W siedzibie Google’a widziałem więcej MacBooków niż w okolicznym Apple Storze
Chociaż na rynku konsumenckim Apple i Google zażarcie rywalizują, gdy w grę wchodzi biznes i duże pieniądze, korporacja z Mountain View stara się czerpać od firmy z Cupertino, co tylko się da.
Google i Apple rywalizują o serca i portfele konsumentów. Obie firmy mają w swojej ofercie sprzęt i oprogramowanie z tych samych kategorii, ale podczas Google Launchpad nie dało się tego odczuć. Komputery i smartfony w świecie startupów to przecież tylko drugorzędne narzędzia.
W siedzibie Google’a widziałem więcej MacBooków niż w okolicznym Apple Storze. Skłamałbym, mówiąc, że nie widać komputerów innych firm, ale odniosłem wrażenie, że były w mniejszości. Pixelbooka widziałem raz - a dokładniej pudełko od niego. Okazjonalnie trafiałem na Delle i HP, to Apple jednak dominował. Nawet pracownicy Google’a ochoczo korzystali ze sprzętów z logo nadgryzionego jabłka.
To upodobanie do produktów Apple’a nie ogranicza się wyłącznie do komputerów. W dłoniach widywałem przede wszystkim iPhone’y, a na nadgarstkach osób przewijających się przez biuro Google, w tym twórców startupów, mentorów i samych googlersów, naliczyłem tuziny Apple Watchów. Zwykle w parze z AirPodsami.
W tym kontekście nie powinno dziwić, że na warsztatach podczas Google Launchpad analizie poddawane były iPhone oraz system iOS.
Z dziesiątek różnych sesji i zajęć przygotowanych z myślą o twórcach startupów uczestniczyłem w kilku. Zaraz po przybyciu na bootcamp w ramach Google Launchpad w San Francisco rozmawiałem z uczestnikami i organizatorami, a potem obserwowałem w praktyce sesję mentorską z zespołem Szopi.
Na spotkania z mentorami udawali się przedstawiciele jednego z dwudziestu czterech zaproszonych startupów. Innym typem zajęć były wykłady, w których mogli uczestniczyć wszyscy goście. Oprócz tego organizowane były mniejsze warsztaty dla chętnych, gdzie sprzedawana była czysta wiedza.
Moją uwagę przykuło wystąpienie Luke’a Wroblewskiego poświęcone zagadnieniu Product Excellence. Przedsiębiorca o swojsko brzmiącym nazwisku trafił do Google’a po przejęciu przez giganta jego firmy Polar w 2014 roku. Obecnie piastuje stanowisko dyrektora produktu. Podczas bootcampu Google Launchpad prowadził różne zajęcia, a na jedne z nich miałem przyjemność trafić.
Nie kryję, że zaciekawiło mnie skupienie się na produktach Apple’a. Luke Wroblewski tłumaczył, jak wygląda proces projektowania na przykładzie najpopularniejszego telefonu świata. Przypomniał, jak iPhone zmieniał się na przestrzeni lat a wraz z nim oprogramowanie.
„Design jest oczywisty tylko w retrospekcji”.
Prowadzący zajęcia starał się wyłuszczyć zgromadzonym przedsiębiorcom, jak ważne jest odpowiednie podejście do designu i przypomniał o chorobliwej dbałości o szczegóły Steve’a Jobsa. Pokazał na konkretnych przykładach, w jaki sposób twórcy aplikacji w iOS dochodzili do układów, które widzimy z dziś.
Spodobało mi się, że było tutaj więcej praktyki niż teorii. Rzutnik wyświetlał plansze ze zrzutami ekranowymi, a prowadzący wyjaśniał, jak - i dlaczego - zmieniono układ przycisków i innych elementów np. w Apple Maps. Dziś interfejs wydaje się oczywisty, ale tylko dlatego, że ktoś go wcześniej wymyślił.
Zrozumienie, jak użytkownicy korzystają z aplikacji i czego od nich oczekują, wymagało długich badań.
Luke Wroblewski pokazał zgromadzonym gościom, w jaki sposób ewoluowały różne aplikacje - nie tylko te od Apple’a. Sporo uwagi poświęcono klientowi serwisu społecznościowego Google Plus w wersji na Androida, który w 2015 roku zaczerpnął dolną belkę nawigacyjną rodem z iPhone’a.
Długotrwałe badanie aktywności użytkowników pozwoliło zrozumieć programistom, dlaczego ten mechanizm się sprawdza. Dzięki kompleksowemu badaniu zaangażowania udało się przekierować uwagę odbiorców w konkretne miejsca. Prowadzący na wykresach pokazał, jak duży miało to wpływ na wyniki i statystyki.
Wyjaśnił też, dlaczego warto słuchać odbiorców. Wprowadzenie dolnej belki nawigacyjnej rozzłościło wielu osób. Google w końcu w wytycznych Material Design odradzał to rozwiązanie rodem z systemu konkurencji i sugerował korzystanie z menu hamburgera. W przypadku tej i wielu innych aplikacji dolna belka okazała się strzałem w dziesiątkę.
Użytkownicy oczywiście na taką poważną zmianę zareagowali mocno negatywnie. Luke Wroblewski wyjaśnił jednak, że krytyka - nawet wyrażona niewybrednymi słowami, której przykłady zawarł w swojej prezentacji - jest szalenie istotna.
Pozwoliło to zauważyć, że największe pretensje zgłaszali mieszkańcy krajów azjatyckich i po nitce do kłębka zrozumieć, że przeszkadza im przede wszystkim… brak miejsca na opis etykiet w takim widoku.
Trzeba przy tym pamiętać, że projektując aplikację, nie da się zadowolić wszystkich.
Krytyka jest istotna, ale nie zawsze należy jej ulegać. Twórcy startupów powinni używać odpowiednich narzędzi, by badać zachowanie swoich użytkowników - a potem reagować na niepokojące sygnały i modyfikować interfejs tak, by wywołać w odbiorcach pożądane zmiany w zachowaniu.
Do tego celu prowadzą różne drogi, ale kluczowe jest właśnie jest analizowanie danych i wyciąganie wniosków. Nawet wtedy - a może nawet zwłaszcza wtedy - gdy w tym celu trzeba przyjrzeć się rozwiązaniom stosowanym przez konkurencję, tak jak w przypadku Google’a i Apple’a.