REKLAMA

Wszystko po staremu. Facebook z ostatniej afery wyszedł nietknięty

To było do przewidzenia. Afera Cambridge Analytica, przesłuchania Marka Zuckerberga, akcje #deletefacebook i gigantyczny szum medialny nic nie zmieniły. Facebook ma się doskonale i nic nie stracił na ostatniej aferze*.

Facebook się kończy? Reklamodawcy uważają inaczej.
REKLAMA
REKLAMA

*nie licząc chwilowego spadku kursu akcji.

Oprócz tego Facebook pozostaje takim samym behemotem, jakim był przez ostatnie lata. Amerykański serwis Wired rozpytał agencje reklamowe obsługujące największe marki i tam afera nie pozostawiła po sobie śladu – reklamodawcy nadal będą korzystać z Facebooka. Tych kilka marek, które opuściły serwis w ostatnim czasie (Mozilla, Sonos, Tesla) robi to bardziej – zdaniem analityków – jako pokaz rzekomych wartości, którymi się kierują.

Zresztą… czy odejście kilku firm naprawdę zaboli Facebooka? Nie. Czy to z pobudek ideologicznych, czy to z praktycznych, większość nadal używać będzie serwisu Zuckerberga, bo to tam zarabiają potężne pieniądze, przekierowując ruch z reklam do zakupów.

Podobnie rzecz wygląda po stronie artystów i influencerów. Dużo się spekulowało o tym, że po ostatniej aferze masowo zaczną oni opuszczać Facebooka, a tymczasem nie zmieniło się nic. I nic dziwnego; jedna afera, niezależnie od tego, jak poważna, nie zmusi twórców do porzucenia społeczności, które przez długi czas budowali.

Tym bardziej, że na dobrą sprawę nie mają dokąd się przenieść, więc odejście od Facebooka byłoby dla nich po prostu gwoździem do trumny.

Facebook nie stracił ani reklamodawców, ani użytkowników.

Akcja #deletefacebook ładnie wygląda w mediach i na Twitterze, ale na Facebooku nie widać jej efektów. Wired donosi, że w pierwszym kwartale 2018 roku średni czas spędzany na Facebooku owszem, spadł (z 58 do 53 minut dziennie), ale serwis nie zanotował znaczącego odpływu użytkowników.

A do tego 53 minuty to nadal znacznie więcej, niż internauci spędzają gdziekolwiek indziej – najbliżej jest Snapchat (33 minuty dziennie) i Instagram (32 minuty dziennie).

Ludzi nie obchodzą afery.

Nie mamy na to twardych danych, ale zachowanie tzw. „normalnych ludzi” (nieśledzących nowinek technologicznych i afer w branżuni) wskazuje wyraźnie, że oni aferę Facebooka mają zwyczajnie w nosie.

Owszem, może pod wpływem bombardowania artykułami o ustawieniach prywatności na Facebooku przejrzą co i komu udostępniają, ale nie jest to dla nich na tyle istotne, by usuwać konto na Facebooku. Bo dokąd niby mają pójść?

Nie dziwię się, że Mark Zuckerberg w czasie przesłuchania zaciął się zapytany o to, kto jest konkurentem Facebooka. No właśnie, kto jest konkurentem Facebooka? Twitter, który nie zarabia? Snapchat, który nie tylko nie zarabia, ale notuje regularny odpływ użytkowników? Nie, dla Facebooka nie ma alternatywy. I dlatego „normalni” ludzie z niego nie uciekną. Bo a) nie czują potrzeby b) to na Facebooku są ich znajomi c) nie mają dokąd.

Możemy pisać do woli, że Facebook się kończy. 2 miliardy użytkowników nic sobie z tego nie robią.

Afera z Cambridge Analytica sprawia wrażenie problemu, który zatrząsnął Facebookiem w posadach i teraz już wystarczy tylko patrzeć, jak ciosy nadejdą z innych stron a kolos na glinianych nogach się przewróci.

Tyle że to, co na powierzchni wygląda na potężne trzęsienie ziemi, w głębi okazało się nic nieznaczącym wstrząsem. Co najwyżej delikatnym kryzysem wizerunkowym.

REKLAMA

Facebook stracił trochę pieniędzy na giełdzie, owszem, ale nie stracił nic istotnego – użytkownicy nadal pozostali na platformie, a to znaczy, że pozostaną tam również reklamodawcy. Innymi słowy: pieniądze dalej będą płynęły wartkim strumieniem.

I tyle, jeśli chodzi o „koniec Facebooka”. Martwi tylko jedno: jeśli Facebook tak łatwo otrząsnął się po tak (pozornie) poważnym kryzysie, to czy jest jakakolwiek szansa, że cokolwiek wyrządzi gigantowi realną krzywdę?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA