Nie mam zamiaru usuwać konta na Facebooku na pokaz
Facebook znów jest w ogniu krytyki. Skandal związany z Cambridge Analytica jeszcze dobrze nie wybrzmiał, a Mark Zuckerberg radośnie zapowiedział na konferencji F8 nowy serwis randkowy. Nie dam się jednak porwać akcji #DeleteFacebook. Równie dobrze mógłbym na złość mamie odmrozić sobie uszy.
Ostatnio bardzo modne jest narzekanie na Facebooka. Bo portal zbiera o nas informacje (niesamowite). Bo zarabia później na nich (kto by pomyślał). Bo dzieli się nimi z innymi firmami, a dane bywają wykorzystywane w niecnych celach (co stało się przyczyną ostatniego kryzysu).
Bo szefostwo Facebooka pije krew dziewic i zagryza ją mięsem z jednorożca.
A przynajmniej takie wnioski można wyciągnąć wsłuchując się w krytykę. Ja naprawdę rozumiem, że internauci dbają o swoją prywatność i nie wyrażają zgody na zbieranie danych na ich temat. Ich prawo. Nie jest jednak tajemnicą, jaki Facebook ma model biznesowy i od lat wiadomo, jaki jest koszt korzystania z serwisu.
Portal społecznościowy, w którym konto ma lwia część ludzkości, to ogromna machina, której funkcjonowanie kosztuje. Użytkownicy krytykujący Facebooka, którzy często przez lata korzystali z jego dobrodziejstw bez żadnych opłat, teraz nagle są oburzeni, że portal, za który nie zapłacili ani złotówki, śmie zarabiać pieniądze.
Łatwo jest przedstawić Facebooka jako zabijacza czasu, ale medal ma dwie strony.
Z portalu można korzystać, by pielęgnować relacje ze znajomymi z najdalszych regionów świata. Można docierać ze swoimi postami i linkami do rzeszy innych internautów, których w inny sposób nie dałoby się odnaleźć. Można śledzić ulubione serwisy informacyjne oraz znane i lubiane marki.
Można też marnować czas na głupie quizy i lajkować strony ze śmieciowymi treściami, a także bezproduktywnie kłócić się ze znajomymi o odmiennych poglądach. Nie można jednak zapominać, że za ten zmarnowany czas powinniśmy obwiniać przede wszystkim samych siebie.
Facebook jest tylko narzędziem.
Platforma nie tworzy własnych treści. Można mieć uwagi co do tego, jak działa algorytm edgerank, ale nie licząc reklam, to użytkownik odpowiada za to, jakie posty pojawiają się w jego profilu. I ma nad tym pełną kontrolę. W końcu to użytkownik dodaje znajomych i lajkuje kolejne strony.
Korzystam z Facebooka od blisko dekady i nie wyobrażam sobie, by wyrzucić aplikację ze smartfona i odpiąć kartę z nim w przeglądarce na komputerze. Bo tak jak zdaję sobie sprawę, co oddaję w zamian za możliwość korzystania z portalu, tak doskonale wiem, ile dzięki niemu zyskuję.
Facebook daje mi zbyt dużo, żebym z niego zrezygnował.
Nie chodzi nawet o tablicę, bo to tylko jedna z funkcji portalu. Facebook to dla mnie przede wszystkim Messenger. Zuckerbergowi udało się stworzyć komunikator, z którego korzystają niemal wszyscy moi znajomi i współpracownicy. Jeśli chcę napisać do kogoś wiadomość, odpalam niemal zawsze tę samą aplikację.
Wcześniej często okazywało się, że jeden znajomy korzysta ze Skype’a, inny z Gadu-Gadu, a jeszcze inny z Google Talk lub innego ICQ. Nie dość, że trzeba było korzystać z wielu aplikacji naraz i budować w nich osobne listy kontaktów, to można było zapomnieć o rozmowach grupowych. Te są teraz proste jak nigdy.
Komunikator nie jest jedynym tworem Facebooka, który uwielbiam.
