Ależ to był przyjemny powrót do przeszłości. Zagrałem wreszcie w Star Wars: The Force Unleashed
Chociaż jestem ogromnym fanem Gwiezdnych wojen, to do tej pory nie miałem okazji zagrać w Star Wars: The Force Unleashed. Dopiero zapowiedź Jedi: Fallen Order zmotywowała mnie, by ten kultowy tytuł wreszcie nadrobić.
Od kiedy prawa do marki Star Wars przejął Disney, a grami na licencji Gwiezdnych wojen zajęło się Electronic Arts, cierpię na ogromny niedosyt produkcji rodem z Odległej Galaktyki. Przez kilka lat dostaliśmy wyłącznie kilka gier mobilnych oraz dwie odsłony sieciowej strzelaniny Battlefront, gdzie dopiero w sequelu pojawiła się - w dodatku króciutka - kampania fabularna.
Drzewiej było znacznie, znacznie lepiej. Do dzisiaj miło wspominam - między innymi - symulator X-Wing vs TIE Fighter, serię erpegów KOTOR, kapitalne Jedi Knight 2: Jedi Outcast z kontynuacją w postaci Jedi Academy oraz dojrzałe Republic Commando. Niestety za małolata przegapiłem jedną z najgłośniejszych i najważniejszych gier osadzonych w uniwersum Gwiezdnych wojen w historii.
Mowa o Star Wars: The Force Unleashed.
Tytuł został wydany przez LucasArts w 2008 r. i trafił na pecety oraz konsole PlayStation 2, PlayStation 3 i Xbox 360. Niestety nie było mi dane zagrać w Star Wars: The Force Unleashed zaraz po premierze. Z konsolami zaprzyjaźniłem się dopiero kilka lat później, a dekadę temu nie miałem w domu peceta, który byłby w stanie udźwignąć ten wymagający tytuł.
Z fabułą gry zapoznałem się poprzez bazującą nie niej powieść, która przypominała fabularyzowaną solucję. Historia interesowała mnie w tym wszystkim zresztą najbardziej. Okazało się bowiem, że scenarzystom udało się wpisać w dość zatłoczone Expanded Universe historię nieznanego wcześniej potomka rycerza Jedi, którego szkolił przez lata w tajemnicy sam Darth Vader.
Ta, wydawałoby się, naciągana historia, zadziwiająco dobrze trzymała się kupy.
Główny bohater po praniu mózgu stanął po tej złej stronie barykady. W imieniu Dartha Vadera tropił Jedi ocalałych po Rozkazie 66, a na jego drodze stanęli bohaterowie znani z filmów oraz gwiezdnowojennych powieści. Ponieważ musiał trzymać swoją tożsamość w tajemnicy, z równym zapałem eliminował zarówno Rebeliantów, jak i Szturmowców.
Od premiery The Force Unleashed minęło już 11 lat, więc siłą rzeczy tytuł zniknął w mrokach mojej niepamięci. Po obejrzeniu zapowiedzi Star Wars Jedi: Fallen Order - zupełnie nowej produkcji od Respawn Entertainment, której wydawcą jest Electronic Arts, a zarazem pierwszej grze z cyklu Star Wars od lat, która skupi się na fabule - przypomniałem sobie o nim.
Jak wypada Star Wars: The Force Unleashed na 11 lat po premierze?
Tak się złożyło, że zapowiedź nowej gry Star Wars zbiegła się w czasie z momentem, gdy zakupiłem konsolę Xbox One X. Dobrałem do niej abonament Xbox Game Pass, a The Force Unleashed jest jego częścią. Ponieważ po prezentacji Jedi: Fallen Order udzielił mi się hype, postanowiłem pobrać grę sprzed ponad dekady. Świeżo zapowiedziany tytuł wygląda na jej duchowego spadkobiercę.
Nie będę jednak kłamał, że The Force Unleashed przetrwało próbę czasu. Tak jak na zrzutach ekranu oglądanych w drukowanych magazynach o grach w 2008 r. oprawa robiła fenomenalne wrażenie, tak dziś wygląda wręcz karykaturalnie. Mechanika rozgrywki jest toporna, kamera pracuje słabo, a do tego odstraszają power-upy, które bohater zbiera.
No ale co z tego, skoro i tak nie mogłem się oderwać.
The Force Unleashed skradło mi 11 lat od premiery ładnych kilka godzin z życia. Co prawda dobrze pamiętam, co osiągnął Galen „Starkiller” Marek i jak jego historia się skończyła, ale i tak przemierzałem kolejne mapy z niepoprawnym politycznie bananem na twarzy. Eksterminacja kolejnych grup szturmowców i oskryptowane pojedynki na miecze świetlne to był czysty fun.
Nawet nie wiedziałem, iż tak mocno tęskniłem za jakąkolwiek nową gwiezdnowojenną produkcją, która skupia się nie tylko na mechanice, ale też na historii, chociaż spędziłem setki godzin na serwerach obu kolejnych Battlefrontów. Teraz zaś odliczam tylko dni do premiery Star Wars Jedi: Fallen Order i chcę wierzyć, że Respawn Entertainment sprawy nie pokpi…
A jeśli zastanawiacie się, dlaczego piszę o tej grze sprzed lat akurat w Majówkę, to pragnę przypomnieć, że dzisiaj wypada May the 4th, czyli Dzień Gwiezdnych wojen. Wszystkiego najlepszego!