadOS nie obsługują profili użytkownika, a to rodzi kilka problemów.
Nie tylko każdy członek rodziny ma dostęp do naszych prywatnych danych (nie w każdej rodzinie to jest problemem, u nas by to przeszło), ale czasem jest wręcz niemożliwe wspólne korzystanie ze wszystkich funkcji tabletu. Własny zestaw ulubionych w przeglądarce, komunikator internetowy, playlisty na Spotify. Przecież to elementarz tabletowego systemu. Apple woli sprzedać jednemu gospodarstwu domowemu więcej iPadów. Patrząc po wynikach sprzedaży: niezły plan. Choć w naszym domu w efekcie po prostu na iPadzie mamy mniej aplikacji i rzadziej przez to z niego będziemy korzystać.
Domyślne aplikacje. Nie, skróty aplikacji nie rozwiązują problemu.
Apple wykonał kilka ciekawych i pożytecznych ruchów w kwestii promowania swoich usług i aplikacji. Można już od dłuższego czasu z iOS-a usunąć większość preinstalowanych aplikacji – mój folder Śmieci na pulpicie ma dzięki temu dużo mniej elementów, niż miałby jeszcze kilka lat temu. Nadal jednak musimy się gimnastykować, by to nie Siri czy Safari reagowały na typowe działania. To już nie te czasy, że usługi popularyzowało się na siłę, brutalnie wpychając nam je do gardeł. Nie chcę Safari, bo chociażby nie zapewnia mi synchronizacji z przeglądarką na PC. Nie chcę Siri, bo nie rozumie po polsku. I tak dalej.
Częściowym rozwiązaniem problemu są wprowadzone do iOS-a skróty aplikacji. To funkcja umożliwiająca twórcom oprogramownaia dawanie użytkownikom wyboru, w jakim to programie dane łącza mają się otwierać. Problem w tym, że deweloperzy wykorzystują tę funkcję głównie do promowania swoich produktów. Widzicie gdzieś na powyższym zrzucie ekranowym z aplikacji Google’a Operę? Albo Edge’a? Android i Windows pozwalają tu na nieporównywalnie więcej. A konkretniej, na wygodne korzystanie z narzędzi, z których chcę skorzystać. Chyba nie proszę o wiele.
Instagram i inne śmiesznostki. Czyli mit o wspaniałości App Store’a kontra polskie realia.
Ze wszystkich do tej pory wymienionych problemów iPada zdawałem sobie sprawę przed zakupem. Jednak to, jak kiepsko wygląda sprawa z aplikacjami na tablet Apple’a, było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Tyle się mówi o wspaniałej ofercie App Store’a. Zapewniam, nikt nie jest tym bardziej zdumiony niż ja, ale więcej tabletowych aplikacji mam zainstalowanych na Surface Pro z Windows 10.
Heretyk i idiota? Nie wątpię, że aplikacje podmiotów typu Starbucks, Wall Street Journal, Apple, Microsoft, Financial Times czy ta londyńskiego metra to cudeńka, którymi ekscytują się projektanci interfejsów. Ale my tu w przaśnej Polsce mamy inne potrzeby. Gazeta.pl? Wersja z iPhone’a. Jakdojadę? Wersja z iPhone’a. Większość aplikacji e-handlowych? Wersja na iPhone’a. Mógłbym wymieniać dalej i stworzyć długą listę, tylko po co. Wolę ponarzekać na te wersje na telefon, które wyglądają na ipadowym wyświetlaczu wręcz żałośnie. Jako przykład wykorzystałem Instagrama – aż kilka razy się upewniałem, czy to prawda, że jedna z najistotniejszych usług społecznościowych na świecie nadal nie ma wersji na tablet Apple’a.
Żeby była jasność, iPad jest świetny.
Nie kupiłem go po to, by na niego narzekać. To w swojej klasie urządzenie, które absolutnie nie ma konkurencji. Prorokuję również, że za maksymalnie kilka lat będzie ogromnym zagrożeniem dla firm obecnie rządzących na rynku PC. Nie jest jednak bez wad, a te cztery powyższe uważam nie tylko za najpilniej wymagające korekty – a za kompromitujące to poniekąd cudowne urządzenie.