W ramach portalu można tworzyć najróżniejsze grupy, by aktywizować społeczności spoza kręgu bliskich znajomych. Zamiast korzystać z forów internetowych rozsianych po całej sieci, można gromadzić dyskusje na rozmaite tematy w jednym miejscu. A to nadal tylko wierzchołek góry lodowej możliwości.
Nie do przecenienia są też wydarzenia. Z jednej strony łatwo zaplanować imprezę urodzinową, a z drugiej nie ma prostszego sposobu, by namierzyć koncerty i inne wydarzenia kulturalne w okolicy. Nie trzeba już zdawać się na pocztę pantoflową ani zbierać papierowych ulotek z każdego klubu w mieście.
Pojawiła się też funkcja Marketplace, która ma potencjał zastąpić OLX. W ramach portalu można łatwo wyszukać okoliczne sklepy i knajpy, a także dotrzeć do najświeższych wiadomości (po uprzednim zweryfikowaniu źródeł). Do tego dochodzi ułatwione logowanie do aplikacji i innych usług. Można wymieniać i wymieniać.
Najlepsze jest to, że można korzystać z tych funkcji, nie zaglądając na tablicę.
Osoby krytykujące Facebooka bardzo często krytykują model biznesowy oraz sposób doboru treści na tablicy. Uznają, że skoro mają tam śmietnik - co, dodajmy, jest winą ich znajomych i polubionych stron, a nie Facebooka per se - w ramach protestu dołączą do internetowych hipsterów w akcji #DeleteFacebook.
Krytykanci pomijają jednak milczeniem to, że Facebook to wielopoziomowy agregator, który oszczędza jego użytkownikom mnóstwo czasu. Można go oczywiście przeznaczyć na bezrefleksyjne przeglądanie tablicy, a potem narzekać na to, że Facebook czas pożera. Można też spożytkować go lepiej. Wystarczy chcieć.
Jak widzę coś, co mnie nie interesuje, po prostu przewijam dalej. Nie drę szat o to, że trafię podczas scrollowania na nieinteresujące mnie posty. Jeśli po minucie nie zatrzymam wzroku na dłużej, to… po prostu wyłączam aplikację lub otwieram nową zakładkę. Może coś fajnego pojawi się za kilka godzin?
Korzystam z Facebooka i korzystać będę.
Oprócz tablicy, komunikatora, grup, wydarzeń i listy ogłoszeń Facebook oferuje mi w dodatku coś więcej. Udało mi się na przestrzeni lat zbudować na Facebooku naprawdę niezłą siatkę kontaktów. Często znajomi z dawnych lat zgłaszają się do mnie po porady i pomoc w kwestii elektroniki użytkowej. A ja?
Sam często robię to samo w innych obszarach, które nie są mi bliskie. Mogę napisać wiadomość bezpośrednio do znajomych, oznaczyć ich w poście lub napisać post publiczny kierowany do wszystkich ludzi obserwujących mój profil. Z doświadczenia wiem, że zwykle takie apele spotykają się z pozytywnym odzewem.
Wiem też, że moje posty nie trafiają w próżnię, ani rozmowy w social media nie spłycają moich kontaktów. Wręcz przeciwnie! Zwykle, gdy spotykam się ze znajomymi, z którymi nie miałem bliższego kontaktu od tygodni lub miesięcy, od razu mamy kilka tematów do rozmowy. Tylko dlatego, że widzieliśmy kilka swoich ostatnich postów.
Po rezygnacji z Facebooka poświęcałbym nagle masę czasu na wiele, wydawałoby się prostych, aktywności.
Usuwając ikonę Facebooka z telefonu można odzyskać czas, poświęcany do tej pory na kompulsywne zaglądanie na walla i odbieranie powiadomień o kolejnych komentarzach. To jednak miecz obosieczny. Nagle się może okazać, że ta oszczędność czasu jest tylko pozorna.
Czysto egoistycznie mam też nadzieję, że moi znajomi nie dadzą porwać się manii #DeleteFacebook. Mark Zuckerberg za nimi nie zapłacze, bo są tylko statystyką. Taką decyzją natomiast utrudnią życie przede wszystkim sobie oraz… mi i innym znajomym.